Kasowy PIT zbyt skomplikowany
Od 1.1.2025 r. obowiązują przepisy o kasowym PIT, firmy mogą już wykazywać przychody i koszty dopiero po zapłacie. Zapytaliśmy księgowych i doradców podatkowych, czy wśród ich klientów są chętni na nową formę rozliczenia. Odpowiadają zgodnie: zainteresowanie jest zerowe, a jeśli ktoś będzie chciał, to i tak będziemy odradzać.
Przypomnijmy, że kasowy PIT to realizacja jednej z obietnic wyborczych dla biznesu. Ma pomóc firmom, które nie dostają pieniędzy od kontrahentów. Oznacza bowiem rozliczanie przychodu i podatku dopiero po otrzymaniu zapłaty. Brzmi to atrakcyjnie, ale na łamach „Rzeczpospolitej” wiele razy przestrzegaliśmy, że kasowy PIT jest zbyt skomplikowany i może nie być chętnych do jego stosowania. Niestety, czarne prognozy się na razie potwierdzają.
– Nikt z moich klientów nie jest zainteresowany kasowym PIT. Przedsiębiorcy zdają sobie sprawę, że nowa metoda rozliczeń to duża biurokracja. I na pewno nikogo nie będę do niej zachęcał, wręcz przeciwnie – mówi Cezary Szymaś, współwłaściciel biura rachunkowego ASCS-Consulting.
– Nie ma chętnych, bo kasowy PIT oznacza dużo więcej pracy, i dla księgowego, i dla klienta – potwierdza Izabela Leśniewska, doradca podatkowy w kancelarii Alo-2.
Trzeba sprawdzać
Co w kasowym PIT takiego strasznego? – Przede wszystkim trzeba każdą fakturę, zarówno przychodową, jak i kosztową (bo kasowo musimy rozliczać też koszty), sprawdzić z rachunkiem bankowym. Oznacza to prowadzenie dodatkowych rejestrów płatności – mówi Magdalena Michałowska, doradca podatkowy, właścicielka biura rachunkowego Meritum.
– Każdy przelew trzeba dopasować do faktury. A przecież są czasami niedokładnie opisywane, często przedsiębiorcy płacą w częściach albo w gotówce, czy rozliczają się w inny sposób, np. przez kompensaty. Płatności też są dokonywane na różne sposoby, choćby BLIK-iem, i nie wiadomo, czego dotyczą. To wszystko trzeba z klientem wyjaśnić przed zaksięgowaniem transakcji – tłumaczy Cezary Szymaś.
– Załóżmy, że przedsiębiorca na księdze przychodów i rozchodów ma 100 faktur (przychodowych i kosztowych) miesięcznie. Zgodnie z podstawową metodą, czyli memoriałową, są księgowane na bieżąco. Jeśli wybierze kasową, trzeba sprawdzić, które zostały opłacone. Załóżmy, że jest ich 60, wobec tego 40 przechodzi na następny miesiąc. I znowu trzeba będzie sprawdzić, czy zostały opłacone, a przecież dojdzie do nich kolejnych 100 faktur. I tak dalej, z każdym miesiącem do weryfikacji będzie ich coraz więcej – wskazuje Grzegorz Gębka, doradca podatkowy w kancelarii GTA.
– Dodatkowo trzeba rozdzielać przychody ze sprzedaży na rzecz firm i konsumentów. Te drugie są bowiem z metody kasowej wyłączone. Osobno rozliczamy też środki trwałe oraz wartości niematerialne i prawne – mówi Izabela Leśniewska.
Eksperci przestrzegają, że wybór kasowej metody spowoduje podniesienie cen usług księgowych. – Biura rachunkowe będą miały dużo więcej pracy, trzeba zmodyfikować programy, łatwiej popełnić błąd – wylicza Magdalena Michałowska.
To tylko odroczenie
Jest jeszcze jeden ważny powód, dla którego firmy nie rzucają się na kasowy PIT. – Nie daje przedsiębiorcom finansowych korzyści, bo nie jest to zwolnienie z podatku, tylko jego odroczenie. Po dwóch latach od transakcji (albo w razie likwidacji biznesu) trzeba bowiem wykazać przychód, nawet jeśli kontrahent nadal nam nie zapłacił. Podatku więc i tak nie unikniemy – tłumaczy Grzegorz Gębka.
– Podobnej zasady nie ma w odniesieniu do kosztów. Oznacza to, że przedsiębiorca stosujący kasowy PIT nie rozliczy nieopłaconej faktury w kosztach, choć miną dwa lata od transakcji. Ostatecznie może więc zapłacić wyższy podatek niż przy metodzie memoriałowej – wskazuje Izabela Leśniewska.
– Widać, że kasowy PIT został wprowadzony po to, aby spełnić wyborczą obietnicę, a nie ułatwić życie przedsiębiorcom. I może okazać się dużym niewypałem – podsumowuje Grzegorz Gębka.
Nowelizację wprowadzającą kasowe rozliczenie znajdziemy w Dzienniku Ustaw z 30 października 2024 r., pod pozycją 1593. Ci, którzy zdecydują się na nową metodę, muszą poinformować o swoim wyborze fiskusa. Czas mają do 20 lutego. Rozpoczynający działalność w trakcie roku muszą złożyć oświadczenie w tej sprawie do 20. dnia następnego miesiąca, a jeśli zaczęli biznes w grudniu – do końca roku.
Eksperci przypominają też, że w przepisach są inne rozwiązania zmniejszające obciążenia firm, które padły ofiarą zatorów płatniczych. Przede wszystkim ulga na złe długi. Pozwala odliczyć od dochodu nieściągnięte od kontrahentów kwoty. Dzięki temu odzyskamy zapłacony wcześniej podatek.
Druga możliwość – nieściągalną wierzytelność można zaliczyć do kosztów uzyskania przychodów. Jeśli to zrobimy, nie stracimy na podatkowym rozliczeniu. – Czy nie lepiej byłoby, gdyby ustawodawca złagodził warunki tych preferencji, zamiast komplikować system wprowadzaniem kolejnej? – podsumowuje Cezary Szymaś.
Kolejne wydłużenie terminu zmian w standardzie opieki anestezjologicznej
- Po raz kolejny resort zdrowia wydłuża terminy na dostosowanie wymogów kadrowych i organizacyjnych wynikających ze standardu organizacyjnego opieki zdrowotnej w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii.
- Zamiast wdrożyć działania dyscyplinujące lub naprawcze względem podmiotów leczniczych uchylających się od spełnienia wymagań, resort po raz kolejny stwierdza, że skoro podmioty nie spełniają wymagań, to należy wydłużyć termin na ich spełnienie.
Zmieniane przepisy
Omawiane zmiany dotyczą rozporządzenia Ministra Zdrowia z 16.12.2016 r. w sprawie standardu organizacyjnego opieki zdrowotnej w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 332; dalej: AnestIntTerR), a dokładniej § 16 i § 17 AnestIntTerR.
W ostatnim brzmieniu z § 16 AnestIntTerR (tj. obowiązującym do 31.12.2024 r.), wynikało z niego, że:
- pielęgniarki wykonujące przed dniem wejścia w życie niniejszego rozporządzenia czynności przewidziane w rozporządzeniu Ministra Zdrowia i Opieki Społecznej z 27.02.1998 r. w sprawie standardów postępowania oraz procedur medycznych przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych z zakresu anestezjologii i intensywnej terapii w zakładach opieki zdrowotnej (Dz.U. z 1998 r. Nr 37, poz. 215) dla przeszkolonych pielęgniarek, niespełniające wymagań dotyczących pielęgniarki anestezjologicznej, tj. pielęgniarki z ukończoną specjalizacją w dziedzinie pielęgniarstwa anestezjologicznego i intensywnej opieki lub w trakcie specjalizacji oraz pielęgniarki, która ukończyła kurs kwalifikacyjny w dziedzinie pielęgniarstwa anestezjologicznego i intensywnej opieki, czyli innymi słowy – nieposiadające specjalizacji lub niebędące w trakcie specjalizacji oraz nieposiadające kursu), mogą wykonywać czynności przewidziane dla pielęgniarki anestezjologicznej nie dłużej niż do dnia 31.12.2024 r.,
- podmioty lecznicze niespełniające w dniu wejścia w życie niniejszego rozporządzenia wymagań dotyczących odrębności oddziałów anestezjologii i intensywnej terapii dla dzieci i oddziałów anestezjologii i intensywnej terapii lub, w przypadku udzielania świadczeń zdrowotnych wyłącznie z zakresu anestezji, odrębności oddziałów anestezjologii dla dzieci i oddziałów anestezjologii dostosują się do wymagań określonych w § 4 ust. 1 i 2 AnestIntTerR (tj. oddzielne oddziały dla pacjentów dorosłych oraz dla dzieci) w terminie nie dłuższym niż do dnia 31.12.2024 r.,
- lekarz będący przed dniem wejścia w życie niniejszego rozporządzenia kierującym oddziałem anestezjologii i intensywnej terapii lub oddziałem anestezjologii i intensywnej terapii dla dzieci albo oddziałem anestezjologii lub oddziałem anestezjologii dla dzieci w szpitalu, niespełniający wymagań określonych w § 4 ust. 10 AnestIntTerR (tj. lekarz specjalista anestezjologii i intensywnej terapii), może pełnić tę funkcję nie dłużej niż do dnia 31.12.2024 r.,
- pielęgniarka będąca przed dniem wejścia w życie niniejszego rozporządzenia pielęgniarką oddziałową oddziału anestezjologii i intensywnej terapii lub oddziału anestezjologii i intensywnej terapii dla dzieci albo oddziału anestezjologii lub oddziału anestezjologii dla dzieci w szpitalu, niespełniająca wymagań określonych w § 4 ust. 11 AnestIntTerR (tj. pielęgniarka, która ukończyła specjalizację w dziedzinie pielęgniarstwa anestezjologicznego i intensywnej opieki), może pełnić tę funkcję nie dłużej niż do dnia 31.12.2024 r.
