Szykuj się na nowy podatek, skarbówka idzie po sprzedających w sieci, zagrożonych jest 17 mln Polaków – tak różne media straszyły Dyrektywą DAC7 tych, którzy handlują na popularnych platformach internetowych (np. Allegro, Vinted czy OLX). W „Rzeczpospolitej” tonowaliśmy nastroje – dyrektywa nie wprowadza nowego podatku, a fiskus nie uzna każdego sprzedającego w sieci za przedsiębiorcę. Lektura wydanych po 31 stycznia (do tego dnia platformy musiały przesłać skarbówce raporty) interpretacji pokazuje, że mieliśmy rację.

Informacje dla fiskusa

Przypomnijmy, że przepisy wdrażające unijną Dyrektywę DAC7 obowiązują w Polsce od 1 lipca 2024 r. Na ich podstawie platformy musiały przesłać fiskusowi informacje o sprzedawcach, którzy przeprowadzili rocznie (chodzi o dane za 2023 i 2024 r.) przynajmniej 30 transakcji. A także o tych, którzy sprzedawali rzadziej, ale w sumie za więcej niż 2 tys. euro. Do sprawozdania powinni trafić też ci, którzy za pośrednictwem platform wynajmowali nieruchomości, środki transportu czy świadczyli różne usługi.

Krajowa Administracja Skarbowa informowała w kwietniu, że dostała raporty za 2023 i 2024 r. od 82 operatorów platform. Trafiło do nich ponad 177 tys. osób fizycznych oraz ponad 115 tys. innych podmiotów. Niektórzy od razu złożyli wnioski o interpretację. I co się okazuje? Fiskus potwierdza, że sprzedaż na platformach wcale nie musi być działalnością gospodarczą. I jeśli rzeczy, których się pozbywamy, mieliśmy dłużej niż pół roku (licząc od końca miesiąca, w którym je nabyliśmy), w ogóle nie musimy przejmować się podatkiem.

Oto przykłady. Kobieta sprzedaje w internecie używane rzeczy – odzież, obuwie, książki. W 2024 r. były to 122 transakcje. Przychód z tego tytułu wyniósł 4,5 tys. zł. Czy jest to działalność gospodarcza? Kobieta twierdzi, że nie, ponieważ sprzedaje tylko rzeczy, które nie są jej potrzebne, jest to „porządkowanie osobistych zasobów”.

Beck Akademia - praktyczne szkolenia online - sprawdź aktualny harmonogram Sprawdź

Dłużej niż pół roku

Co na to fiskus? Przypomniał, że w świetle ustawy o PIT przedsiębiorcą jest ten, kto działa w celach zarobkowych w sposób ciągły i zorganizowany. Działalności gospodarczej nie stanowi jednak sprzedaż, nawet wielokrotna, przedmiotów z majątku prywatnego, które nie były nabyte w celach handlowych. Tak jest w opisanej sprawie. Sprzedaż używanych rzeczy na platformie internetowej to zwykłe zarządzanie własnym majątkiem. Nie trzeba jej rozliczać tak jak biznesu. Oznacza to, że kobieta nie zapłaci podatku, ponieważ sprzedawane rzeczy miała dłużej niż pół roku (interpretacja nr 0114-KDIP3-1.4011.160.2025.1.BS).

Druga sprawa. Mężczyzna jest kolekcjonerem sportowych pamiątek. Głównie są to karty piłkarskie i autografy zawodników. Od dwóch lat wystawia je na sprzedaż na platformach internetowych. I trafił do raportu do skarbówki. Wynika z niego m.in., że w 2023 r. przeprowadził około 100 transakcji. Czy jest to działalność gospodarcza i od dochodu trzeba zapłacić PIT? Mężczyzna twierdzi, że nie. Podkreśla, że transakcje są nieregularne, a pieniądze przeznacza na rozwój swojej kolekcji. Zbieranie kart i autografów jest jego pasją, a nie działalnością zarobkową.

Skoro to tylko hobby, to nie jest pan przedsiębiorcą – przyznała skarbówka. „Fakt, że sprzedaż odbywa się za pośrednictwem platform internetowych, a nie w sposób bezpośredni, nie ma wpływu na kwalifikację tych transakcji jako działalności gospodarczej” – czytamy w interpretacji nr 0112-KDIL2-2.4011.94.2025.1.IM.

Podobnie było w sprawie innego kolekcjonera. W zeszłym roku odnotował 48 transakcji, w tym będzie ich dużo więcej, bo przez niecałe trzy miesiące sprzedał już 105 kart. Skarbówka o nim wie z raportu z platformy, wygląda jednak na to, że nic mu nie zrobi. Przyznała bowiem, że kolekcjoner nie jest przedsiębiorcą oraz, że sprzedaż nie podlega opodatkowaniu, bo karty miał dłużej niż pół roku (interpretacja nr 0114-KDIP3-1.4011.345.2025.1.BS).

Kogo fiskus może uznać za przedsiębiorcę? Tego, kto działa na większą skalę, sprzedaje takie same rzeczy, współpracuje ze stałymi dostawcami, intensywnie się reklamuje.

Opinia dla „Rzeczpospolitej”

Wojciech Kieszkowski

doradca podatkowy, wspólnik w Solveo Advisory

Dyrektywa DAC7 nie wprowadziła żadnego nowego podatku. Nie spowodowała też, że rodzice pozbywający się rampersów i śpiochów, z których wyrosło ich dziecko, stali się nagle przedsiębiorcami. Nawet jak mają na koncie ponad 30 transakcji rocznie. Potwierdzają to wydane w ostatnich miesiącach interpretacje. I widać, że krzykliwe i alarmujące nagłówki, jakie pojawiały się w licznych mediach, miały niewiele wspólnego z rzeczywistością (za to pewnie dobrze się klikały).

Oczywiście pozytywne interpretacje fiskusa nie oznaczają, że wszyscy handlujący w sieci mogą spać spokojnie. Skarbówka od wielu lat sprawdza tych najaktywniejszych. I to nie tylko pod kątem PIT, ale także VAT, gdzie definicja działalności gospodarczej jest pojemniejsza. Teraz skarbówka dostała wszystko na talerzu, na pewno więc jest jej łatwiej. Na razie nie widać, aby przekładało się to na zwiększenie i zaostrzenie kontroli. Ministerstwo Finansów zapowiadało jednak, że urzędnicy będą sprawdzać, skąd biorą się rozbieżności między danymi z raportów platform internetowych, a składanymi przez podatników deklaracjami.

Więcej treści z Rzeczpospolitej po zalogowaniu. Nie posiadasz dostępu? Kup online, korzystaj od razu! Sprawdź

Artykuł pochodzi z Systemu Legalis. Bądź na bieżąco, polub nas na Facebooku →