Joanna Bitner, prezes SO w Warszawie, Rafał Terlecki, prezes SO w Gdańsku, Krzysztof Kurosz, prezes SR Łódź Śródmieście, Maciej Strączyński, prezes SO w Szczecinie, oraz Wojciech Łukowski, prezes SO we Wrocławiu, wymienili się doświadczeniami w zarządzaniu sądami w czasie epidemii. Spotkanie podzieliliśmy na dwa etapy. Pierwszy to diagnoza: jak wygląda sytuacja w konkretnych sądach po pół roku pandemii. I drugi – zmiany systemowe, szybkie poprawki itd.

Joanna Bitner, prezes Sądu Okręgowego w Warszawie

Sądy starają się pracować zwyczajnie, tak jak w zeszłym roku. Nie udaje się jednak osiągnąć podobnych wyników z powodu obowiązujących reżimów sanitarnych. Na wokandach nie można zmieścić tylu spraw, bo potrzebne są przerwy na dezynfekcje. Świadkowie są wzywani na określoną godzinę i w efekcie sąd często czeka na świadka.

W SO w Warszawie średnio dziś wyznacza się 15 do 20 proc. spraw mniej niż w analogicznym okresie 2019 r. Są piony, w których wyznacza się 20, a nawet 25 proc. mniej spraw. W ciągu dwóch tygodni w SO przeprowadza się ok 2 tys. rozpraw, ok. 600 jest odwoływanych. Ratunkiem są rozprawy zdalne – takich jest 30 do 50 w ciągu dwóch tygodni. To cały czas za mało. Decydują o tym możliwości techniczne i bariery natury osobowej. Niektórzy mają bariery mentalne, które trudno przezwyciężyć.

Są też obawy, czy zdalna rozprawa jest metodą wydania sprawiedliwego rozstrzygnięcia – chodzi o rzetelność. Staramy się w sądzie propagować rozprawy zdalne. Sama sądzę w taki sposób. Mimo lockdownu wysłaliśmy z sądu ok. 700 tys. wysyłek. Martwi liczba spraw, które przychodzą do sądu. Notujemy wzrost spraw cywilnych w pionie cywilnym o ok. 20 proc. i gospodarczym (SO w Warszawie rozpoznaje 60 proc. wszystkich spraw w kraju) – wzrost o 50 proc. W drugiej instancji z kolei wpływ w sprawach cywilnych spada – o 20 proc. w pionie karnym spadki są niewielkie, ale nie ma wzrostu. Mniej spraw trafia do sądów rejonowych – ok. 20 proc.

Problemem są też kadry. Stale nieobecnych w pracy jest ok 100 osób (70 urzędników, ponad 30 sędziów i kilku asystentów) – to 10 proc. całej naszej kadry. Powodem jest wewnętrzna izolacja lub oficjalna kwarantanna.

Komentarze do ustaw antykryzysowych. Moduł COVID-19 bezpłatnie w każdej konfiguracji. Sprawdź

Rafał Terlecki, prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku

W czasie pandemii z wielu powodów nie da się pracować tak jak przed nią. Mamy jednak czym się pochwalić. Na przykład korespondencja, która wychodzi z sądu. Za pierwsze pół roku 2020 mamy wynik porównywalny z 2019 r. A to wszystko dzięki fantastycznej pracy pracowników sekretariatów. Wyznaczamy o 30 proc. mniej spraw, ale jednocześnie liczba orzeczeń spadła o kilka proc.

Bardzo dobrze radzą sobie wydziały odwoławcze. To jednak cały czas kwestia doganiania standardów sprzed pandemii. A przecież musimy pamiętać, że już wówczas sądy miały kłopoty. Ratujemy się zdalną pracą, uruchamiamy biura obsługi interesantów także w formie zdalnej. Jest problem z obsadą pracowników. Były takie tygodnie, że do pracy przychodziło od 20 do 30 proc. obsługi. W sprawach rozwodowych odnotowaliśmy spadek o 25 proc. Pozostałe raczej rosną. To dowód na to, że przez epidemię ludzie nie przestali się interesować sądami. Sprawy zdalne powoli ruszają. Problem polega na tym, że sędziowie nie mają odpowiednio wyposażonych laptopów. Wystąpiliśmy o nie już w lipcu, ale dopiero teraz odbędzie się przetarg na zakup sprzętu.

Maciej Strączyński, prezes Sądu Okręgowego w Szczecinie

U mnie w sądzie sytuacja wygląda bardzo podobnie. To także duży sąd i dotknęły nas te same problemy co wszędzie. Przechodzimy na pracę zdalną, kiedy tylko jest to możliwe. W Szczecinie całkowicie zrezygnowaliśmy z wyjazdów sędziów penitencjarnych do zakładów karnych i korzystamy z posiedzeń zdalnych. Ważna jest jednak jakość połączenia. W tych sprawach nie ma problemu, ponieważ jest to oficjalne połączenie pomiędzy sądem a więzieniem. Gorzej jest wtedy, kiedy każdy uczestnik korzysta z innego systemu. W sądach mamy też spore ograniczenia liczby osób, które wpuszczamy do budynków. Co będzie dalej? Nie wiem. Fala pandemii w Szczecinie gwałtownie rośnie. Spośród siedmiu prezesów rejonowych dwóch mam obecnie na kwarantannie.