Innymi słowy, do 31.12.2024 r. podmioty lecznicze miały czas na zapewnienie odrębności oddziałów anestezjologicznych dla dorosłych i dzieci, a personel medyczny na dostosowanie kwalifikacji do aktualnych wymagań (np. w przypadku pielęgniarek chociażby rozpoczęcie specjalizacji, lub ukończenie kursu). Co istotne, termin na spełnienie powyższych wymagań został pierwotnie określony na 31.12.2021 r. i corocznie od tego czasu ulega przedłużeniu o kolejny rok.
Jeśli chodzi natomiast o §17 AnestIntTerR, to odnosi się do terminu spełnienia wymagań określonych w załączniku nr 1 do rozporządzenia, określającego warunki dla oddziałów anestezjologii i intensywnej terapii oraz oddziałów anestezjologii w szpitalach. Zgodnie z tym przepisem w dotychczasowym brzmieniu (tj. do 31.12.2024 r.):
- do 31.12.2024 r. podmioty lecznicze prowadzące szpitale, miały czas na dostosowanie się do wymagań wynikających ze wskazanego załącznika, określającego warunki dla oddziałów anestezjologii i intensywnej terapii oraz oddziałów anestezjologii w szpitalach,
- do 31.12.2024 r., podmioty wykonujące działalność leczniczą w rodzaju ambulatoryjne świadczenia zdrowotne lub stacjonarne i całodobowe świadczenia zdrowotne inne niż szpitalne miały czas na spełnienie wymagań dotyczących „Wyposażenia stanowiska znieczulenia” z części I załącznika nr 1.
Termin dostosowania warunków i wymagań był również corocznie przedłużany.
Przyczyny zmian
W listopadzie 2024 r. resort zdrowia rozpoczął prace nad zmianą przepisów jedynie w zakresie kolejnego wydłużenia terminu na dostosowanie się do wymagań kadrowych oraz organizacyjnych o kolejny rok (w początkowej wersji jedynie 6 miesięcy, jednak na etapie prac legislacyjnych zdecydowano o wydłużeniu terminu do 31.12.2025 r.).
Jako powody zmian wskazano:
- niedostosowanie części podmiotów leczniczych do wymagań określonych w rozporządzeniu,
- obawa pogorszenia się poziomu dostępności świadczeń anestezjologicznych, a w konsekwencji – spadek bezpieczeństwa zdrowotnego pacjentów,
- zróżnicowany poziomu standardu wyposażenia bazy oddziałów anestezjologii i intensywnej terapii, jak również zabezpieczenia personelu medycznego,
- zagrożenie braku spełnienia przez podmioty lecznicze wymagań określonych w rozporządzeniu.
Uwagi zgłaszane w trakcie prac legislacyjnych
W trakcie konsultacji publicznych zasadniczo aprobowano wydłużenie terminu.
Wskazano m.in., że na wielu oddziałach pracują pielęgniarki niespełniające wymagań co do kwalifikacji. Dodatkowo, na wielu oddziałach anestezjologii i intensywnej terapii brak wynikającej z rozporządzenia organizacji świadczeń i wymaganego wyposażenia. Niewydłużenie terminu spowodowałoby istotne braki kadrowe oraz konieczność wyłączenia z użytkowania sal operacyjnych i sal nadzoru poznieczuleniowego.
Krytyczne stanowisko co do kolejnego wydłużenia terminu przedstawiła konsultantka krajowa w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii. Wskazała, że odraczanie w czasie wymogów kwalifikacji pielęgniarek oraz lekarzy doprowadza do sytuacji, w której lekarz kierujący oddziałami anestezjologii i intensywnej terapii dla dorosłych i dla dzieci nie musi być lekarzem specjalistą anestezjologii i intensywnej terapii, a pielęgniarka oddziałowa nie musi posiadać specjalizacji z tej dziedziny. To z kolei nie leży zarówno w interesie ani pacjentów, jak i kadry medycznej. Krytycznie odniosła się do odsuwania w czasie konieczności spełnienia wymogów kadrowych i sprzętowych. Wydłużanie terminu powoduje obniżenie jakości opieki, braki wyposażenia, dowolność w jego kompletowaniu. Stwierdziła także, że na przestrzeni ostatnich lat było wystarczająco czasu, żeby dostosować się do wymagań kadrowych, organizacyjnych i sprzętowych. Kolejne wydłużenie tak naprawdę nie sprzyja pacjentom, ponieważ naraża ich na naruszanie ich praw, zagrożenie bezpieczeństwa, a także szkodzi systemowo.
Rezultat zmian
Ostatecznie termin wynikający z § 16 i § 17 AnestIntTerR został wydłużony do 31.12.2025 r.
Oznacza to, że podmioty lecznicze mają kolejny rok na spełnienie wymagań kadrowych i organizacyjnych. Czy faktycznie ten termin zostanie dochowany i będzie ostateczny – nie wiadomo. Dotychczasowe zmiany i postawa resortu zdrowia wskazują jednak na to, że może utrzymać się tendencja do jego dalszego przesuwania w nieskończoną przyszłość.
Etap legislacyjny
Rozporządzenie Ministra Zdrowia z 17.12.2024 r. zmieniające rozporządzenie w sprawie standardu organizacyjnego opieki zdrowotnej w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii (Dz.U. z 2024 r. poz. 1886) wchodzi w życie z dniem 31.12.2024 r.
Kiedy można mówić o „uchwale negatywnej”?
Do konfliktu związanego z możliwością otwarcia sklepu monopolowego doszło pomiędzy spółką posiadającą lokal użytkowy w budynku będącym w zarządzie wspólnoty mieszkaniowej, a ową wspólnotą. Firma chciała otworzyć w swoim pomieszczeniu sklep z napojami alkoholowymi. Planowała odpowiednio zaadoptować nie tylko sam lokal, ale także poczynić pewne ingerencje w elewacji. Chodziło o zainstalowanie podświetlanego kasetonu reklamowego. Ponieważ wszystkie te działania wymagały formalnej zgody wspólnoty mieszkaniowej, spółka zwróciła się do niej ze stosownym wnioskiem. Wspólnota podjęła głosowania nad przedmiotowymi uchwałami, jednak żaden z projektów nie uzyskał wymaganej większości głosów właścicieli lokali, liczonej według udziałów w nieruchomości wspólnej. W rezultacie głosowania zakończyły się wynikiem negatywnym, co – zdaniem spółki – oznaczało podjęcie tzw. uchwał negatywnych (czyli uchwał o odmowie zgody na wnioskowane działania).
Przedstawiciele firmy uznali, że podjęte uchwały naruszają jej prawa jako właściciela lokalu oraz interesy gospodarcze związane z prowadzoną działalnością. Spółka argumentowała, że odmowa wspólnoty jest nieuzasadniona, a podjęte uchwały nie spełniają wymogów określonych w przepisach ustawy z 24.6.1994 r. o własności lokali (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 1048; dalej: WłLokU). Powoływała się przy tym na art. 25 ust. 1 WłLokU, który pozwala właścicielowi zaskarżyć uchwałę do sądu w sytuacji, gdy jest ona sprzeczna z prawem, umową właścicieli lub narusza zasady prawidłowego zarządu nieruchomością wspólną.
Wspólnota była jednak nieugięta, a ponieważ spółka nie zamierzała zmienić swoich planów, spór trafił do sądu. W pierwszej kolejności sprawę rozpoznawał Sąd Okręgowy w Warszawie, który uznał, że podjęte uchwały, naruszały interesy powoda jako właściciela lokalu użytkowego. Zdaniem SO, brak zgody ze strony wspólnoty był nieuzasadniony i w sposób nieproporcjonalny ograniczał prawa powoda do korzystania z jego lokalu zgodnie z przeznaczeniem i celami gospodarczymi.
Sąd stwierdził ponadto, że działania wspólnoty, polegające na odmowie zgody na przedmiotowe kwestie, nie miały wystarczającego uzasadnienia oraz stanowiły przejaw nadużycia uprawnień większości właścicieli. W ocenie sądu, takie działanie naruszało zasady współżycia społecznego oraz reguły prawidłowego zarządzania nieruchomością wspólną, co uzasadniało uchylenie uchwał na gruncie art. 25 ust. 1 WłLokU.
