Oszuści polują nie tylko na zwykłe osoby, ale także na przedsiębiorców. I mogłoby się wydawać, że absurdem jest domaganie się od okradzionego podatku. Niestety, nie dla skarbówki. Na szczęście suchej nitki na jej wykładni prowadzącej do opodatkowania kradzieży nie zostawił Wojewódzki Sąd Administracyjny w Łodzi.
Naciągacz w natarciu
Sprawa dotyczyła firmy z branży tekstylnej. We wniosku o interpretację wyjaśniła, że podczas targów nawiązała z nią kontakt osoba podszywająca się pod zagranicznego kontrahenta. Oszust podawał się za osobę działającą w imieniu spółki z Włoch będącej producentem i dystrybutorem tkanin. Z wniosku wynikało, że firma nie działała pochopnie. Prowadziła korespondencję mailową z osobą posługującą się pieczątkami firmowymi i podpisami przyszłego rzekomego odbiorcy. Był też kontakt telefoniczny. Dla zabezpieczenia interesów płatność została objęta ubezpieczeniem oferowanym przez jedno z towarzystw, które pozytywnie oceniło wiarygodność finansową firmy.
Ta podkreśliła również, że włoska firma była weryfikowana m.in. w systemie VIES. Dopiero gdy płatność nie przyszła na czas, okazało się, że towar zamówił oszust. Podejrzenie przestępstwa zostało zgłoszone. A od fiskusa firma oczekiwała potwierdzenia, że dostawy towarów na rzecz oszusta nie można uznać za transakcję opodatkowaną VAT.
Ku swemu zaskoczeniu dostała jednak odpowiedź, że od kradzieży jest… podatek. Fiskus tłumaczył, że choć firma najprawdopodobniej padła ofiarą oszustwa, to odkryto je po dokonaniu transakcji. Towary zostały przemieszczone do innego kraju, została zrealizowana dostawa i była faktura. W ocenie urzędników doszło zatem do wewnątrzwspólnotowej dostawy towarów, podlegającej opodatkowaniu VAT w Polsce.
Poszkodowana po ratunek poszła do sądu i wygrała. WSA nie zgodził się, że przeniosła prawo do rozporządzania towarem. Podkreślił, że aby doszło do dostawy towaru, po stronie dostawcy musi istnieć wola przekazania innemu władztwa nad rzeczą. Musi być to zatem transakcja, którą strona chciała sfinalizować ze znanym kontrahentem – firmą włoską. Tymczasem na skutek wprowadzenia w błąd co do kupującego nie przeniosła prawa do rozporządzania towarem na znaną na rynku i wiarygodną firmę. Wydała go oszustowi, podszywającemu się pod rzeczywiście funkcjonującą na rynku włoskim firmę, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem.
Oszukany nie płaci
W ocenie WSA w demokratycznym państwie prawa nie do pomyślenia jest przekonanie, że w wyniku spornej czynności przeniesiono prawo do rozporządzania towarem na rzecz oszusta. Zaakceptowanie tego prowadziłoby do uznania, że uprawnienie to można nabyć za pomocą czynu zabronionego.
I nie ma znaczenia, że ujawnienie oszustwa nastąpiło po dokonaniu transakcji i po tym, jak towary zostały przemieszczone z Polski na terytorium innego państwa UE.
Wyrok nie jest prawomocny.
Sygnatura akt: I SA/Łd 553/23
Robert Krasnodębski, radca prawny, doradca podatkowy
Biznes prowadzi się na zasadzie ryzyka, ale nie ma takich procedur, którymi da się wyeliminować je wszystkie. I nawet najlepiej chroniona firma, która stosuje najwyższe standardy należytej staranności, może zostać okradziona czy oszukana. A kradzież czy oszustwo to przestępstwo. Państwo zaś powinno je ścigać, a nie na nim zarabiać. WSA słusznie uznał, że aby podatnik mógł rozporządzić towarem, musi tego chcieć. Nie można uznać, że wydanie go pod wpływem błędu, na rzecz osoby, która podszywa się pod weryfikowanego przez podatnika kontrahenta, to dostawa towaru opodatkowana VAT. Stanowisko fiskusa jest absurdalne i nie do pogodzenia ze standardami państwa prawa. I szkoda, że nie jest w stanie tego zrozumieć.
Artykuł pochodzi z Systemu Legalis. Bądź na bieżąco, polub nas na Facebooku →