Propozycja MS zakłada dodatkowe obowiązki dla osób pracujących w punktach (np. logowania się do systemu w czasie dyżurów, uzupełniania kart pomocy do określonego terminu), za których niewypełnienie mogą grozić kary umowne. Ponadto poszerzony zostanie krąg osób, którym udzielać będzie można porad zdalnych. Nie trzeba będzie też składać oświadczenia o braku środków na pokrycie kosztów pomocy prawnej na zasadach rynkowych. System rejestrowania się do punktów NPP ma też zostać scentralizowany.

– Postulujemy, aby pozostawić oświadczenia o braku środków na pomoc prawną – tak, by ta nieodpłatna była kierowana faktycznie do osób, które jej potrzebują. W przyszłości chcielibyśmy powołać urząd, który przydzielałby prawo do nieodpłatnej pomocy prawnej i prawo do pełnomocnika z urzędu, by pomoc była kompleksowa, co też odciążyłoby sądy – mówi Mariusz Hassa, przedstawiciel NRA w Radzie Nieodpłatnego Poradnictwa Prawnego.

Adwokat dodaje, że dziś tylko procent beneficjentów NPP chce, by napisać im wniosek o pełnomocnika z urzędu.

– Często oświadczają, że nie chcą wniosku o takiego pełnomocnika, bo będzie trzeba złożyć w sądzie oświadczenie o stanie rodzinnym i majątkowym i wiadomo, że sąd go nie przyzna – tłumaczy.

Adwokatura postuluje też, by rozważyć opcję, w której osoby potrzebujące nieodpłatnej pomocy prawnej dostawałyby bony. Te można by zrealizować w kancelarii, która zgłosiłaby się jako wykonawca NPP.

– Zlikwidowałoby to koszty utrzymywania tych punktów, dla powiatów są to bowiem duże wydatki – mówi Dorota Kulińska, dyrektor Instytutu Legislacji i Prac Parlamentarnych NRA. – Ponadto wciąż ludzie obawiają się przychodzić po pomoc do punktu przy urzędzie, zwłaszcza jeśli mają spór z tym urzędem.

Mariusz Hassa wskazuje, że niezbędna jest waloryzacja środków przeznaczonych na ten rodzaj pomocy. Zwraca również uwagę na słabe wyposażenie punktów, np. brak drukarek, komputerów, a nawet internetu czy doładowań do służbowych telefonów.

– Problemem jest też bezpieczeństwo osób świadczących pomoc i brak poufności w lokalach – tłumaczy adwokat. – Mamy sygnały, że osoby udzielające porad odchodzą z punktów (zwłaszcza jeśli trzeba dojeżdżać do nich np. 30–40 km). Problemem są też wizyty domowe, których koszty dojazdu ponoszą osoby świadczące pomoc. W tych warunkach zwiększanie kręgu beneficjentów nie jest dobrym rozwiązaniem.

Więcej treści z Rzeczpospolitej po zalogowaniu. Nie posiadasz dostępu? Kup online, korzystaj od razu! Sprawdź

Artykuł pochodzi z Systemu Legalis. Bądź na bieżąco, polub nas na Facebooku →