Zeznania świadków stanowią nierzadko istotę materiału dowodowego, na którym opiera się organ procesowy, wydając rozstrzygnięcie. Dlatego też na świadkach ciąży rygor odpowiedzialności karnej za przekazanie nieprawdy. W praktyce ściga się ich jednak niezwykle rzadko. Czy to oznacza, że świadkowie prawie nigdy nie kłamią? Analizując orzecznictwo, wydaje się, że przyczyna leży zupełnie gdzie indziej.
Do ośmiu lat więzienia
Przestępstwo składania fałszywych zeznań określa art. 233 KK. Zgodnie z x§ 1 tego przepisu kto, składając zeznanie mające służyć za dowód w postępowaniu sądowym lub w innym postępowaniu prowadzonym na podstawie ustawy, zeznaje nieprawdę lub zataja prawdę, podlega karze pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do lat ośmiu.
Jeszcze do 15.4.2016 r. górna granica ustawowego zagrożenia karą pozbawienia wolności wynosiła w przypadku omawianego czynu zabronionego zaledwie trzy lata. Dostrzegając wagę analizowanego występku, ustawodawca zdecydował się jednak na niemalże trzykrotne podniesienie tejże granicy.
W uzasadnieniu ustawy nowelizującej argumentowano wówczas, że zmiana ta ma na celu zwiększenie stopnia ochrony wymiaru sprawiedliwości przed wprowadzeniem w błąd organów procesowych w wyniku składania fałszywych zeznań, co może skutkować wydaniem wyroku oczywiście niesprawiedliwego. Słusznie podkreślono, że świadkowie to podstawowe źródła dowodowe.
W Polsce każdego dnia setki świadków składają swe zeznania pod rygorem odpowiedzialności karnej. Pomimo mnogości składanych depozycji liczba postępowań karnych wszczynanych z powodu składania fałszywych zeznań wynosi rocznie około 3500. W 2020 r. procesów tych było jeszcze mniej, gdyż zaledwie 2458 (statystyka.policja.pl).
Oczywiście nie wszystkie postępowania wszczęte o czyn z art. 233 KK kończą się stwierdzeniem zaistnienia przestępstwa. Rocznie liczba skazań wynosi więc około 2500. Jest to trend, który nie zmienia się od dziesięciu lat.
W tym miejscu pojawia się więc pytanie, skąd bierze się fakt, iż sądy tak rzadko uznają sprawstwo przestępstwa składania fałszywych zeznań. Należy bowiem pamiętać, że rocznie do sądów trafia kilkanaście milionów nowych spraw, które wiążą się z odebraniem depozycji od świadków.
Czy tak niska liczba skazań oznacza, że osoby składające zeznania niemalże zawsze mówią prawdę? Wydaje się, że odpowiedzi na to pytanie należy szukać raczej w podejściu organów procesowych do oceny realizacji znamion przestępstwa.
Jedynie umyślnie
Konstrukcja przestępstwa składania fałszywych zeznań zakłada wyłącznie umyślność działania sprawcy. Nieprawda w rozumieniu art. 233 KK oznacza bowiem nieprawdę w znaczeniu subiektywnym – zeznanie jest fałszywe jedynie wtedy, gdy świadek uświadamia sobie, że kłamie. Czynności, o których mowa w analizowanym artykule („zatajenie prawdy” oraz „zeznanie nieprawdy”), muszą więc być świadomymi działaniami świadka, który co najmniej przewiduje, że przekaże organowi procesowemu fałszywe informacje, oraz godzi się na taką ewentualność.
W tym miejscu pojawia się realny problem. O ile często nietrudno zbadać, czy świadek nie rozminął się w swych depozycjach z prawdą, o tyle ocena przeżyć psychicznych jest sprawą dalece bardziej skomplikowaną.
Ustalenie zamiaru – w tym świadomości składania fałszywych zeznań oraz akceptacji takiego stanu – sprowadza się do wnioskowania na podstawie całokształtu okoliczności. Analiza ta nie może pomijać indywidualnych właściwości świadka, jak chociażby jego zdolności poznawczych czy wrażliwości na samą czynność przesłuchania. Konkluzje organów procesowych co do tych właśnie kwestii mogą zaskakiwać.
Stres i inne okoliczności
Po pierwsze, „faktem znanym powszechnie jest stres, jaki towarzyszy przeciętnym obywatelom podczas postępowań sądowych” (Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze, III K 98/14). Nadto, „z zasad doświadczenia życiowego wynika, że działanie pod wpływem stresu może odbiegać od zachowania pozbawionego wpływu tego czynnika” (Sąd Rejonowy w Słupsku, V P 27/16).