Z takim werdyktem nie chciała z kolei pogodzić się wspólnota, która złożyła odwołanie. Sąd Apelacyjny zmienił wyrok SO i oddalił powództwo spółki. Organ uznał za zasadny zarzut naruszenia przez niższą instancję art. 23 ust. 2 w związku z art. 25 ust. 1 i 1a WłLokU. Jak się bowiem okazało, w głosowaniu nad spornymi uchwałami wzięły udział osoby reprezentujące 0,2286 udziałów „za” oraz 0,5208 udziałów „przeciw”. Większość właścicieli lokali głosowała przeciwko uchwałom, co spowodowało brak wymaganej większości głosów do ich przyjęcia. Sąd wskazał, że w tej sprawie głosowania zakończyły się niepodjęciem uchwał, co oznaczało, że nie doszło do skutecznego wyrażenia woli wspólnoty. W związku z tym nie istniały uchwały, które można by było zaskarżyć na podstawie art. 25 WłLokU. W rezultacie apelacja wspólnoty została uwzględniona, a powództwo spółki oddalone. W ocenie SA, uchwały, które nie uzyskały wymaganej większości głosów, nie istnieją jako akty prawne, a zatem nie mogą być przedmiotem skutecznego zaskarżenia.
Spółka wniosła o kasację. Sąd Najwyższy, rozpoznając skargę, dostrzegł istotne zagadnienie prawne, które wymagało rozstrzygnięcia rozszerzonego składu orzeczniczego. Pytanie sprowadzało się do tego, czy w sytuacji, gdy większość właścicieli lokali głosuje przeciwko danej uchwale, można mówić o podjęciu tzw. „uchwały negatywnej” w rozumieniu art. 23 ust. 2 oraz art. 25 ust. 1 WłLokU. Zagadnienie to miało kluczowe znaczenie dla praktyki orzeczniczej, ponieważ dotyczyło możliwości zaskarżenia decyzji wspólnoty mieszkaniowej, która nie uzyskała większości głosów „za”, a tym samym formalnie nie została podjęta jako uchwała.
SN(7) Izba Cywilna w uchwale z 20.11.2024 r., III CZP 20/23, Legalis, stwierdził, że brak większości głosów „za” uchwałą o treści pozytywnej nie oznacza automatycznie podjęcia uchwały negatywnej o treści przeciwnej. Uchwała w rozumieniu art. 23 ust. 2 WłLokU, to akt woli właścicieli lokali, który musi zostać przyjęty większością głosów, liczonych według udziałów w nieruchomości wspólnej. Nieuzyskanie wymaganej większości oznacza, że uchwała nie została podjęta i nie istnieje w sensie prawnym, a w takiej sytuacji nie można uznać, że doszło do uchwalenia aktu o treści przeciwnej do projektu poddanego pod głosowanie.
SN(7) podkreślił, że uchwała negatywna może powstać tylko wtedy, gdy projekt uchwały zawiera treść negatywną (np. „odmawia się zgody”) i uzyska aprobatę większości właścicieli lokali. Samo głosowanie „przeciw” uchwale pozytywnej nie tworzy uchwały o odmowie zgody.
Uchwała SN(7) Izba Cywilna z 20.11.2024 r., III CZP 20/23, Legalis
Dofinansowanie do okularów – jak rozliczyć?
Jak rozliczyć zakup okularów dla osób pracujących przy komputerach? – zapytał jeden z naszych czytelników. Interesuje go PIT (zastosowanie zwolnienia), CIT (zaliczenie wydatku do kosztów) i VAT (możliwość odliczenia). W pierwszych dwóch sprawach odpowiedzi są pozytywne, w trzeciej jest problem.
Praca przy monitorze
Zacznijmy od przypomnienia przepisów prawa pracy, a konkretnie rozporządzenia w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy na stanowiskach wyposażonych w monitory ekranowe. Wynika z niego, że pracodawca powinien zapewnić pracownikom okulary lub szkła kontaktowe korygujące wzrok zgodne z zaleceniem lekarza, jeśli wyniki badań okulistycznych przeprowadzonych w ramach profilaktycznej opieki zdrowotnej wykażą potrzebę ich stosowania podczas pracy z monitorem ekranowym.
– Najczęściej jest tak, że pracownik, który dostał podczas badań medycyny pracy zalecenie używania okularów, kupuje je samodzielnie, a firma zwraca mu cały koszt albo jego część – mówi Michał Kowalski, adwokat i doradca podatkowy w kancelarii KNDP.
Czy taki zwrot wydatków jest zwolniony z podatku? Tak, jest zwolniony – potwierdza Krajowa Informacja Skarbowa. Powołuje się na art. 21 ust. 1 pkt 11 ustawy o PIT. Przepis ten stanowi, że nieopodatkowane są świadczenia rzeczowe i ekwiwalenty za nie, przysługujące na podstawie przepisów o bezpieczeństwie i higienie pracy, jeżeli zasady ich przyznawania wynikają z odrębnych ustaw lub przepisów wykonawczych wydanych na podstawie tych ustaw.
– Jeśli więc wszystko odbędzie się zgodnie z rozporządzeniem w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy na stanowiskach wyposażonych w monitory ekranowe, można zastosować zwolnienie – wskazuje KIS.
A na kogo powinna być wystawiona faktura, czy na pracownika? – dopytuje czytelnik. – Dla celów PIT nie ma to decydującego znaczenia – tłumaczy KIS.
Potwierdza to wcześniejsze stanowisko ministra finansów (nr DD3/033/179/1/CRS/10/PK-1244). Podkreślono w nim, że to pracodawca określa sposób zaopatrzenia pracownika w okulary. Może sam mu je kupić, może też zwrócić mu pieniądze na podstawie wystawionej na zatrudnionego faktury. Obie formy są zgodne z rozporządzeniem i uprawniają do zastosowania zwolnienia podatkowego.
Środki ochrony
Druga sprawa – zaliczenie wydatków do kosztów uzyskania przychodów pracodawcy. Tu nie powinno być większych wątpliwości. – Wydatki na rzecz pracowników można zaliczyć do kosztów. Tym bardziej jeśli pracodawcy są zobowiązani do ich poniesienia. Kosztu nie dyskwalifikuje wystawienie faktury na pracownika. Pracodawca księguje go na podstawie dowodów wewnętrznych – tłumaczy KIS.
Potwierdzają to też interpretacje indywidualne. Przykładowo, w jednej z nich czytamy: „Z uwagi na nałożony przez ustawodawcę obowiązek dostarczenia pracownikowi nieodpłatnie środków ochrony indywidualnej zabezpieczającej przed działaniem niebezpiecznych i szkodliwych dla zdrowia czynników występujących w środowisku pracy, i zasady ich przyznawania uregulowane uchwałą zarządu spółki, a także fakt, że refundacja kosztów zakupu okularów korekcyjnych dokonywana jest na podstawie podania pracownika złożonego łącznie z zaświadczeniem lekarskim o konieczności stosowania okularów podczas pracy przy monitorze ekranowym i oryginałem faktury za zakupione okulary potwierdzonej przez kierownika działu ds. BHP, należy stwierdzić, że wydatki te mają charakter kosztów pracowniczych i mogą stanowić dla spółki podatkowe koszty uzyskania przychodów” (nr IPPB5/4510-45/15-2/KS).
Kontrowersyjne stanowisko
Problem pojawia się przy rozliczeniu VAT. – Pracodawca tylko finansuje zakup okularów, natomiast prawo do rozporządzania nimi jak właściciel ma pracownik. Dlatego firmie nie przysługuje odliczenie VAT – wskazuje KIS.
– To kontrowersyjne stanowisko. O odliczeniu VAT powinno decydować to, że wydatek na okulary jest obowiązkowy. Można go uznać za niezbędny koszt funkcjonowania firmy. Ma więc związek z wykonywaniem opodatkowanych czynności – podkreśla Michał Kowalski.
Ekspert dodaje, że szanse na odliczenie rosną, jeśli to pracodawca nabędzie okulary (faktura jest wystawiona na jego dane), a następnie udostępni je pracownikowi. – W praktyce tak się jednak nie robi, to skomplikowana i nieżyciowa konstrukcja – mówi Michał Kowalski.
Takie rozwiązanie nie podoba się też konsultantom z KIS. – Skoro okulary są dla pracownika, to faktura powinna być na niego. Inaczej nie będzie odzwierciedlała rzeczywistości – twierdzi KIS.
– Wychodzi więc na to, że ten sam wydatek jest kosztem CIT, natomiast nie daje prawa do odliczenia VAT – podsumowuje Michał Kowalski.
Sygnalista nie do końca anonimowy
Przepisy o ochronie sygnalistów weszły w życie częściowo już 25.9.2024 r. Oznacza to, że firmy od dawna powinny posiadać odpowiednie procedury wewnętrzne regulujące tę materię. Niedawno (25.12.2024 r.) przyszedł z kolei czas na uruchomienie mechanizmów zewnętrznych. Umożliwiają one zawiadamianie organów publicznych o nieprawidłowościach u pracodawcy. Musiały je wdrożyć terenowe i centralne organy administracji rządowej, a także jednostki samorządu terytorialnego i podmioty wykonujące z mocy prawa działania z zakresu administracji publicznej.
