Chyba tylko banki mogła zaskoczyć czwartkowa opinia rzecznika generalnego TSUE wydana w sprawie mającej duże znaczenie dla dziesiątek tysięcy sądowych sporów frankowych. Z trzech powodów nie powinno dziwić, że wykluczyła ona prawo banku do dochodzenia od konsumentów wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału, kiedy sąd stwierdza nieważność umowy kredytowej ze względu na abuzywność jej postanowień.
Sankcja za naruszenia
Po pierwsze, przyznanie bankowi prawa do wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału prowadziłoby do reaktywacji skutków upadającej umowy. Wynagrodzenie banku kłóciłoby się tym samym z wielokrotnie powtarzanym przez TSUE wymogiem przywrócenia sytuacji, w jakiej znajdowałby się konsument w przypadku braku nieuczciwego warunku umownego oraz z zakazem czerpania przez przedsiębiorcę korzyści z jego bezprawnego działania.
Po drugie, pozbawienie przedsiębiorcy naruszającego prawa konsumentów wynagrodzenia stanowi sankcję, której dopuszczalność w prawie UE ugruntowało orzecznictwo TSUE.
Po trzecie, jak w trakcie rozprawy przed TSUE podkreślał przewodniczący KNF Jacek Jastrzębski, potwierdzenie przez sąd rozstrzygający sprawę opinii rzecznika może mieć kolosalne negatywne konsekwencje systemowe dla polskiego rynku finansowego. Ale działania zaradcze podjąć powinien ustawodawca, nie sądy. Sądy – nawet ten luksemburski – rozstrzygają pojedyncze sprawy.
Jeśli więc w najbliższych miesiącach przez polski sektor bankowy przewali się niszczycielska fala, nastąpi to nie z powodu niezaakceptowania przez TSUE dość karykaturalnego pomysłu wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału. Jedynym tego powodem będzie niezdolność polskich władz do systemowego rozwiązania problemu, czyli wydania zgodnej z wymogami dyrektywy konsumenckiej ustawy przywracającej równowagę między stronami umów zawierających problematyczne klauzule.
Węgierski przykład
Potwierdzeniem niech będzie fakt, że służące temu przepisy węgierskie z 2014 r. nigdy nie były kwestionowane przez TSUE, mimo prób podejmowanych przez niektórych kredytobiorców.
Węgierskie uregulowania sprowadziły się do stwierdzenia nieważności problematycznych klauzul kursowych i wprowadzenia w ich miejsce kursu wymiany banku centralnego – tak wobec przeszłych rozliczeń, jak i przyszłych. Ponieważ w wyrokach wydanych po uchwaleniu tej ustawy TSUE zastrzegał, że reguły krajowe dotyczące tej kwestii nie mogą zostać zastosowane wbrew woli jednej ze stron, powinny one wiązać konsumentów tylko wówczas, gdy nie sprzeciwią się oni zgodnej z ustawą propozycji przedstawionej im przez bank.
Dotychczas, zamiast wydać krótką ustawę rozwiązującą problem kredytów frankowych kosztem zaledwie kilku miliardów złotych, polskie władze zajęte były drenowaniem na różne sposoby sektora bankowego – od podatku bankowego po wakacje kredytowe. Z kolei banki, zamiast za taką ustawą lobbować, poszły w kierunku eskalacji sporów sądowych. Ich wiara w zmianę linii orzeczniczej nie była całkowicie nieracjonalna, ponieważ podejście polskich sądów rozstrzygających spory frankowe jest zdecydowanie bardziej prokonsumenckie niż w innych państwach UE. Taktyka oparta na pozywaniu klientów za bezumowne korzystanie z kapitału nie mogła jednak przybliżyć banków do tego celu, a lepszych pomysłów na strategię prowadzenia sporów zabrakło.
Teraz zostaje mieć nadzieję, że wreszcie Sejm i lobby bankowe zastosują się do prawa Katza, zgodnie z którym ludzie i narody zaczną działać racjonalnie, kiedy wyczerpią wszystkie inne możliwości. Jeśli posłowie nadal będą z założonymi rękami przyglądać się porażkom banków w sądowych sporach frankowych, jeśli nie dojdzie do ustawowego rozwiązania problemu niszczącego sektor bankowy i paraliżującego sądy, rzeczywiście spodziewać się należy zapaści sektora finansowego.
Autor jest profesorem, kierownikiem Zakładu Europejskiego Prawa Zarządzania Gospodarczego na Uniwersytecie Wrocławskim.
Artykuł pochodzi z Systemu Legalis. Bądź na bieżąco, polub nas na Facebooku →