Czym w ogóle jest SLAPP (ang. Stategic Lawsuit Against Public Participation)?
To forma nadużycia prawa poprzez inicjowanie procesów sądowych w celu uciszenia tych, którzy są zaangażowani w debatę publiczną. Angielski termin „public participation” to szerokie podejście, oznaczające wiele praw i akcji podejmowanych w interesie publicznym lub z nim powiązanych. Dlatego SLAPP mogą mieć wiele oblicz. Najczęściej podejmowane są przeciw wydawcom, dziennikarzom, ale też osobom zaangażowanym w pokojowe protesty czy inne demonstracje.
Jak odróżnić potencjalny SLAPP od „zwykłego” procesu sądowego, w którym pokrzywdzony jedynie dochodzi swoich praw?
Inicjatorzy SLAPP-ów zwykle starają się je maskować jako właśnie „zwykle” procesy czy spory cywilne. Nikt przecież nie powie, że składa pozew, chcąc uciszyć kogoś, kto korzysta z wolności słowa. Dlatego musimy starać się wywnioskować faktyczny cel takiego powództwa. By to zrobić, trzeba zauważyć oznaki i cechy typowe dla SLAPP-ów. Przykładowo, możemy stwierdzić, że chodzi o nękanie powoda, gdy pozew złożono w sposób mający zwiększać koszty procesu dla drugiej strony. Albo gdy proces inicjowany jest w celu zastraszenia „strony trzeciej”, osób, które w innym przypadku angażowałyby się w pokojowe protesty albo patrzyły na ręce inicjującemu proces. Jeśli widzimy oznaki takich prób szerszego „zmrożenia” debaty na dany temat, to również jest to cecha charakterystyczna dla SLAPP-ów. Na stronie CASE, czyli Europejskiej Koalicji Przeciw SLAPP, wskazano, po jakich cechach można rozpoznać SLAPP-y.
Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę wyraźnie wzrosła liczba procesów inicjowanych przez rosyjskich oligarchów w Wielkiej Brytanii, które noszą znamiona SLAPP-ów.
To prawda – wielu rosyjskich oligarchów zaczęło korzystać z tego narzędzia, by uniknąć rozliczania przez media i ujawniania swoich powiązań z Putinem czy szerzej rosyjskim rządem. Najbardziej znanymi przykładami była seria procesów przeciw Catherine Belton, autorce książki „Ludzie Putina” – w której właśnie opisuje ona powiązania między prezydentem Rosji a wieloma oligarchami, pokazując, jak bliski były e te relacje. Belton została pozwana nie tylko przez ludzi, o których pisze, ale także RosNieft – państwową spółkę paliwową z Rosji.
Jakieś inne przykłady z ostatniego okresu?
Przypadkiem, w którym najwyraźniej widać abuzywny charakter powództwa, był proces wytoczony przez Jewgienija Prigożyna przeciw Bellingcat. Organizacja ta ma swoją siedzibę w Królestwie Niderlandów, ale jej redaktor i założyciel Eliot Higgins został pozwany w Wielkiej Brytanii – co wyraźnie miało na celu jedynie jego nękanie. Wracając do pytania o rozpoznawanie SLAPP-ów, to w tej sprawie mieliśmy niemal wszystkie ich oznaki. Podstawą do wytoczenia procesu była seria tweetów Higginsa, które odnosiły się do tekstów publikowanych wcześniej przez takie gazety jak „Washington Post” i „New York Times”, a więc wiarygodne tytuły. Co więcej, Haggins odnosił się tylko do udokumentowanych faktów. Między innymi powiedział, że Prigożyn jest fundatorem Grupy Wagnera. Później pojawiły się nagrania Prigożyna wprost adresowane do członków tej organizacji, w których przechwalał się swoją rolą i wpływami w niej. Proces ten nie tylko zmierza donikąd, ale nawet prowadzący go prawnicy starają się z tego wycofać, z powodu uwagi opinii publicznej, jaką przyciągnął – będąc tak oczywistym nadużyciem. Widać więc, że próby wykorzystania brytyjskich sądów przez rosyjskich oligarchów do usunięcia informacji, które im nie odpowiadają, są wręcz bezwstydne.
Dlaczego rosyjski oligarcha złożył pozew przeciw holenderskiej organizacji w Wielkiej Brytanii?
Eliot Haggis jest Brytyjczykiem, co umożliwia taki pozew. Ale odpowiedź na pytanie, dlaczego złożono go w Zjednoczonym Królestwie, a nie Niderlandach jest jasna – powodem są brytyjskie przepisy dotyczące zniesławienia oraz to, jak funkcjonują w praktyce. System ten z wielu powodów tworzy podatny grunt pod SLAPP-y. Przede wszystkim, koszty procesu w Wielkiej Brytanii są niezwykle wysokie – łatwo więc jeszcze bardziej je wyśrubować i w ten sposób doprowadzić przeciwnika do bankructwa. Albo chociaż tak mocno uderzyć go po kieszeni, że będzie zmuszony do wycofania swoich twierdzeń i przeproszenia. To podstawowe zagranie procesowe, stosowane w Wielkiej Brytanii od dekad. Do tego prawo dotyczące zniesławień jest u nas znacznie bardziej przyjazne dla powoda niż w Holandii. Przewiduje ono, że to pozwany musi dowieźć prawdziwości swoich twierdzeń, a powód nie ma obowiązku wykazać ich fałszywości. To samo w sobie przenosi duży ciężar dowodu na stronę pozwaną, a przez to zwiększa jej koszty oraz niepewność co do wyniku procesu.