Gwarancja poufności
– Jednocześnie ustawodawca nałożył na te podmioty obowiązek zagwarantowania ochrony poufności informacji, na podstawie których można bezpośrednio lub pośrednio zidentyfikować tożsamość sygnalisty oraz osoby, której dotyczy zgłoszenie – przypomina radca prawny Artur Klepacki, dyrektor departamentu informatyki i cyberbezpieczeństwa Urzędu Ochrony Danych Osobowych.
A nie we wszystkich przypadkach będzie to możliwe. – Chodzi o sytuacje, gdy sygnalista wystąpi o zaświadczenie potwierdzające ochronę, jaka przysługuje mu z mocy prawa – mówi ekspert.
Jest to dokument wydawany przez organ publiczny na wniosek osoby zgłaszającej, jeśli zostaną spełnione dwie przesłanki, tj. informacja będzie dotyczyła naruszenia prawa oraz została uzyskana w kontekście związanym z pracą.
– Co prawda sygnalista domagający się wydania zaświadczenia musi ujawnić swoje dane danemu organowi, nie powinny one jednak zostać udostępnione nieupoważnionym osobom – zaznacza mec. Artur Klepacki.
Problem w tym, że tożsamość sygnalisty może zostać zdemaskowana z uwagi na przepisy ustawy o opłacie skarbowej, i to zarówno w przypadku uiszczenia należności, jak i zaniechania tego obowiązku. – Nastąpi to bez wyraźnej zgody sygnalisty i bez związku z postępowaniami wyjaśniającymi prowadzonymi przez organy publiczne lub postępowaniami przygotowawczymi czy sądowymi prowadzonymi przez sądy– zaznacza ekspert.
Jak to możliwe? Dyrektor Klepacki tłumaczy, że obowiązek wniesienia opłaty skarbowej powstaje z chwilą złożenia wniosku o wydanie zaświadczenia, a dokonuje się jej w kasie właściwego organu podatkowego lub na jego rachunek. – Niezależnie od sposobu uiszczenia odpowiedniej kwoty z tego tytułu należy wpisać imię i nazwisko oraz adres wpłacającego, a także numer PESEL – wyjaśnia.
Dalej podkreśla, że składając wniosek, sygnalista zobowiązany jest dołączyć dowód zapłaty. A wydając jemu zaświadczenie, organ zamieszcza na dokumencie adnotację w tym zakresie.
– Natomiast w przypadku nieuiszczenia odpowiedniej sumy bądź niedołączenia dowodu jej zapłaty podmiot, który będzie zajmował się zgłoszeniem, musi przekazać organowi podatkowemu zbiorczą informację o takich przypadkach. Informacja ta obejmuje m.in. imię i nazwisko sygnalisty, jak i rodzaj czynności, od której nie uiszczono należnej opłaty skarbowej – mówi.
W konsekwencji, jak zaznacza, zażądanie przez sygnalistę wydania zaświadczenia w każdym przypadku będzie wiązało się z ujawnieniem jego danych osobowych organowi podatkowemu właściwemu w sprawie opłaty skarbowej.
Potrzebna nowelizacja
Zdaniem eksperta uzasadniona jest zatem korekta przepisów. – Chodzi o brzmienia art. 2 ust. 1 ustawy o opłacie skarbowej poprzez jednoznaczne zwolnienie z niej zaświadczeń wydawanych na żądanie sygnalisty – mówi ekspert. W przeciwnym wypadku istnieje prawdopodobieństwo zagrożenia dla poufności tożsamości sygnalisty.
– W pewnych okolicznościach może też dojść do naruszenia przepisów o ochronie danych osobowych, w tym wynikającą z art. 5 ust. 1 lit. c RODO zasadę minimalizacji danych– zauważa dyrektor w UODO.
Gniewomir Wycichowski-Kuchta, prawnik z kancelarii DZP, przyznaje, że problem dotyczący przetwarzania danych sygnalistów przy okazji potencjalnej konieczności uiszczenia opłaty skarbowej jest realny i wymaga interwencji ustawodawcy. – Jednak nie przewiduję, żeby jego skala była zbyt duża – dodaje. Jak przypomina, korzystanie z ochrony przysługującej sygnalistom jest związane z dokonaniem zgłoszenia, a nie otrzymaniem zaświadczenia. – Zaświadczenie ma jedynie uprościć postępowanie dowodowe – wyjaśnia.
W ocenie eksperta docelowym rozwiązaniem powinno być zwolnienie potencjalnych sygnalistów z opłaty skarbowej, tak, by nie występowały przypadki, w których organ publiczny musi ujawnić organom podatkowym dane potencjalnych sygnalistów.
Pilotujący ustawę o sygnalistach resort rodziny w odpowiedzi na pytania „Rz” wskazuje, że w sprawie o wydanie zaświadczenia „zasadne wydaje się przyjęcie”, iż jest ono zwolnione z opłaty skarbowej, bowiem zgodnie z załącznikiem do ustawy o opłacie skarbowej zaświadczenie wydawane w interesie publicznym jej nie podlega.
Artur Klepacki ma wątpliwości. – Taka interpretacja wymagałaby szerokiego rozumienia „interesu publicznego”, co jest trudne do pogodzenia z treścią art. 38 ustawy o ochronie sygnalistów i motywem 90 dyrektywy 2019/1937 – uważa.
Konkubinat a problemy podatkowe przy zakupie mieszkania
Problemy podatkowe związane z uznaniem współfinansowania zakupu mieszkania za darowiznę, spotkały osoby żyjące w związku partnerskim. Kłopoty pojawiły się, kiedy kobieta przekazała na rachunek partnera kwotę 41 000 zł, co miało na celu częściowe sfinansowanie zakupu nieruchomości. W maju 2018 r. środki te zostały wykorzystane jako pierwsza rata na zakup mieszkania, nabytego na wyłączną własność mężczyzny. Organy podatkowe nabrały podejrzeń, co do charakteru przelewu bankowego i zakwalifikowały przekazane w ten sposób środki, jako darowiznę, podlegającą opodatkowaniu zgodnie z art. 6 ust. 1 pkt 4 ustawy z 28.7.1983 r. o podatku od spadków i darowizn (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 1837).
Naczelnik Urzędu Skarbowego po analizie dowodów, w tym zeznań kobiety i mężczyzny, stwierdził, że przekazane środki miały charakter bezzwrotny. Brak było umowy pożyczki lub innego dokumentu wskazującego na obowiązek zwrotu. Konkubina zeznała, że kwota pochodziła z jej majątku i nie była formą pożyczki, lecz miała służyć wspólnemu celowi – zakupowi mieszkania.
W ocenie organów podatkowych, relacja konkubinatu nie daje podstaw do zastosowania domniemania wspólności majątkowej, przewidzianego dla małżonków na gruncie ustawy z 25.2.1964 r. – Kodeks rodzinny i opiekuńczy (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 2809). W rezultacie uznano, że przekazanie środków pieniężnych spełnia przesłanki darowizny z art. 888 § 1 KC. Mężczyzna nie zgodził się z tym stanowiskiem, argumentując że środki te były przeznaczone na wspólne potrzeby, a nie jako jednostronne przysporzenie majątkowe.
Decyzją Naczelnika US skarżącemu ustalono podatek od darowizny. Odwołanie od decyzji zostało oddalone przez Dyrektora Izby Administracji Skarbowej. W ocenie organu podatkowego, skoro nie istnieją żadne podstawy prawne, aby konkubinat traktować tak jak ustawową wspólność małżeńską, nie można uznać, by w konkubinacie bezzwrotne przekazanie środków pieniężnych przez konkubinę na rzecz konkubenta w celu nabycia przez niego lokalu mieszkalnego na wyłączną własność, nie podlegało opodatkowaniu podatkiem od spadków i darowizn lub by było z tego podatku zwolnione.
Mężczyzna skierował sprawę do sądu. Podstawą odwołania skarżącego było zakwestionowanie kwalifikacji przekazanych środków jako darowizny. W jego ocenie środki te nie spełniały definicji z art. 888 § 1 KC, ponieważ przekazanie miało charakter ekwiwalentny – kobieta, jako konkubina, miała korzystać z mieszkania, które traktowała jako ich wspólne. W skardze do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego mężczyzna wskazywał, że organy podatkowe zignorowały realia życia konkubentów oraz okoliczności wspólnego użytkowania nieruchomości, co jego zdaniem wykluczało uznanie przekazania za darowiznę.
WSA we Wrocławiu uznał skargę za zasadną i uchylił decyzję organów podatkowych. Sąd stwierdził, że organy podatkowe nie wyjaśniły dostatecznie stanu faktycznego sprawy, w szczególności pomijając fakt długoletniego zamieszkiwania konkubentów w nieruchomości zakupionej z wykorzystaniem spornych środków, a także wspólne gospodarowanie i korzystanie z mieszkania, co mogło stanowić ekwiwalent za przekazane środki pieniężne.
WSA wskazał, że organy podatkowe ograniczyły się do uznania, iż konkubinat nie daje podstaw do stosowania regulacji zbliżonych do wspólności majątkowej małżonków.
