Wynika to z danych organu rentowego, które poznała „Rzeczpospolita”.
Worek bez dna
Od niedawna przedsiębiorcy, którzy zajmują się produkcją pieczywa, świeżych wyrobów ciastkarskich i ciastek, a do prowadzenia działalności wykorzystują piec ogrzewany gazem, mogą korzystać z preferencyjnych stawek na to paliwo. Rozpatrywanie tych wniosków spadło na ZUS. Zaskoczenie? Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, przyznają, że z początku tak. A potem przyszła refleksja, że to nic niezwykłego. ZUS w ostatnim czasie bierze po prostu na siebie wszystko.
Worek z nowymi zadaniami rozwiązał się na dobre przy okazji pandemii Covid-19. W tym czasie na ZUS spadła większość zadań związanych z tarczą antykryzysową. Potem doszedł bon turystyczny. A w tym czasie organ rentowy przejął też od samorządów obsługę świadczeń 500+ i 300+. Gertruda Uścińska, prezes ZUS, przekonuje, że jest na to przygotowany.
– W ostatnich latach zrobiliśmy ogromny krok do przodu. Staliśmy się nowoczesnym urzędem. To efekt stawiania na elektronizację i automatyzację – wskazuje. I zapewnia, że wszyscy na tym korzystamy. Jak bowiem argumentuje, przejęcie przez ZUS np. programu „Rodzina 500+” oznacza ogromne oszczędności dla państwa.
– Według naszych szacunków roczny koszt obsługi jednego wniosku spadł z ok. 51 zł w samorządach do 6 zł w ZUS. Daje to oszczędność na poziomie 3,1 mld zł w ciągu 11 lat z tytułu obsługi administracyjnej – podkreśla prof. Uścińska.
Zwraca też uwagę, że podobnie jest z programem „Dobry start”, który wcześniej obsługiwały gminy i powiaty.
– Po przeniesieniu tego zadania do ZUS koszt obsługi jednego wniosku spadł z 10 zł do 30 gr. Łącznie w ciągu 11 lat ZUS zaoszczędzi dla budżetu państwa prawie 0,5 mld zł – zaznacza prezes.
Jak podkreśla, już teraz, według wyliczeń organu rentowego, oszczędności z przeniesienia programów dla rodzin (500+ i 300+) do ZUS to ponad 333 mln zł i z każdym kolejnym miesiącem mają rosnąć.
Odpiera też zarzuty, by Zakład brał na siebie za dużo.
– Nie jesteśmy jedynym urzędem w Europie, który przejmuje inne zadania. Widzimy, że dotyczy to coraz większej liczby podmiotów, które wcześniej działały jedynie na polu ubezpieczeń społecznych. Głównymi argumentami za rozszerzeniem kompetencji urzędów takich jak ZUS są stosunkowo niskie koszty obsługi nowego zadania i gwarancja, że zostanie ono profesjonalnie obsłużone – mówi prezes Uścińska.
Eksperci się nie boją
Zapytaliśmy ekspertów, czy kumulacja tylu zadań w jednym miejscu nie rodzi obaw o nadużycia.
Takich wątpliwości nie ma Wioletta Żukowska-Czaplicka z Federacji Przedsiębiorców Polskich.
– Jeśli ZUS ma wszystkie niezbędne informacje oraz techniczne możliwości, by sprostać tym nowym obowiązkom, i nie zgłasza zastrzeżeń, to z pewnością będą wykonywane prawidłowo. Wypłaca on już zresztą szereg świadczeń związanych chociażby z uprawnieniami rodzicielskimi i nie słychać zarzutów, że coś działa źle – mówi ekspertka.
Zdaniem dr. Tomasza Lasockiego z WPiA UW, jak pokazał okres pandemii, ZUS spośród państwowych instytucji obsługujących usługi publiczne jest instytucją najlepiej zorganizowaną i sprawną, więc obdzielanie go nowymi zadaniami jest całkiem logiczne.
– Jeżeli szeroko pojęte państwo w ramach swoich kompetencji może zrobić coś taniej, to nie widzę problemu. Doświadczenia zdobywane przez ZUS przy każdym nowym zadaniu przekładają się potem na sprawniejszą obsługę kolejnych. Logiczne jest też, że przy uchwalaniu nowego świadczenia nie powinien powstawać oddzielny urząd, który będzie je obsługiwał – dodaje.
Co z pracownikami
Wioletta Żukowska-Czaplicka przypomina natomiast, że za kolejnymi zadaniami, które ma wykonywać ZUS, powinno iść odpowiednie wsparcie organizacyjne, aby osoby tam pracujące mogły efektywnie wykonywać swoje obowiązki. Tak uważa też dr Lasocki.
– Trzeba pamiętać, że nowe zadania powinny oznaczać przekazywanie nowych środków na ich realizację – dodaje.
ZUS zapewnia, że o tym pamięta.
– Dostrzegamy rolę pracowników, którzy wykonują tytaniczną pracę. Tylko przez sale obsługi klientów rocznie przetaczają się miliony osób. Dlatego ciągle staramy się ułatwiać im pracę i automatyzować pewne powtarzalne procesy – mówi prezes Uścińska.
Pracownicy odczuwają jednak dysonans między nakładem pracy a wysokością wynagrodzeń.
– My się nie boimy nowych zadań. Chcemy tylko godnie zarabiać. Rządzący chętnie dodają nam nowe obowiązki, ale niestety, nie idzie za tym wzrost naszych uposażeń – wskazuje Beata Wójcik, przewodnicząca Związku Zawodowego Pracowników ZUS.
Dlatego wystąpiła do premiera Mateusza Morawieckiego o poprawę warunków pracy i płacy w ZUS. Jak czytamy w piśmie, wzrost o 7,8 proc. w 2023 r. funduszu wynagrodzeń jest znacznie niższy niż inflacja. Dlatego postuluje wzrost puli środków w tym obszarze jeszcze w tym roku.
– Tym bardziej że weryfikacja działań automatycznych, którymi szczyci się pracodawca, cały czas jest dokonywana przez pracowników z bardzo szeroką wiedzą, którzy powinni być wynagradzani według kryteriów rynkowych – dodaje Beata Wójcik.
Artykuł pochodzi z Systemu Legalis. Bądź na bieżąco, polub nas na Facebooku →