Chodzi o dwa poselskie projekty zmian w Kodeksie postępowania cywilnego, zgłoszone przez Polskę 2050 oraz PSL–Trzecią Drogę, które mają umożliwić ponoszenie odpowiedzialności przez anonimowych hejterów. Obydwa przewidują wprowadzenie nowych postępowań odrębnych w sprawie ochrony dóbr osobistych przeciwko osobom o nieznanej tożsamości.
Dziś, aby wnieść pozew cywilny, konieczne jest podanie danych pozwanego, np. imię i nazwisko, adres czy numer PESEL. Brak któregoś z niezbędnych elementów finalnie skutkuje zwrotem pozwu. Tym samym osoby, których dobra osobiste zostały naruszone, pozbawia się w ten sposób prawa do sądu.
Receptą mają być tzw. ślepe pozwy, które polegają na tym, że powód składa pozew przeciwko „osobie nieznanej”, a następnie sąd w ciągu siedmiu dni występuje do dostawcy usług pośrednich oraz do przedsiębiorcy telekomunikacyjnego o przekazanie posiadanych danych.
Te rozwiązania jednak musiały zmierzyć się z olbrzymią krytyką ekspertów i instytucji publicznych, przedstawioną podczas posiedzenia sejmowej komisji nadzwyczajnej ds. zmian w kodyfikacjach. Bo choć wszyscy zgadzają się, że istnieje potrzeba wprowadzenia regulacji, które ułatwią dochodzenie swoich praw, to jest oczywiste, że te rozwiązania muszą być spójne z całym system prawa, a nie tylko cywilnego.
To powód powinien decydować
I tak, zdaniem sędzi Sądu Najwyższego Joanny Misztal-Koneckiej już sama propozycja wprowadzenia nowych postępowań odrębnych jest błędna. Zwłaszcza w przypadku propozycji PL 2050, gdzie ta odrębność ogranicza się do etapu poszukiwania pozwanego, a dalsze postępowanie ma się toczyć na zasadach ogólnych. – To już w 100 proc. dowodzi, że tworzenie nowego postępowania odrębnego jest w tym zakresie chybione. Niedługo już nie będziemy mieć żadnych spraw rozpoznawanych na zasadach ogólnych – mówiła sędzia Misztal-Konecka.
Poza tym jej zdaniem proponowane rozwiązania są sprzeczne z naczelnymi zasadami postępowania cywilnego – dyspozycyjności i bezstronności sądu.
– W mojej ocenie nie można nałożyć na sąd obowiązku w istocie wskazania pozwanego. Poza tym zgodnie z zasadą dyspozycyjności to powód powinien być tym podmiotem, który ostatecznie decyduje o wniesieniu roszczenia i jego treści – wskazywała sędzia SN. Tymczasem nie można wykluczyć, że powód mógłby – gdy zostanie ustalony sprawca naruszenia – nie być zainteresowany dochodzeniem swoich roszczeń (przykładowo, gdy okaże się, że sprawcą jest np. żona albo szef).
Jej zdaniem problem identyfikacji pozwanego można rozwiązać, tworząc postępowanie pomocnicze, analogicznie do zwolnienia od kosztów sądowych, które może być zainicjowane jeszcze przed wniesieniem pozwu. Pozwoliłoby ono na ustalenie osoby, przeciwko której powód mógłby, a nie musiałby, wnieść pozew.
Wspomniana kwestia jest też istotna z uwagi na to, że może się okazać, iż ustalone przez sąd dane wcale nie należą do naruszyciela. Jeśli powód przegra, poniesie koszty. Nawet jeśli ustalone dane pozwanego będą od początku sugerować powodowi, że nie jest to osoba, która może być odpowiedzialna za naruszenie i powód cofnie pozew, to nie oznacza, że nie będzie musiał ponieść kosztów zastępstwa procesowego. Pozwany zdąży już bowiem otrzymać pozew i np. zleci przygotowanie odpowiedzi na pozew. Przeniesienie momentu poszukiwania pozwanego na wcześniejszy etap i pozostawienie decyzji o wytoczeniu powództwa dopiero po uzyskaniu danych naruszyciela rozwiązałoby część problemów.
Najpierw DSA
Z kolei prof. Krystyna Szczepanowska-Kozłowska z Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego wskazywała, że oba projekty praktycznie abstrahują od Aktu o usługach cyfrowych (DSA).
Art. 9 tego unijnego rozporządzenia przewiduje nakaz dla organów sądowych lub administracyjnych podjęcia działań przeciwko nielegalnym treściom, a art. 10 nakłada na dostawców usług pośrednich nakaz udzielenia informacji. Prace nad ustawą wdrażającą te regulacje prowadzi Ministerstwo Cyfryzacji (projekt jest na etapie Komitetu Stałego RM).
Zdaniem prof. Szczepanowskiej-Kozłowskiej najpierw należałoby poczekać na efekty tej implementacji, która określi, w jaki sposób sądy mogłyby egzekwować obowiązki informacyjne nakładane na dostawców usług. O to samo apelował Tomasz Bukowski, ekspert ds. komunikacji z Polskiej Izby Komunikacji Elektronicznej.
– Chodzi o to, by ułatwić życie nie tylko przedsiębiorcom, ale też sądom i organom, poprzez przyjęcie jednej spójnej procedury. Już w tej chwili mamy kilkanaście ustaw związanych z aktywnym poszukiwaniem i blokowaniem treści w internecie. Każda jest tworzona przez oddzielny resort według oddzielnych procedur i trybów – zwraca uwagę ekspert.