Tym razem to Dyrektor IAS zaskarżył wyrok do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Organ fiskusa argumentował, że na wcześniejszych etapach rozpoznawania sprawy prawidłowo zakwalifikowano przekazanie środków jako darowiznę, ponieważ środki te pochodziły wyłącznie z majątku kobiety, zostały przekazane bezzwrotnie, a mieszkanie zostało nabyte na wyłączną własność mężczyzny.
NSA w wyroku z 11.10. 2024 r., III FSK 1463/22, Legalis, zajął stanowisko na korzyść organów podatkowych. Uzasadniając swoje stanowisko sąd tłumaczył, że „skoro konkubina przelała środki pieniężne w wysokości 41 000 zł, pochodzące z jej osobistego majątku na rzecz swojego konkubenta, tytułem zapłaty pierwszej raty za lokal mieszkalny i jak wynika z akt sprawy, przekazanie to było bezzwrotne, to w tej sytuacji nastąpiło przesunięcie pomiędzy majątkami konkubentów, tj. powiększenie majątku skarżącego kosztem majątku konkubiny. W ten sposób zostały wypełnione przesłanki do zakwalifikowania środków pieniężnych jako darowizny, tj. zobowiązanie do bezpłatnego świadczenia na rzecz obdarowanego kosztem swego majątku, uregulowanej w art. 888 § 1 KC”.
NSA uznał, że w omawianej sprawie brak jest podstaw, aby stosować wobec konkubentów domniemanie wspólności majątkowej przewidziane dla małżonków. W przypadku konkubinatu, przekazanie środków w sposób bezzwrotny prowadzi do powiększenia majątku jednej strony kosztem drugiej, co skutkuje opodatkowaniem na podstawie ustawy o podatku od spadków i darowizn.
Wyrok NSA z 11.10. 2024 r., III FSK 1463/22, Legalis
Kwalifikacja usług zewnętrznych księgowych
Stan faktyczny
Łotewska spółka (dalej: Mistral Trans), której głównym przedmiotem działalności jest przewóz towarów, powiadomiła łotewski organ podatkowy (dalej: VID) o rozpoczęciu świadczenia usług księgowych na zasadzie outsourcingu. W związku z tym VID nałożył grzywnę na tę spółkę za naruszenia przepisów krajowych dotyczących zapobiegania praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu.
Spółka wniosła do sądu skargę na tę decyzję VID podnosząc w szczególności, że usługi księgowe świadczone na zasadzie outsourcingu były wykonywane jedynie na rzecz trzech powiązanych spółek, przy czym Mistral Trans i te spółki powiązane mają takich samych członków zarządu, akcjonariuszy i beneficjentów rzeczywistych.
Łotewski Sąd Najwyższy powziął wątpliwości, czy pojęcie „zewnętrzny księgowy” zawarte w art. 2 ust. 1 pkt 3 lit. a) dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2015/849 z 20.5.2015 r. w sprawie zapobiegania wykorzystywaniu systemu finansowego do prania pieniędzy lub finansowania terroryzmu, zmieniającej rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) Nr 648/2012 i uchylającej dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady 2005/60/WE oraz dyrektywę Komisji 2006/70/WE (Dz.Urz. UE L z 2015 r., Nr 141, s. 73) należy interpretować w ten sposób, że ma ono zastosowanie również w przypadku, gdy usługi księgowe są świadczone wyłącznie na rzecz podmiotów powiązanych z zewnętrznym księgowym?
Stanowisko TS
Głównym celem dyrektywy 2015/849 – jak wynika z jej tytułu i jej art. 1 ust. 1 i 2 – jest zapobieganie wykorzystywaniu systemu finansowego do prania pieniędzy i finansowania terroryzmu.
W art. 2 ust. 1 dyrektywy 2015/849 wymieniono podmioty, do których ta dyrektywa ma zastosowanie ze względu na ich udział w dokonywaniu operacji lub prowadzeniu działalności o charakterze finansowym. Wśród tych podmiotów znajdują się, jak przewiduje pkt 3 lit. a) tego przepisu, zewnętrzni księgowi działający w ramach prowadzonej przez nich działalności zawodowej. Ponadto art. 58 ust. 1 dyrektywy 2015/849 stanowi, że państwa członkowskie zapewniają, aby podmioty zobowiązane mogły zostać pociągnięte do odpowiedzialności w przypadku naruszenia przepisów krajowych transponujących tę dyrektywę.
Pojęcie „zewnętrzni księgowi” nie zostało zdefiniowane w dyrektywie 2015/849, zatem TS wskazał, że ustalenia jego znaczenia i zakresu należy dokonywać zgodnie z jego zwyczajowym znaczeniem w języku potocznym, z uwzględnieniem kontekstu, w którym zostało ono użyte, i celów uregulowania, którego jest częścią (wyrok TS z 1.10.2020 r., Entoma, C-526/19, Legalis).
Trybunał wskazał, że wyrażenia „księgowi”, w niektórych wersjach językowych art. 2 ust. 1 pkt 3 lit. a) dyrektywy 2015/849, takich jak: niemiecka (Buchprüfer), francuska (experts-comptables), rumuńska (experți contabili) czy szwedzka (revisorer), użyte terminy odnoszą się do osób wykonujących zawód regulowany, których działalność polega w szczególności na organizowaniu, weryfikacji, ocenie lub korygowaniu księgowości. Natomiast zakres terminów użytych w innych wersjach językowych, takich jak: łotewska (grāmatveži), hiszpańska (contables), angielska (accountants) lub niderlandzka (accountant”), jest szerszy, ponieważ odnoszą się one bardziej ogólnie do osób prowadzących działalność polegającą na sporządzaniu, prowadzeniu i kontrolowaniu ksiąg rachunkowych, w szczególności ksiąg rachunkowych przedsiębiorstw.
Zdaniem TS z użycia terminu „zewnętrzni” w art. 2 ust. 1 pkt 3 lit. a) dyrektywy 2015/849, wynika, że ma on na celu wyraźne wyłączenie z obowiązków przewidzianych w tej dyrektywie „wewnętrznych” księgowych, innymi słowy osób takich jak księgowi zatrudnieni w oparciu o umowę o pracę, które nie świadczą usług księgowych na rzecz osób trzecich w sposób niezależny. Sąd odsyłający stwierdził, że znaczenie terminu użytego w łotewskiej wersji językowej tego art. 2 ust. 1 pkt 3 lit. a) (ārštata) odzwierciedla zasadniczo tę wykładnię.
W ocenie TS z powyższego wynika z tego, że pojęcie „zewnętrznych księgowych” w rozumieniu art. 2 ust. 1 pkt 3 lit. a) dyrektywy 2015/849 obejmuje osoby fizyczne lub prawne, których działalność zawodowa polega na świadczeniu osobom trzecim w sposób niezależny usług księgowych takich jak sporządzanie, prowadzenie lub kontrola ksiąg rachunkowych.
Trybunał stwierdził, że tę wykładnię potwierdza kontekst, w jaki wpisuje się ten przepis. W art. 2 ust. 1 dyrektywy 2015/849 wymieniono w pkt 1–3 podmioty, do których ta dyrektywa ma zastosowanie, zwane „podmiotami zobowiązanymi”. Zgodnie z pkt 1 podmiotami tymi są instytucje kredytowe, zgodnie z pkt 2 – instytucje finansowe, a zgodnie z pkt 3 – osoby fizyczne lub prawne, o których mowa w tym punkcie, podczas wykonywania ich działalności zawodowej. W szczególności, zgodnie z art. 2 ust. 1 pkt 3 lit. a) dyrektywy 2015/849, ta dyrektywa ma zastosowanie do biegłych rewidentów, zewnętrznych księgowych i doradców podatkowych.
Rozszerzenie zakresu stosowania przepisów dotyczących przeciwdziałania praniu pieniędzy na te ostatnie kategorie osób sięga dyrektywy 2001/97/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 4.12.2001 r. zmieniającej dyrektywę Rady 91/308/EWG w sprawie uniemożliwienia korzystania z systemu finansowego w celu prania pieniędzy (Dz.Urz. UE L z 2001 r. Nr 344, s. 76), której motyw 15 stanowi, że „obowiązki w zakresie identyfikacji klientów, prowadzenia dokumentacji i zgłaszania podejrzanych transakcji powinny zostać rozszerzone na ograniczoną liczbę działalności i zawodów, które okazują się szczególnie podatne na wykorzystanie w celach prania pieniędzy”. Otóż fakt, że art. 2 ust. 1 pkt 3 lit. a) dyrektywy 2015/849 odnosi się nie tylko do zewnętrznych księgowych, ale też do biegłych rewidentów i doradców podatkowych, zdaniem TS sugeruje, że ten przepis dotyczy członków konkretnych zawodów, to znaczy osób, których działalność zawodowa polega na świadczeniu osobom trzecim w sposób niezależny usług w zakresie księgowości, audytu i doradztwa prawnego w dziedzinie podatkowej.
W niniejszej sprawie Mistral Trans, która prowadzi działalność w zakresie przewozu towarów, świadczyła usługi księgowe na rzecz spółek powiązanych, które miały takich samych jak ona członków zarządu, akcjonariuszy i beneficjentów rzeczywistych, wyłącznie w celu zaoszczędzenia zasobów i uniknięcia konieczności zakupu licencji na oprogramowanie księgowe dla każdej spółki. Trybunał uznał – z zastrzeżeniem ustaleń, których powinien dokonać sąd odsyłający – że nie wydaje się, aby takie przedsiębiorstwo mogło zostać uznane za „zewnętrznego księgowego” w rozumieniu art. 2 ust. 1 pkt 3 lit. a) dyrektywy 2015/849.