Przy takim założeniu świadek zawsze może twierdzić, iż w chwili składania zeznań był przekonany o ich prawdziwości, a ewentualne rozminięcie się z prawdą spowodowane było sytuacją stresową. Dlatego też w uzasadnieniach znaleźć można niekiedy stwierdzenia, że świadek w trakcie składania zeznań „miał prawo znajdować się w silnym stresie”, a „luki pamięciowe mogły zostać wypełnione innymi okolicznościami”.
Wpisuje się to w stanowisko prezentowane w orzecznictwie Sądu Najwyższego, który stwierdza, że nie ma najmniejszego znaczenia przyczyna, dla której świadek tkwił w nieprawdziwym przekonaniu co do prawidłowości opisywanych faktów (wyrok SN z 23.2.2021 r., IV KK 586/19, Legalis).
Kolejną zastanawiającą konkluzję przyjął jeden z sądów rejonowych w niepublikowanym dotychczas orzeczeniu, wskazując, że nie można przypisać wymaganego świadkowi zamiaru, jeżeli zeznawał on co do okoliczności, które mogą zostać zweryfikowane, gdyż w oczywisty sposób naraziłby się wówczas na odpowiedzialność karną. Sąd pomija jednak to, że świadek nie ma możliwości dostępu do akt i nie wie, co zostało już ustalone. Może również liczyć na to, że nikt nie skonfrontuje jego twierdzeń z innymi dowodami, przez co nieprawdziwość jego depozycji nie zostanie wykryta. Równie prawdopodobne jest to, że świadek po prostu nie przeprowadza tego rodzaju analizy. Jednocześnie sąd ten staje wprost w opozycji do opisanego w kodeksie postępowania karnego etapu przesłuchania, który zakłada stawianie świadkowi pytań kontrolnych. To właśnie te pytania mają na celu sprawdzenie wiarygodności osoby składającej swe depozycje.
Co natomiast dzieje się w sytuacji, gdy świadek zeznaje nieprawdę co do dokumentów, które posiada lub które podpisywał? Ten sam sąd rejonowy uznał, że składający zeznania może posiadać określone dowody w postaci dokumentów, lecz nie musi przecież znać ich treści, i to nawet wówczas, gdy pod tą treścią składał swój podpis.
Przesuwanie w czasie postępowań
Co więcej, nierzadko prokuratura czeka z wszczęciem i prowadzeniem postępowania o czyn z art. 233 § 1 KK do prawomocnego zakończenia sprawy, w toku której złożono fałszywe zeznania. Organy ścigania twierdzą bowiem, że dopiero wówczas możliwe jest ostateczne zweryfikowanie prawdziwości zeznań i dokonania oceny zasadności postawienia zarzutu. W efekcie wszczęcie tychże postępowań zostaje przesunięte o wiele lat, aby ostatecznie prokuratura straciła zainteresowanie ściganiem świadka, który zeznał nieprawdę.
Taki sposób postępowania otwarcie skrytykował Sąd Najwyższy, wskazując na nieracjonalność i brak systemowego uzasadnienia tego rodzaju zaniechań, które generują ryzyko dalszego fałszowania zeznań (sygn. V KK 434/17). Co więcej, w takim scenariuszu niezbędne jest powtórzenie wielu czynności dowodowych i ocen, jakie zostały już w przeszłości przeprowadzone. To zaś stoi w oczywistej sprzeczności z zasadą ekonomiki procesowej.
Nie wiadomo jednak, czy organy ścigania uwzględniają odnośne stanowisko w swojej codziennej pracy. Biorąc pod uwagę przytoczone wyżej statystyki, można mieć wątpliwości.
Analizując orzecznictwo, niejednokrotnie można natrafić na przypadki spraw, w których organy ścigania skupiają się na poszukiwaniu usprawiedliwień dla zachowania świadka, który składa fałszywe depozycje. Dlatego też nowelizacja, która zaostrzała odpowiedzialność karną za czyn z art. 233 KK, nie wpłynęła znacząco na poprawę sytuacji. Tymczasem to nie surowość grożącej kary, ale istotne ryzyko faktycznego poniesienia odpowiedzialności karnej mogłoby faktycznie odstraszać świadków od rozmijania się z prawdą w trakcie składania zeznań. Do tego potrzeba jednak systemowej zmiany w podejściu organów procesowych.
Rafał Karbowniczek jest senior associate, a Małgorzata Karasińska associate w zespole prawa karnego w kancelarii Domański Zakrzewski Palinka
Artykuł pochodzi z Systemu Legalis. Bądź na bieżąco, polub nas na Facebooku →