Do tych apeli przychylił się Akradiusz Myrcha, wiceminister sprawiedliwości. Do czasu implementacji DSA trudno więc oczekiwać poparcia rządu dla ustawy o ślepym pozwie.
Eksperci zwracali też uwagę na ryzyko wykorzystywania projektowanych przepisów o ślepych pozwach do inicjowania postępowań o charakterze SLAPP-owym, czyli taktycznym pozwom przeciwko partycypacji publicznej.
– Bez odpowiednich bezpieczników może łatwo dojść do sytuacji, w których ta procedura może być instrumentalizowana do poznawania tożsamości osób, które ośmielają się krytykować przedstawicieli władzy. Brakuje bowiem skutecznej procedury, która pozwoliłaby już na etapie wstępnym ocenić, czy roszczenie jest w ogóle uprawdopodobnione – zwracał uwagę Konrad Siemaszko z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Jeden z projektów przewiduje co prawda, że sąd ma dokonywać takiego wstępnego badania, ale miałby robić to w terminie siedmiu dni od wniesienia pozwu. Co więcej, takie powództwo miałoby być oddalone tylko w przypadku prawdopodobieństwa obustronnego naruszenia dóbr osobistych powoda i pozwanego lub gdy jest oczywiście bezzasadne. A jak wskazuje Konrad Siemaszko, praktyka sądów pokazuje, że sądy bardzo rzadko odrzucają takie pozwy z takiego powodu.
Prokuratura też krytyczna
Krytycznie projektowane rozwiązania oceniali też przedstawiciele Prokuratury Krajowej, wskazując, że to, co według projektodawców ma być końcem procesu ustalania danych pozwanego, w praktyce często jest dopiero początkiem. Samo bowiem ustalenie adresu IP i personaliów osoby, do której jest przypisane, nie oznacza, że jest to sprawca naruszenia. Jeden adres IP może obejmować kilka komputerów, a może się też okazać, że jest to adres firmy lub instytucji. Nie można też zapominać, że istnieją programy do generowania sztucznego adresu IP.
Poza tym skuteczność sądu w pozyskiwaniu danych od dostawców usług pośrednich zależy od okresu retencji danych. W praktyce może się okazać, że dane te zostały usunięte. Proponowane wydłużenie okresu retencji do sześciu miesięcy, zdaniem prof. Szczepanowskiej-Kozłowskiej, jest niemożliwe, bo Trybunał Sprawiedliwości UE dopuszcza taki okres tylko w dwóch przypadkach (chodzi o terroryzm i bezpieczeństwo narodowe).
– Jeżeli wprowadzenie ślepego pozwu ma być odłożone do czasu wejścia w życie przepisów wdrażających DSA, to oczywiście jest to zrozumiałe. Natomiast my jesteśmy „trochę nowi” w polityce, co oznacza, że naszym celem nie jest przepchanie na siłę naszej ustawy, lecz zrobienie porządku w tej materii. Jeżeli ktoś uważa, że pomysł ślepego pozwu nie jest zły, ale zaproponowane przez nas rozwiązania nie są najlepsze, a wręcz złe, to jesteśmy otwarci na wskazanie dobrych rozwiązań. Dla nas liczy się efekt w postaci przepisów, które ochronią obywateli przed hejtem w sieci – podsumował Łukasz Osmalak z Polski 2050, poseł wnioskodawca.
Etap legislacyjny: prace w Sejmie
prof. Wojciech Kocot, członek Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego
Nie ulega wątpliwości, że trzeba walczyć z hejtem czy nadużywaniem anonimowości w sieci, która prowokuje do przeróżnych złych działań, ale nie w sposób, w jaki przewidziano to w poselskich projektach zmian w Kodeksie postępowania cywilnego. Nie jestem pewien czy kierunek jest zasadny, ponieważ nikt nie przemyślał tego, jak typowo anglosaska instytucja, jaką jest ślepy pozew, będzie funkcjonowała w kontynentalnym prawie o germańskiej proweniencji. Oczywiście w USA to rozwiązanie jest popularne, lecz trzeba pamiętać, że tam zupełnie inaczej chroni się dobra osobiste, a przede wszystkim nie ma tak silnej ochrony danych osobowych, jaką u nas wyznacza choćby RODO. W pierwszej kolejności ta ustawa potrzebuje mocnego tła w postaci wdrożonego rozporządzenia UE „Akt o usługach cyfrowych”. Najpierw musimy je wdrożyć, a dopiero później na bazie przyjętych rozwiązań próbować ucywilizować ruch w sieci. W ogóle projektami poselskimi nie powinno się dokonywać zmian w kodeksach, zwłaszcza tak istotnych. Z całym szacunkiem do posłów i wysiłku intelektualnego, jaki wkładają w wykonywanie mandatu, to zmiany w kodyfikacjach są tak kompleksowe i złożone, dotykają tylu dziedzin i zagadnień, że nie sposób ich dobrze wprowadzić za pomocą punktowej regulacji. Zwłaszcza bez uzgodnienia z Ministerstwem Sprawiedliwości, które zawsze może się zwrócić o ocenę projektu do Komisji Kodyfikacyjnej.
Artykuł pochodzi z Systemu Legalis. Bądź na bieżąco, polub nas na Facebooku →