Reasumując TS orzekł, że art. 2 ust. 1 pkt 3 lit. a) dyrektywy 2015/849 należy interpretować w ten sposób, iż pojęcie „zewnętrzni księgowi” w rozumieniu tego przepisu obejmuje osoby fizyczne lub prawne, których działalność zawodowa polega na świadczeniu osobom trzecim w sposób niezależny usług księgowych takich jak sporządzanie, prowadzenie lub kontrola ksiąg rachunkowych. Pojęcie to nie obejmuje natomiast osoby prawnej, która w celu połączenia zasobów prowadzi księgowość powiązanych z nią spółek.
Komentarz
W prezentowanym wyroku TS określił zakres podmiotowy stosowania przepisów dotyczących zapobiegania praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu wobec podmiotów zobowiązanych, a precyzyjnie „zewnętrznych księgowych” w rozumieniu art. 2 ust. 1 pkt 3 lit. a) dyrektywy 2015/849. Pojęcie to nie zostało zdefiniowane w tej dyrektywie, a wersje językowe art. 2 ust. 1 pkt 3 lit. a) dyrektywy 2015/849 istotnie różnią się. Na podstawie wykładni językowej, celowościowej i systemowej tego przepisu trafnie TS uznał, że pojęcie „zewnętrzni księgowi” w rozumieniu art. 2 ust. 1 pkt 3 lit. a) dyrektywy 2015/849 obejmuje osoby fizyczne lub prawne, których działalność zawodowa polega na świadczeniu osobom trzecim w sposób niezależny usług księgowych takich jak: sporządzanie, prowadzenie lub kontrola ksiąg rachunkowych. Natomiast to pojęcie nie obejmuje osoby prawnej, która prowadzi księgowość wyłącznie dla powiązanych z nią spółek.
Niniejsza wykładnię TS należy stosować do interpretacji pojęcia „podmioty prowadzące działalność w zakresie usługowego prowadzenia ksiąg rachunkowych” w rozumieniu art. 2 ust. 1 pkt 17 TerroryzmU.
Wyrok TS z 5.12.2024 r., C-3/24, Legalis
Socialmedia urzędów do regulacji
Rzecznik praw obywatelskich zwrócił się do Ministerstwa Cyfryzacji o przygotowanie przepisów regulujących zasady prowadzenia kont w mediach społecznościowych przez podmioty publiczne. Dziś takiej regulacji brak, działają więc one na takich samych zasadach, co prywatne. A przecież w tym wypadku ich decyzje mają wpływ na prawo jednostki do informacji i do wyrażania swoich poglądów. Jest to szczególnie problematyczne w przypadku decyzji o usunięciu danego wpisu albo zablokowania użytkownika na profilu instytucji czy urzędu. Do RPO wpływają liczne skargi w tej sprawie, w których obywatele wskazują na arbitralne usuwanie komentarzy i blokowanie dostępu bez ostrzeżenia czy drogi odwoławczej.
– Organy publiczne mają obowiązek działać na podstawie i w granicach prawa, natomiast powinny uregulować kwestię występowania i działania w mediach społecznościowych poprzez wewnętrzne regulaminy – tłumaczy Katarzyna Orzeł, radczyni prawna i partner zarządzający w kancelarii Brigthspot. – Nie uważam jednak, żeby była potrzebna odrębna ustawa. Przedstawiciele organów publicznych, choćby działali prywatnie, i tak zobowiązani są przestrzegać norm obowiązującego prawa – dodaje. Sytuacja dodatkowo się komplikuje, gdy oficjalny profil urzędu udostępnia treści z prywatnego profilu osoby wykonującej funkcję organu. Wówczas osoba zablokowana na tym drugim profilu nie ma dostępu do udostępnianych informacji. Wiele instytucji korzysta ze swoich profili w social mediach do informowania w sytuacjach kryzysowych (np. ewakuacja w razie powodzi). Brak dostępu do takiego konta może więc mieć bardzo poważne skutki. Profile w mediach społecznościowych są nie tylko źródłem wiedzy o działaniach danego organu, ale umożliwiają też obywatelom wejście w interakcję, a przez to – aktywny udział w debacie publicznej.
Hejt niejedno ma imię
Wolność wypowiedzi nie ma charakteru absolutnego i może podlegać ograniczeniom w uzasadnionych sytuacjach. Takim uzasadnieniem może być np. naruszanie dobrego imienia lub czci, albo rozpowszechnianie mowy nienawiści. Władze publiczne mają wręcz obowiązek reagowania, a tolerowanie wypowiedzi nawołujących do nienawiści lub zniesławiających narażałoby administratora profilu na odpowiedzialność.
Jednak w przypadku instytucji publicznych, wszelkie ograniczenia wolności słowa powinny mieć podstawę ustawową. Dziś jedyną podstawą są regulaminy prywatnych serwisów społecznościowych.
– My jako administracja publiczna w tej kwestii musimy zachować szczególną ostrożność, także jeśli chodzi o stosowany język. Czasem pojawiają się też bardzo niemądre wypowiedzi czy żarty. Chcąc nie chcąc bardzo często musimy rozstrzygać sprawę na niekorzyść komentujących. ze względu na zagrożenie, jakie mogą nieść takie informacje – tłumaczy Marek Wójcik, ekspert w dziedzinie legislacji Związku Miast Polskich.
Dodaje, że chodzi tu o wpisy, które mogą wywołać panikę w lokalnej społeczności, np. że woda w kranach jest zatruta.
Ustalenia biura RPO wskazują jednak, że administratorzy prowadzący konta instytucji publicznych niezwykle szeroko interpretują „hejt” i „naruszanie dobrego imienia”, uznając za nie m.in. ostrą krytykę swoich poczynań lub wytykanie podwójnych standardów. Czasami w ogóle nie starają się uzasadnić ingerencji w wolność wypowiedzi i prawo dostępu do informacji publicznej, albo wskazują takie powody, jak „zbyt częste poruszanie danej kwestii” czy też brak związku komentarzy z tematyką publikacji.
Ministerstwo Cyfryzacji nie prowadzi prac legislacyjnych w kwestii prowadzenia mediów społecznościowych przez organy publiczne.
Szkolenia i moderacja
MC podkreśla jednocześnie, że prowadząc działalność, organy administracji publicznej muszą przestrzegać prawa, w szczególności dotyczącego ochrony danych osobowych, praw autorskich, a także nowego unijnego aktu o usługach cyfrowych (DSA).
– Będzie on miał zastosowanie w każdym przypadku utrzymywania przez hostingodawcę treści pochodzących od użytkowników. W przypadku, w którym treści te są nielegalne, ze strony innych użytkowników mogą pochodzić zgłoszenia na podstawie DSA. Organa administracji publicznej też mogą być źródłem takich zgłoszeń – tłumaczy Jakub Kubalski, adwokat i partner w SSW Solutions.
Chodzi tu o zgłaszanie treści do administratora danej platformy – DSA określa bardziej szczegółowe niż wcześniej zasady postępowania w takich wypadkach. Jakub Kubalski dodaje, że od wejścia w życie przepisów DSA można zauważyć zwiększoną skuteczność zgłoszeń treści naruszających dobra osobiste lub wizerunek osób fizycznych.
–Warto rozważyć zobowiązanie pracowników odpowiedzialnych za prowadzenie mediów społecznościowych do regularnych szkoleń. Pozwoliłyby one na podnoszenie kompetencji i aktualizowanie wiedzy, zwłaszcza w zakresie przepisów prawnych – mówi Mateusz Pawłowicz z Biura Komunikacji Ministerstwa Cyfryzacji. Ponadto organy administracji publicznej powinny monitorować treści zamieszczane pod ich wpisami. A w przypadku komentarzy naruszających prawo – podejmować odpowiednie działania wobec wpisów i ich autorów.
Regulować czy nie?
– Na pewno jest to kwestia do uregulowania. Walka z cyberprzestępcami to jak pogoń za wiecznie szybszym od nas króliczkiem – tłumaczy Marek Wójcik. – My staramy się ograniczać negatywne skutki, ale wciąż pojawiają się nowe metody omijania prawa. Odpowiednie przepisy trzeba nie tylko przyjąć, ale też monitorować i ewentualnie modyfikować. Aby chronić przede wszystkim odbiorców, mieszkańców, nie tylko pracowników samorządu – dodaje.
I podkreśla, że równie potrzebne jest ciągłe edukowanie i budowanie świadomości.
Inaczej do sprawy podchodzi Grzegorz Kubalski, zastępca dyrektora Biura Związku Powiatów Polskich.
– Nie słyszałem głosów płynących ze strony jednostek samorządu terytorialnego odnośnie do ustawowego regulowania zasad prowadzenia komunikacji poprzez media społecznościowe i nie dziwię się temu – wskazuje prawnik. – Próba regulowania wszystkiego za pomocą przepisów jest ślepym zaułkiem i to z paru powodów. Przede wszystkim tworzy wrażenie, że prawo ma być jedynym systemem normatywnym regulującym sposób naszego postępowania; tymczasem obok prawa jest etyka, zasady współżycia społecznego itd. – podkreśla.