Wojciech Łukowski, prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu

We Wrocławiu pracowaliśmy – z ograniczeniami – ale przez cały czas lockdownu, działały biura podawcze. W niektórych wydziałach wyniki się wręcz polepszyły. Przykłady? Dobrze działają wydziały odwoławcze. Według kodeksu postępowania cywilnego możliwość prowadzenia większej liczby spraw na posiedzeniach niejawnych pomaga. Statystyczne wyniki przy rozpoznawaniu apelacji są całkiem dobre. Realny problem mamy w sprawach pierwszoinstancyjnych i to może doprowadzić do zapaści czy nawet zawału. Prowadzimy 250 spraw w trybie zwykłym i tyle samo zdalnych w rozliczeniu dwutygodniowym. W okresie wakacyjnym wszyscy spoczęliśmy na laurach, teraz się to zmieniło.

Jako prezes muszę zmagać się z oburzonymi klientami sądów, którzy się skarżą, że muszą zakładać maski, wchodząc do sądu. Naszym największym problemem jest wieczne filozofowanie zbuntowanych obywateli, że ograniczamy komuś wolność. A dla mnie poza analizą prawną jest to zwykły szacunek dla współobywateli. I nieważne są podstawy prawne.

Krzysztof Kurosz, prezes Sądu Rejonowego dla Łodzi-Śródmieścia

Z punktu widzenia SR, choć to drugi co do wielkości sąd rejonowy w Polsce, sytuacja jest nieco inna. Do nas trafiają drobniejsze sprawy. W wielu kategoriach jest ich nieco mniej – wpływ wynosi od 80 do 90 proc. spraw z 2019 r. Ale niektórych przybyło. W wydziałach upadłościowych i restrukturyzacyjnych odnotowujemy wzrost o 28 proc. Przybywa też spraw pracowniczych – od 20 do 30 proc. – i o 16 proc. w wydziale ksiąg wieczystych. Potwierdza to tylko fakt, że lockdown nie zatrzymał sądów, on je na chwilę wstrzymał. Dziś wychodzi z sądu więcej korespondencji niż w tym samym czasie w 2019 r. W pierwszej połowie 2020 r. z sądu rejonowego wyszło blisko 516 tys. przesyłek. Zorganizowano w nim 77 tys. posiedzeń. Rozprawy online to liczba mikroskopijna. W wydziałach odwoławczych SO jest to bardzo dobre rozwiązanie, w sądach rejonowych odbywa się na niskim poziomie.

Trochę się przyzwyczailiśmy do pandemii. Każdego dnia mamy od kilku do kilkunastu osób wyłączonych z pracy stacjonarnej, kierujemy więc je do pracy zdalnej.

Co do zmian. Rewolucja duża czy mała?

To nasz drugi temat debaty. Chcieliśmy poznać pomysły prezesów na zmiany, które wspomogą wymiar sprawiedliwości i które pomogą sądom pozbyć się zaległości i nie mnożyć kolejnych. Pytaliśmy o zmiany systemowe i te małe.

Joanna Bitner

Postulowane zmiany legislacyjne, które usprawnią pracę sądów w stanie epidemii, to:

– Podwyższenie granicznej wartości przedmiotu sporu w sądach rejonowych: w sprawach cywilnych do 100 tys. zł, a w gospodarczych do 150 tys. zł.

– Obowiązki związane z pandemią – nakazy, zakazy – muszą zostać precyzyjnie zapisane i mieć umocowanie na poziomie ustawowym.

– Doręczenia elektroniczne na adresy mailowe zaufane (nadzorowane przez samorządy zawodowe) i oficjalne (prokuratura, Prokuratoria Generalna itd.).

– Wyłączna właściwość miejscowa sądu w sprawach konsumenckich według miejsca zamieszkania konsumenta.

– Orzekanie jednoosobowo, zamiast składów wieloosobowych, ale tylko na czas epidemii i z uprawnieniem sądu do zarządzenia rozpoznania sprawy w składzie wieloosobowym, gdy uzna to za potrzebne.

Karne procesy wieloosobowe już teraz są prowadzone w kilku salach równocześnie. Oczywiście budzi to wątpliwości, ale tylko tak możemy prowadzić procesy z np. 50 oskarżonymi. Epidemia wymusza pewne ograniczenia: faktyczne, logistyczne i sanitarne. Musimy zapewnić sądzenie bezpieczne. Zapewnienie wszystkich gwarancji procesowych w taki sposób, w jaki rozumieliśmy to przed epidemią, nie jest dziś możliwe. Trzeba uważać, by nie ograniczyć ich nadmiernie, ale zarazem, żeby ich absolutne przestrzeganie w dotychczas przyjęty sposób nie pozbawiło obywatela w ogóle prawa do sądu aż do zakończenia epidemii.

