W najnowszej wersji projektu zmian w kodeksie pracy Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii proponuje, aby zatrudnionemu zdalnie przysługiwał zwrot kosztów bezpośrednio związanych z pracą zdalną, w szczególności wydatków na energię elektryczną i internet. Na ostatnim posiedzeniu zespołu prawa pracy Rady Dialogu Społecznego toczyła się gorąca dyskusja związkowców z pracodawcami dotycząca wysokości tego zwrotu.
– Z wielkim zainteresowaniem obserwuję dyskusję między partnerami społecznymi, jak powinny wyglądać zasady wykonywania pracy zdalnej. Wspólnie dokonujemy ostatnich szlifów przepisów. Mam nadzieję, że porozumienie zostanie osiągnięte już w najbliższym czasie – powiedziała wiceminister rozwoju, pracy i technologii Iwona Michałek.
Ryczałt kontra wyliczenia
Okazało się, że związkowcy domagają się rozszerzenia przepisu o wskazanie w nim także kosztu mediów, jak woda czy ogrzewanie.
Padła propozycja wprowadzenia ryczałtu, który ułatwiłby wyliczenia. Jeden z pomysłów przewiduje ryczałt w wysokości 50 proc. stawki najniższego wynagrodzenia godzinowego – obecnie wynosi 18,30 zł, za dzień pracy zdalnej. Ryczałt byłby zwolniony ze składek i podatku.
Pracodawcy szybko obliczyli, że miesięcznie oznaczałoby to wydatki rzędu 180 zł na każdego tak zatrudnionego pracownika. Ich zdaniem spowodowałoby to rezygnację z pracy zdalnej przez przedsiębiorców, ze względu na dodatkowe koszty.
Przedsiębiorcy wolą zostać przy propozycji ministerstwa, która przewiduje indywidualne wyliczenia kosztów pracy zdalnej dla każdej osoby.
Okazuje się też, że punktów spornych między związkowcami i pracodawcami jest więcej.
Co będzie można robić w domu
– Nie będzie naszej zgody na swobodę pracowników w ustalaniu miejsca pracy zdalnej, bo to zdejmie z pracodawców odpowiedzialność za wypadki podczas takiej pracy – zauważa Henryk Nakonieczny z Komisji Krajowej NSZZ Solidarność, przewodniczący zespołu prawa pracy w RDS. – Już teraz coraz częściej pracodawcy zlecają zatrudnionym do wykonania w domu prace inne niż biurowe czy informatyczne. Docierają do nas głosy, że coraz częściej podczas pracy zdalnej przygotowywane są półprodukty. W takich okolicznościach znaczenia nabierają także koszty urządzenia stanowiska do pracy zdalnej.
W tym tygodniu związkowcy mają przedstawić wspólne stanowisko w sprawie proponowanych modyfikacji projektu. Wszystko wskazuje, że nie osiągną porozumienia z przedsiębiorcami, co wydłuży prace nad zmianami o kolejne miesiące.
Robert Lisicki dyrektor departamentu pracy w Konfederacji Lewiatan
W czasie negocjacji nie udało się nam uzgodnić wszystkich kwestii związanych z bezpieczeństwem i higieną pracy zdalnej, refundacją jej kosztów, a nawet samej definicji pracy zdalnej, jaka ma się znaleźć w nowych przepisach. Okazało się, że im bardziej analizowaliśmy poszczególne kwestie, tym więcej pojawiało się sporów. Szczególnie że pracujemy nad przepisami, które będą obowiązywały po pandemii, i okazuje się, że w każdej firmie ta praca zdalna może wyglądać inaczej. Problemy w negocjacjach biorą się też z tego, że nowe przepisy, inaczej niż te dotyczące telepracy, będą regulowały nie tylko pracę biurową czy IT, ale także każdy inny rodzaj pracy, jaki będzie mógł być świadczony w domu. Czyli także różne zajęcia techniczne czy manualne, poza pracami niebezpiecznymi, które nie będą mogły być wykonywane w domu.