I wskazuje, że organ administracji publicznej próbujący w sposób nieuzasadniony tłumić krytykę na swoich mediach społecznościowych sam sobie wystawia świadectwo – zwłaszcza że w dzisiejszych czasach możliwości dotarcia do szerokiego grona z informacją o takich praktykach są liczne.
Informacja o utracie prawa jazdy ma być automatyczna
Temat kierowców bez uprawnień i jeżdżących bez prawa jazdy wrócił za sprawą śmierci 14-letniego chłopca, którego w Warszawie potrącić miał prowadzący busa, należącego do partnera znanej firmy kurierskiej. Mężczyzna usłyszał też zarzut prowadzenia pojazdu mimo sądowego zakazu.
W reakcji na zdarzenie Ministerstwo Cyfryzacji zapowiedziało, że wprowadzi możliwość automatycznego sprawdzania, czy zatrudnieni w przedsiębiorstwach mają uprawnienia, żeby legalnie wyjechać na drogę. Nowy system ma sprawić, że weryfikacja będzie szybka i możliwa do przeprowadzenia codziennie, a także – jak zadeklarował szef resortu Krzysztof Gawkowski – możliwa za pomocą jednego kliknięcia. Będzie to – jak zapewnił wicepremier – element walki z „bandytami drogowymi”.
Dziś sprawdzenia uprawnień (i weryfikacji ewentualnego zatrzymania dokumentu) dokonać można na rządowej stronie internetowej, na której znajdują się dane zgromadzone w Centralnej Ewidencji Kierowców (CEK). Każdy może to zrobić, podając imię i nazwisko konkretnej osoby oraz numer blankietu z wybranego dokumentu.
Bez ręcznego wpisywania
– Oferowane przez państwo usługi teleinformatyczne mają służyć społeczeństwu, a nie tylko administracji samej sobie – uważa Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska. – Dlatego automatyczne udostępnianie pracodawcom informacji o odebraniu ich pracownikom uprawnień do prowadzenia pojazdów powinno zostać wprowadzone już dawno – mówi.
Zdaniem eksperta dostępny dzisiaj sposób weryfikowania za pomocą rządowej strony internetowej to rozwiązanie skrajnie niepraktyczne. – Czasu na ręczne wpisywanie danych każdej osoby nie mają ani duże firmy zatrudniające kilka tysięcy kierowców, ani mali przedsiębiorcy zatrudniający dwóch lub trzech, którzy sami też jeżdżą. Każda pomyłka przy ręcznym wprowadzaniu danych będzie skutkowała koniecznością dokonywania tej czynności jeszcze raz – argumentuje prezes Wroński. Według niego to państwo musi stworzyć warunki do tego, by przedsiębiorcy realnie mogli wywiązywać się z narzuconego im obowiązku kontroli.
Ekspert przypomina, jak bardzo ryzykuje przedsiębiorca wiedzący, że jego pracownik stracił uprawnienia, ale jednak wciąż pozwalający wsiadać mu za kierownicę. Z jakimi konsekwencjami musi się liczyć? Z cofnięciem uprawnień przewozowych, zezwolenia na wykonywanie przewozów drogowych i zakazem wykonywania zawodu zarządzającego transportem.
– Dla przewoźnika to opcja atomowa, bo z powodu jednego kierowcy jego firma zatrudniająca pięć tysięcy osób może zostać zamknięta – uważa Maciej Wroński. I dodaje: – Grozi mu też odpowiedzialność cywilnoprawna, bo to on będzie musiał zapłacić, jeśli jego pracownik doprowadzi do śmierci, kalectwa lub straty w mieniu. A także odpowiedzialność karna za niedbalstwo.
Kierowcy ukrywają informacje
Mimo że kierowcy teoretycznie muszą być cyklicznie sprawdzani, bywa, że – jak mówi dr inż. Kazimierz Opoka, rzeczoznawca samochodowy i egzaminator – zatajają nawet informacje o swoim stanie zdrowia. – Jako biegły sądowy sam sporządzałem opinie dotyczące zdarzeń drogowych, w których okazywało się, że kierowca cierpi np. na padaczkę. Dlatego prowadzenie bez uprawnień lub mając przeciwwskazania medyczne uważam za naganne i powinno zostać to jednoznacznie napiętnowane – przytacza ekspert. – Dzisiaj niestety to, czy informacje zostaną ujawnione, zależy od uczciwości poszczególnych osób – podsumowuje.
Ważne prawo jazdy, w którym zawarte są też daty ważności badań psychologicznych i lekarskich (potwierdzających brak przeciwwskazań do pracy na stanowisku kierowcy) oraz kursu kwalifikacji dla kierowcy zawodowego, pracodawcy przedstawia się przy przyjęciu do firmy. Badania i kurs powtórzyć trzeba po pięciu latach, ale w tym czasie sytuacja danej osoby może się zmienić.
Problem nie zniknie
Jak przypomina Artur Stanisław Fal, zastępca przewodniczącej Związku Zawodowego Inspekcji Transportu Drogowego, prawo jazdy fizycznie nie jest zabierane podczas kontroli, tylko zatrzymane w systemie Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców (CEPiK).
Jednak – jak zauważa ekspert – podwładny może unikać przyznania się do tego, choćby z obawy o utratę pracy. – Aby sytuacja realnie się zmieniła, na pracodawców musiałby zostać nałożony obowiązek prawny obwarowany karą, żeby np. raz na miesiąc lub kwartał sprawdzali, czy ich pracownikom nie odebrano uprawnień – uważa zastępca szefowej związku. – Z drugiej strony podobny obowiązek obwarowany sankcją karną powinien zostać wprowadzony wobec kierowcy zawodowego – tak aby musiał on informować swego pracodawcę o utracie prawa jazdy – dodaje.
Według Artura Stanisława Fala przypadki prowadzących bez uprawnień niestety wciąż będą się zdarzały.
Kontrolerów jest za mało
Specjalista przypomina przy tym, że inspektorów Inspekcji Transportu Drogowego sprawdzających kierowców jest ok. 800 w całym kraju. 500 z nich pracuje w wojewódzkich inspektoratach (WITD), kontrolując dodatkowo m.in. ich czas pracy, dokumentacje transportowe, przewóz towarów niebezpiecznych, emisję spalin czy przewóz osób taksówkami i autobusami.
Pozostali pracują w głównym inspektoracie (GITD) – zajmują się też m.in. sprawdzaniem prawidłowości poboru opłat za przejazd na drogach płatnych oraz nadzorują system fotoradarów i odcinkowe pomiary prędkości. – Policjantów jest ok. 87 tys., ale tylko kilka procent z nich kontroluje szeroko rozumiany ruch drogowy, czyli ciężarówki, auta osobowe oraz dostawcze do 3,5 tony – przytacza Artur Stanisław Fal.
Podkreśla również, że choć w firmach transportowych pracuje ponad 600 tys. kierowców – z których ponad 160 tys. ma świadectwo kierowcy, czyli dokument dopuszczający do pracy na tym stanowisku obywatela spoza UE – ich deficyt jest dla firm odczuwalny.
– Według różnych szacunków w branży brakuje od 30 do nawet 150 tys. kierowców, dlatego każdy z nich jest na wagę złota; nawet taki, któremu zatrzymano prawo jazdy – zauważa.
Ale zdaniem eksperta nie jest to jedyny poważny problem widoczny na polskich drogach. – Niezmiernie istotna jest też zmiana społecznego podejścia do kierowania pojazdem pod wpływem alkoholu. Obowiązujące od dziesięcioleci ciche przyzwolenie prowadzi nie tylko do zatrzymania uprawnień, ale też do tragedii ludzkich, rozgrywających się na polskich drogach każdego dnia – konkluduje.
Co grozi za jazdę bez uprawnień?
W przypadku jazdy bez uprawnień kierowcy grodzi mandat w wysokości 1,5 tys. zł lub też m.in. możliwość orzeczenia zakazu prowadzenia pojazdów. W przypadku zatrzymania prawa jazdy na trzy miesiące (np. za przekroczenie prędkości o więcej niż 50 km/h w obszarze zabudowanym), jeśli kierowca ponownie złamie zasady, z którymi wiąże się utrata uprawnień, grozi przedłużenie zakazu prowadzenia auta do sześciu miesięcy. Jeśli sytuacja znów się powtórzy, wiąże się z tym utrata prawa jazdy.
Za jazdę bez prawa jazdy po cofnięciu uprawnień grozi grzywna, kara ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat dwóch oraz orzeczenie zakazu prowadzenia pojazdów na okres do 15 lat. W przypadku niestosowania się do zakazu prowadzenia pojazdu orzeczonego przez sąd kierowcy grozi kara więzienia w wymiarze od trzech miesięcy do pięciu lat.
Trwają prace legislacyjne nad rozszerzeniem sankcji poprzez orzekanie w takich sytuacjach również dożywotniego zakazu prowadzenia pojazdów, a także możliwości orzeczenia przepadku pojazdu.