Rafał Terlecki

Propozycji zmian jest kilka. Potrzebne jest szybkie działanie. Myślę tu o sprawnych rozprawach, dobrej współpracy z pełnomocnikami i większej liczbie posiedzeń niejawnych. Nawrót pandemii sprawił, że do wielu dotarło, że prawnik musi współpracować z sądem, a sądy pracują dziś w reżimie wojennym – od 10 do 15 proc. sędziów i pracowników jest stale wyłączona z pracy.

W sprawach karnych brakuje przepisów o pracy zdalnej, a proszę pamiętać, że w takich sprawach przynajmniej jedna strona, oskarżony, nie jest zainteresowany, żeby jego sprawa toczyła się szybko i sprawnie. Są sprawy, które toczą się tylko zdalnie.

W sprawach penitencjarnych sędziowie nie jeżdżą już do zakładów karnych. Ale już w przypadku biegłych nie wszystko możemy zrobić zdalnie. Co zmienić?

Ograniczyć kognicję sądów. Wyrzucić niektóre sprawy z sądów. Część z nich mogliby załatwiać notariusze. Zwiększyć postępowanie mediacyjne. Przesądzić, czy sprawy ubezpieczeniowe są sprawami cywilnymi, czy administracyjnymi, bo przecież dotyczą decyzji najczęściej ZUS. Ale na tym nie koniec. Należy podwyższyć progi dla spraw cywilnych. Mimo to 100-proc. wydajności nie będzie.

Maciej Strączyński

Dobrze nie jest i długo nie będzie. Na razie radzą sobie sądy odwoławcze, ale musimy mieć świadomość, że kiedy zaległości z sądów rejonowych do nich trafią, to już tak dobrze nie będzie. Należy w końcu uregulować sprawy biegłych, bo dziś bycie biegłym stało się nieopłacalne. Trudno np. lekarza namówić na przygotowanie opinii, kiedy on w tym samym czasie przyjmie kilku pacjentów i zarobi dwa–trzy razy tyle. W sądach mogą się też pojawić problemy spowodowane nieprecyzyjnością przepisów dotyczących samego Covid-19. Ludzie kwestionują obowiązek noszenia maseczek, bo przepis jest nieprecyzyjny i kara z niego bezpośrednio nie wynika, a przecież jest to przepis adresowany do wszystkich obywateli. Podobny apel dotyczy przepisów o testowaniu. Jeśli tego nie załatwimy, z pewnością wpłynie to na działalność sądów.

Wojciech Łukowski

Ustawa powinna precyzyjnie określić obowiązek noszenia masek. Ale to nie wystarczy. Potrzeba jeszcze dwóch zmian. Po pierwsze – jednoznacznej regulacji dotyczącej możliwości prowadzenia doręczeń elektronicznych. Po drugie – wewnętrznej możliwości doboru składów wieloosobowych w sprawach odwoławczych. Sztywne losowanie składów wieloosobowych się nie sprawdza. Dziś wprowadzamy zastępstwa, bo nikt nie chce ryzykować.

O wielkich reformach nie chcę mówić wiele. Sądy pokoju to nie jest najlepszy pomysł. Dziś na drobne sprawy wydajemy średnio 100 zł, a jeśli rozbudujemy strukturę, to będzie nas to kosztować powiedzmy średnio 200 zł na sprawę.

Potrzebujemy automatyzacji wielu czynności. To jest rozwiązanie XXI w. Dzięki temu udałoby się wprowadzić część szybkich postępowań nakazowych czy rejestrowych. Ta zmiana jest bardzo prosta do wprowadzenia. Wielkie reformy zwykle się nie udają. Zdalne postępowania nie zastąpią zwykłych rozpraw. Rozwiąże to może 10–20 proc. spraw, ale to i tak ważne w czasie pandemii.

W ten sposób zyskuję sale rozpraw i mogę je wykorzystać w sprawach odwoławczych. Proces online będzie lepszy z pewnością dla stron czy świadków z daleka.

Krzysztof Kurosz

Najważniejsza jest automatyzacja czynności w sądach poparta kontrolą człowieka. To jednak wymaga wzmożonych prac wielu resortów.

Wprowadzając doręczenia elektroniczne, należy zagwarantować wsparcie dla osób, które nie mają komputera. Rozprawy zdalne są dobrym rozwiązaniem. Są one szczególnie ważne dla osób, które mają kłopoty z dojazdami np. z zagranicy. Ale i tu pojawia się problem z transgranicznym wymierzaniem sprawiedliwości.

Pandemia zmusza do wielkich wyzwań. I mając w perspektywie wiele miesięcy pracy w takich warunkach, sądy muszą szukać nowych rozwiązań. Część z nich muszą zagwarantować rządzący.

Więcej treści z Rzeczpospolitej po zalogowaniu. Nie posiadasz dostępu? Przetestuj. Sprawdź