Polscy uczniowie są przeciążeni i stłamszeni. Większość z nich źle się czuje w szkole. Nic dziwnego, skoro nagminnie łamie się tam ich prawa. Zarówno te powszechnie obowiązujące, jak i te określone w szkolnych statutach, które placówki same uchwaliły. Tak wynika z raportu Stowarzyszenia Umarłych Statutów.
– Nie możemy oczekiwać od młodzieży, że będzie się angażować w sposób odpowiedzialny i pełny w społeczeństwo demokratyczne, jeśli doświadcza w szkole czegoś dokładnie odwrotnego. Skoro nieprzestrzeganie prawa w szkole jest powszechne, uczniowie obserwują, że normy i reguły są po to, by je omijać – komentuje dr Iga Kazimierczyk, prezeska Fundacji „Przestrzeń dla edukacji”. Nie ma w zasadzie obszaru, w którym polskie szkoły nie naruszałyby prawa.
Bez niebieskich włosów
Jedną z bardziej kontrowersyjnych kwestii dotyczących statutów szkół jest umieszczanie w nich przepisów określających zasady wyglądu uczniów. Aż 48,6 proc. ankietowanych podało, że w statucie ich szkoły są takie przepisy, a 43,8 proc. z nich odpowiedziało, że wygląd ucznia ma wpływ na ocenę z zachowania.
– To problemy, których każdy z nas doświadczał w szkole. Już od dłuższego czasu rozmawiamy o kwestiach wyglądu i ubioru. Łamanie praw dziecka nie jest tu więc nieświadome. Żadna osoba dorosła nie ma prawa ingerować w to, jak uczeń wygląda. Martwi też, że często tradycja i utarte schematy są silniejsze niż indywidualne przekonania nauczycieli – dodaje dr Kazimierczyk.
Jak argumentują autorzy raportu, statut szkoły, regulując zasady wyglądu uczniów, ogranicza ich wolność, która – zgodnie z art. 31 ust. 3 Konstytucji RP – może być ograniczana tylko poprzez ustawę.
Kartkówka to też sprawdzian
Nauczyciele nagminnie przekraczają maksymalną określoną w statucie liczbę sprawdzianów (które trzeba zapowiadać z wyprzedzeniem). Tylko 16,3 proc. uczniów nie zetknęło się z tym problemem. Nauczyciele np. kwalifikują je jako „kartkówkę”, co formalnie sprawia, że limit nie zostaje przekroczony.
Aż 39 proc. uczniów przyznało, że spotkało się w szkołach z karaniem uczniów pozastatutowymi karami. To jednak, że coś zostało uregulowane w statucie, nie oznacza, że jest zgodne z prawem. Powszechnie można w nich znaleźć np. zapisy, że na ocenę celującą wymagana jest wiedza ponadprogramowa. Jak podkreślają twórcy raportu, stopień celujący jest najwyższą możliwą do uzyskania roczną oceną klasyfikacyjną i zasadne jest, aby ustalone kryteria oceny celującej były najbardziej wymagające. Nie mogą one jednak wykraczać poza podstawę programową. Taka regulacja jest bowiem sprzeczna z art. 44b ust. 3 ustawy o systemie oświaty. Zgodnie z tym unormowaniem osiągnięcia edukacyjne ucznia można oceniać wyłącznie w granicach określonych w podstawie programowej bądź programie nauczania.
Na bakier z prawem
Podobnie często (61,6 proc. odpowiedzi) w statutach szkół znaleźć można przepisy, które określają minimalną średnią ocen wymaganą do uzyskania ocen klasyfikacyjnych. Zgodnie z ustawą to nauczyciele prowadzący zajęcia ustalają oceny klasyfikacyjne z zajęć edukacyjnych.
Powszechnie łamane są też prawa pełnoletnich uczniów – chociażby do samodzielnego usprawiedliwiania własnej nieobecności.
Łukasz Korzeniowski prezes Stowarzyszenia Umarłych Statutów
Raport udowadnia to, co dla nas – od lat zajmujących się pomocą uczniom – było jasne od dawna. W Polsce naprawdę trudno o szkołę, której nie da się nic zarzucić, jeżeli chodzi o praworządność.
Powszechne jest zarówno naruszanie ustaw, jak i przepisów, które szkoły same ustaliły w swoich własnych statutach. Nie dziwi więc, że prawie 57 proc. ankietowanych uczniów czuje się w szkole źle. Może to być jedna z przyczyn upadku prestiżu i autorytetu zawodu nauczyciela w kraju.
Wciąż mamy duży problem z właściwą organizacją zajęć religii, dyskryminacją, nieudostępnianiem lub niewłaściwym udostępnianiem sprawdzonych prac pisemnych (np. tylko do wglądu), wystawianiem ocen na podstawie średniej, a nie rzeczywistych osiągnięć edukacyjnych, i wieloma, wieloma innymi sprawami.
Artykuł pochodzi z Systemu Legalis. Bądź na bieżąco, polub nas na Facebooku →