Podstawa prawna: art. 94 Kodeksu wykroczeń, art. 180a oraz art. 244 Kodeksu karnego, art. 135 Prawa o ruchu drogowym w zw. z art. 102 ustawy o kierujących pojazdami.
Standardy jakości dla laboratoriów
- Projekt rozporządzenia przewiduje standardy jakości dla poszczególnych profili badań laboratoryjnych: analitycznego, w tym immunologicznego (załącznik nr 1), mikrobiologicznego (załącznik nr 2), genetycznego (załącznik nr 3), cytomorfologicznego (załącznik nr 4), wykonywanych w medycznych laboratoriach diagnostycznych, a także w załączniku nr 5 warunki i maksymalny czas przechowywania materiału do badań laboratoryjnych, od momentu jego pozyskania do wykonania badania oraz po wykonaniu badania.
- Rozporządzenie miałoby wejść w życie w dniu następującym po ogłoszeniu, jednak na dostosowanie do nowych standardów laboratoria miałyby 6 miesięcy.
Obecny stan prawny
Poprzednio kwestię standardów jakości określało rozporządzenie Ministra Zdrowia z 23.03.2006 r. w sprawie standardów jakości dla medycznych laboratoriów diagnostycznych i mikrobiologicznych (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1923), wydane na podstawie przepisu art. 17 ust. 4 ustawy z 27.07.2001 r. o diagnostyce laboratoryjnej (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 2162; dalej: DiagLaborU).
DiagLaborU obowiązywała jedynie do 9.12.2022 r. i została zastąpiona ustawą z 15.09.2022 r. o medycynie laboratoryjnej (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 2125; dalej: MedLabU), która weszła w życie w dniu 10.12.2022 r.
Zgodnie z przepisem przejściowym (art. 164 ust. 1 MedLabU), pomimo uchylenia DiagLaborU, moc zachowały przepisy wykonawcze wydane np. na podstawie art. 17 ust. 4 DiagLaborU, jednak nie dłużej niż przez 12 miesięcy od dnia wejścia w życie niniejszej ustawy. Oznacza to, że jedynie do 11.12.2023 r. aktualność zachowały dotychczasowe przepisy rozporządzenia dotyczące standardów jakości. Począwszy od tego dnia, nie ma obowiązującego aktu prawnego, który określałby wymagania stawiane laboratoriom.
Standardy jakości dla laboratoriów
Laboratorium, czyli medyczne laboratorium diagnostyczne, w którym wykonywane są czynności medycyny laboratoryjnej stosuje standardy jakości w zakresie wykonywania badań laboratoryjnych.
Czynności medycyny laboratoryjnej obejmują:
- badania laboratoryjne materiału biologicznego, w szczególności analityczne, mikrobiologiczne, immunologiczne, genetyczne, cytomorfologiczne i toksykologiczne;
- działania zmierzające do ustalenia zgodności tkankowej;
- wykonywanie oceny jakości i wartości diagnostycznej badań laboratoryjnych i działań określonych w pkt 2 oraz laboratoryjnej interpretacji i autoryzacji wyników badań laboratoryjnych.
Standardy jakości obejmują następujące kwestie:
- opracowanie, wdrażanie i stosowanie przez laboratorium procedury zlecania badania laboratoryjnego oraz udostępniania jej zleceniodawcom, którzy potwierdzają zapoznanie się z tą procedurą;
- określenie zasad pobierania materiału biologicznego do badań laboratoryjnych;
- opracowanie, wdrażanie i stosowanie przez laboratorium procedury transportu materiału do badań laboratoryjnych oraz udostępnianie jej zleceniodawcom, którzy potwierdzają zapoznanie się z tymi procedurami;
- opracowanie, wdrażanie i stosowanie przez laboratorium procedury przyjmowania, rejestrowania i laboratoryjnego oznakowania materiału do badań laboratoryjnych i zlecenia na badanie laboratoryjne;
- opracowanie, wdrażanie i stosowanie przez laboratorium procedury przechowywania materiału do badania laboratoryjnego dla wszystkich rodzajów wykonywanych badań, określające warunki i maksymalny czas przechowywania materiału do badań laboratoryjnych od momentu jego pozyskania do wykonania badania oraz po wykonaniu badania, z uwzględnieniem w szczególności aktualnej wiedzy medycznej;
- prowadzenie przez laboratorium stałej wewnętrznej kontroli jakości badań laboratoryjnych, zgodnie z opartą na dowodach naukowych wiedzą, z wykorzystaniem nowoczesnych narzędzi kontrolnych dla wszystkich rodzajów badań wykonywanych w laboratorium;
- opracowanie, wdrażanie i stosowanie przez laboratorium procedury wydawania sprawozdań z badań laboratoryjnych, ze szczególnym uwzględnieniem informacji o wynikach znajdujących się w zakresie wartości krytycznych.
Innymi słowy, standardy jakości określą zasady postępowania począwszy od zlecenia badania laboratoryjnego, poprzez jego wykonanie, transport i rejestrację materiału do badań, przechowywania materiału, a także kontrolę jakości.
Celem opracowania standardów jakości jest:
- zapewnienie właściwego poziomu i jakości czynności medycyny laboratoryjnej,
- ustalenie podstawowego, niezbędnego poziomu jakości, jakie spełniać mają medyczne laboratoria diagnostyczne, aby prawidłowo prowadzić swoją działalność.
Konstrukcja rozporządzenia w sprawie standardów jakości dla laboratoriów
Projekt omawianego rozporządzenia obejmuje 5 załączników, dotyczących:
- czynności medycyny laboratoryjnej, w tym immunologii medycznej, oceny ich jakości i wartości diagnostycznej oraz laboratoryjnej interpretacji i autoryzacji wyniku badań laboratoryjnych – załącznik nr 1 do rozporządzenia,
- mikrobiologicznych badań laboratoryjnych, w tym badań technikami biologii molekularnej, oceny ich jakości i wartości diagnostycznej oraz laboratoryjnej interpretacji i autoryzacji wyniku badań laboratoryjnych – załącznik nr 2 do rozporządzenia,
- czynności laboratoryjnej genetyki medycznej oraz laboratoryjnej interpretacji i autoryzacji wyniku badań laboratoryjnych – załącznik nr 3 do rozporządzenia,
- czynności złuszczeniowej cytomorfologii medycznej szyjki macicy, oceny ich jakości i wartości diagnostycznej oraz laboratoryjnej interpretacji i autoryzacji wyniku badań laboratoryjnych – załącznik nr 4 do rozporządzenia,
- warunki i maksymalny czas przechowywania materiału do badań laboratoryjnych, od momentu jego pozyskania do wykonania badania oraz po wykonaniu badania – załącznik nr 5 do rozporządzenia, przy czym są one zbieżne z dokumentem naukowym Światowej Organizacji Zdrowia „Use of anticoagulants in diagnostic laboratory investigations & Stability of blood, plasma and serum samples”, czyli w tłumaczeniu na język polski: „Zastosowanie antykoagulantów w diagnostycznych badaniach laboratoryjnych. Stabilność próbek krwi, osocza i surowic” (WHO/DIL/LAB/99.1 Rev. 2), opracowanego przez międzynarodową grupę ekspertów pod przewodnictwem prof. W. G. Guder (Monachium, Niemcy).
Analizując powyższą konstrukcję załączników w konfrontacji z badaniami laboratoryjnymi materiału biologicznego określonymi w MedLabU, widoczny jest brak uregulowania standardów badań toksykologicznych.
W uzasadnieniu tego rozporządzenia stwierdzono, że brak ten zostanie uzupełniony w toku dalszych prac nad standardami jakości dla innych profili medycyny laboratoryjnej, a rozporządzenie ma charakter rozwojowy w stosunku do nowych technologii diagnostycznych.
Obowiązywanie standardów jakości
Zgodnie z przepisem przejściowym, laboratoria niespełniające w dniu wejścia w życie niniejszego rozporządzenia standardów określonych w niniejszym rozporządzeniu są obowiązane dostosować się do tych standardów w terminie 6 miesięcy od dnia wejścia w życie niniejszego rozporządzenia.
Samo rozporządzenie ma jednak wejść w życie już w dniu następującym po dniu jego ogłoszenia.
Resort zdrowia stwierdził w uzasadnieniu tak krótkiego okresu pomiędzy ogłoszeniem rozporządzenia, a wejściem jego w życie ważnym interesem publicznym polegającym na zapewnieniu bezpieczeństwa pacjentów przez uregulowanie standardów jakości dla laboratorium.
Jest to ciekawe wytłumaczenie w kontekście tego, że resort zdrowia przez ponad rok od ustania mocy obowiązującej poprzedniego rozporządzenia w sprawie standardów jakości nie doprowadził do wejścia w życie potrzebnego rozporządzenia. Skutki tego ponosić mają laboratoria, dla których nawet okres przejściowy jest o wiele krótszy, aniżeli czas oczekiwania na uchwalenie wymaganych MedLabU przepisów.
Etap legislacyjny
Projekt rozporządzenia Ministra Zdrowia w sprawie standardów jakości dla laboratoriów znajduje się w trakcie prac legislacyjnych, numer wykazu MZ 1557, dostępny na stronie internetowej Rządowego Centrum Legislacji.