Ostatecznie najważniejsze są koszty takiego procesu. Frankowicze mają teraz ponad 90 proc. szans na wygraną. Wiedzą z grubsza, co może ich czekać, i mają duży wybór kancelarii, z różnymi formami honorarium, które jest głównym wydatkiem w takiej sprawie.
To, co stałe
Opłata od pozwu (kiedyś nazywana wpisem) dla frankowicza nie może przekroczyć 1000 zł, co jest dużą ulgą, bo w innych sprawach wynosi 5 proc. żądanej kwoty. Na początku procesu pojawia się też potrzeba powołania biegłego i trzeba wnieść zaliczkę, przeciętnie 1000 zł. Jeśli frankowicz przegra sprawę choćby częściowo i złoży apelację, to musi uiścić kolejne 1000 zł.
Po wyroku II instancji koszty zostaną rozliczone według zasady, że przegrywający zwraca je wygrywającemu, a jeśli wygrał tylko częściowo (a więc częściowo przegrał), to sąd, pomijając wyjątki, rozdzieli te koszty stosownie do wyniku sprawy. Na tej samej zasadzie zarządzi przegrywającemu zwrot wydatków za tzw. zastępstwo procesowe dla wygrywającego, czyli zaangażowanie prawnika. Ale tylko według tzw. taksy adwokackiej (rozporządzenie ministra sprawiedliwości), co rzadko odpowiada faktycznym wydatkom na adwokata.
Stawki za zastępstwo procesowe wynoszą w sprawie o wartości od 50 tys. zł do 200 tys. zł – 5,4 tys. zł, w sprawie od 200 tys. zł do 2 mln zł – 10,8 tys. zł, a w sądzie apelacyjnym 75 proc. stawki z pierwszej instancji.
Honorarium pełnomocnika
Znacznie wyższe i zależne od stawek konkretnej kancelarii (i negocjacji z nią) są wynagrodzenia za prowadzenie sprawy, ustalane w umowie zwykle na kilka miesięcy przed złożeniem pozwu, a kancelarie oferują różne systemy zapłaty.
– My oferujemy opłatę wstępną płatną z góry oraz prowizję od wygranej (success fee) – mówi „Rz” Szymon Kowalczyk, adwokat z kancelarii Sobota Jachira. – Co do zasady mamy niższe opłaty wstępne płatne z góry (za I i II instancję), lecz wyższy procent success fee po wygranej. Druga oferta to wyższe opłaty wstępne płatne z góry i niski procent success fee.
Mariusz Korpalski, radca prawny, który także reprezentuje frankowiczów, ocenia, że opłaty wstępne mieszczą się w przedziale od 3 do 20 tys. zł, i często są rozkładane na raty mniej więcej odpowiadające miesięcznej racie bankowej frankowicza, oraz success fee, liczony od zmniejszenia długo wobec banku.
Przewidywać ryzyko
Wojciech Wandzel, adwokat, który w tych sprawach reprezentuje banki, wskazuje, że jeżeli nawet kredytobiorca wygra, to musi pokryć wynagrodzenie swego adwokata lub radcy (ponad sądowy zwrot), a jeszcze bank będzie musiał wytoczyć mu roszczenie o zwrot kapitału i koszt korzystania z kapitału. Gdy wygra, frankowicz mu zwróci opłaty sądowe oraz koszty pełnomocnika, a więc co najmniej 20 tys. zł. Nie licząc wydatków na własnego prawnika frankowicza w tej drugiej sprawie.
Przynajmniej od roku kancelarie zobowiązują się w umowie z frankowiczem do prowadzenia ewentualnej drugiej sprawy.
Na końcu mogą pojawić się koszty egzekucji, ale sądy coraz częściej stosują tzw. prawo zatrzymania, a banki raczej nie czekają na komornika i mają z czego regulować dług.
Arkadiusz Szcześniak prezes Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu
Frankowicze mają obecnie więcej wiedzy i dużo większy wybór kancelarii, ale powinni odwiedzić kilka, zanim którąś zaangażują, gdyż to wybór na lata, kiedy niezbędna będzie dobra komunikacja z prawnikiem i zaufanie, aby klient mógł mu powierzać dokumenty i prywatne fakty.
Apelujemy też do frankowiczów, aby ustalali w umowach z prawnikiem wyraźnie zakres jego obowiązków, w szczególności całkowitą cenę jego usługi, aby nie trzeba było się jej domyślać i aby nie rodziło to komplikacji.
Artykuł pochodzi z Systemu Legalis. Bądź na bieżąco, polub nas na Facebooku →