– Jak mi pokażecie jego skład, to ocenię, czy pomysł jest dobry – mówi „Rz” jeden z prawników, któremu nie są obce takie sprawy. Więcej mówić nie chce, dopóki nie zobaczy projektu.
Doba na odpowiedź
Zgodnie z projektem serwisy społecznościowe nie będą mogły usuwać treści ani blokować kont użytkowników, jeśli treści na nich zamieszczane nie naruszają polskiego prawa. A jeśli naruszają, możliwa będzie skarga. Serwis rozpatrzy ją w ciągu doby. Gdy tego nie zrobi, głos zabierze sąd. Na poziomie okręgu powstać ma jeden sąd wolności słowa na wzór niedawno utworzonych sądów własności intelektualnej.
Powód? W celu zapewnienia sprawności nowej szybkiej procedury – wyjaśniają autorzy. Co na to prawnicy?
Adwokat Zbigniew Roman nie ma wątpliwości, że ze zjawiskiem walczyć należy, bo agresorzy w sieci czują się coraz bardziej bezkarni. Przypomina jednak, że istnieją już prawne możliwości przeciwdziałania hejtowi w sieci. Gdy wiąże się on z popełnieniem przestępstwa, można zawiadomić prokuraturę.
– Mam jednak wątpliwości, czy potrzebny jest do tego specjalny sąd czy wydział –mówi „Rz” Zbigniew Roman. I dodaje, że skłania się raczej ku specjalizacji sędziów. – Świetnie przygotowany do sprawy sędzia, także pod kątem korzystania z mediów społecznościowych, szybko się z taką sprawą upora – uważa.
Identyczny pogląd prezentuje adwokat Dariusz Pluta.
– Jeśli chodzi o specjalizację, kierunek uważam za słuszny. Chcąc nie chcąc, za kilka lat takie sądy z pewnością powstaną – uważa. I dodaje, że specjalizacja, profesjonalizm sprzyjają szybkości, a sprawy hejtu czy fake newsów należą do tych, które trzeba załatwiać szybko.
Pozytywnie ocenia także nową instytucję, jaka ma się pojawić w prawie cywilnym. Chodzi o tzw. ślepy pozew.
– Powód, którego dobra osobiste zostaną naruszone przez nieznaną mu osobę, będzie mógł złożyć pozew o ochronę dóbr osobistych bez wskazania danych pozwanego. Wystarczy podać adres URL zasobu danych internetowych, na którym zostały opublikowane obraźliwe treści, daty i godziny publikacji oraz nazwy profilu lub loginu użytkownika. Jeśli sąd oceni, że coś jest na rzeczy (sprawa nie jest oczywiście bezzasadna), wystąpi do portalu o przekazanie danych użytkownika – tak chcą zapisać nową instytucję autorzy.
– To wyrównanie broni z zasadą anonimowości w sieci – uważa adwokat Dariusz Pluta. Zastrzega, że dopóki prezentowane anonimowo treści wiążą się jedynie z upublicznianiem własnego stanowiska czy poglądów, to nic do anonimowości nie ma. Gdy jednak dochodzi do obrażania, pomawiania, wręcz hejtowania innych osób, jakieś narzędzie dla pokrzywdzonych w walce o dobre imię istnieć musi.
Liczy się czas
Postępowanie sądowe ma być prowadzone elektronicznie. Serwis po skierowaniu wniosku przez użytkownika ma przekazywać zabezpieczone materiały do sprawy i stanowiska uczestników.
Prawomocne postanowienie sądu ma być natychmiast wykonalne. W razie jego niewykonania oraz innych naruszeń z ustawy, np. braku ustanowienia pełnomocnika czy braku raportowania sprawozdań, serwis może ponieść karę administracyjną nałożoną przez Urząd Komunikacji Elektronicznej – do 8 mln zł.
– Może wysokie kary podziałają na co bardziej agresywnych uczestników dyskusji w sieci – przyznaje inny mecenas. Zwraca jednak uwagę, że resort sprawiedliwości najpierw powinien zmienić art. 212 kodeksu karnego. Ten przewiduje karę więzienia za zniesławienie.