Wspomniał pan, że prawnicy prowadzący sprawy Prigożyna przeciw Hagginsowi próbują się z nich wycofać. Czy wynika to z tego, że stowarzyszenia prawników w Wielkiej Brytanii wyciągają odpowiedzialność dyscyplinarną za udział w SLAPP-ach?
Tak, myślę że w tej kwestii nastąpił duży postęp w ciągu ostatnich lat. Co prawda wciąż jest wiele niejasności w przepisach regulujących wykonywanie zawodów prawniczych (solicytorów i barristerów) w Zjednoczonym Królestwie. Szczególnie dotyczy to tej drugiej grupy. Natomiast Urząd Nadzoru Solicytorów bardzo zaangażował się w tę kwestię i podjął działania w celu sprecyzowania zobowiązań tej grupy zawodowej w kontekście SLAPP-ów. Wydał na ten temat kilka pism, a w listopadzie notę ostrzegawczą do solicytorów, że jeśli będą brać udział w taktykach procesowych charakterystycznych dla SLAPP-ów, mogą być poddani środkom dyscyplinarnym. Myślę, że prawnicy próbujący wycofać się ze wspomnianych procesów mieli to w pamięci.
Jaka jest najpopularniejsza podstawa do SLAPP-ów w Wielkiej Brytanii?
Zniesławienie – podobnie zresztą jak ogólnie w całej Europie. Niestety, niektóre dziedziny prawa są bardziej podatne na nadużycia niż inne. W Anglii i Walii najbardziej podatne na to są właśnie przepisy o zniesławieniu. Tak jak wspomniałem, prawo to zawiera tyle niejasności, że bardzo łatwo je „rozciągać” na potrzeby procesu. Regulacje są tak przyjazne dla powoda, że może on złożyć pozew, narażając tym pozwanego na wielkie koszty finansowe i emocjonalne, a sam nawet nie musi pojawiać się w sądzie. To ma skłonić pozwanego do ugody, nawet jeśli ma on mocne argumenty na swoją obronę.
A inne podstawy tego typu pozwów?
Prawo do prywatności i ochrony danych osobowych to kolejne dziedziny dające pole do takich nadużyć. Ale mamy tu bardzo różne przypadki – np. w odniesieniu do publicznych protestów korzysta się z przepisów przeciwko nękaniu, które – u ironio – służą właśnie do nękania protestujących.
Czy można wygrać SLAPP, udowadniając, że został on wszczęty w złej wierze i z nadużyciem prawa?
To zdarza się bardzo rzadko i dlatego potrzebujemy jasnych przepisów antyslapowych. Teoretycznie, w Wielkiej Brytanii można doprowadzić do umorzenia sprawy przed rozpoczęciem procesu, wykazując, że stanowi nadużycie. Ale w praktyce jest to bardzo trudne do zrobienia – i w kontekście SLAPP-ów nie słyszy się o takich przypadkach.
Jak społeczeństwo może walczyć z tym zjawiskiem, szkodliwym dla debaty publicznej?
Przede wszystkim właśnie poprzez przyjmowanie przepisów antyslappowych. Stanowiłyby one swego rodzaju mechanizm filtrujący, pozwalający wykrywać SLAPP-y i oddalać je jeszcze przed procesem. To ukróciłoby ten proceder, czyniąc SLAPP-y mniej niebezpiecznymi, bo pozwani nie musieliby się aż tak martwić o ich wynik. Jest jednak wiele innych rzeczy, które możemy zrobić jako społeczeństwo. Przede wszystkim publicznie sprzeciwiać się SLAPP-om i doprowadzić do ich społecznej delegitymizacji. Aby to zrobić, aktywiści muszą podnosić świadomość, wskazywać przypadki SLAPP-ów i wyjaśniać, czym tak naprawdę są. Czekając więc na przyjęcie odpowiednich regulacji, trzeba nagłaśniać tego typu sprawy.
Raport przygotowany przez Europejską Koalicję Przeciw SLAPP-om (CASE), opublikowany w marcu 2022 r., pokazuje, że w liczbach bezwzględnych najwięcej SLAPP-ów jest w Polsce – choć w przeliczeniu na 1000 mieszkańców liderem jest Malta, Słowenia czy Chorwacja. Jak pan myśli, dlaczego akurat te kraje prowadzą w rankingu?
Jest wiele powodów, dla których niektóre kraje stają się bardziej korzystne do wnoszenia SLAPP-ów niż inne. Przede wszystkim chodzi o brak odpowiednich gwarancji w systemie prawnym, zapobiegających takim działaniom. Jeśli w danym państwie procesy ciągną się latami, a przez to generują znaczne koszty, to inicjatorzy SLAPP-ów mogą to wykorzystać. Oczywiście, sama wysokość kosztów też ma znaczenie. Wreszcie pojedyncze przepisy krajowe – niektóre są po prostu łatwiejsze do naciągnięcia i wykorzystania przeciwko pewnym formom angażowania się w życie publiczne. Nie bez znaczenia są też uwarunkowania kulturowe – w niektórych krajach istnieje większe przyzwolenie na takie działania. Przykładem może tu być właśnie Polska, ale też Malta i Włochy. Tu wytaczanie takich procesów przez polityków przeciw osobom ich krytykującym jest bardziej akceptowalne. W Wielkiej Brytanii nie widzi się wielu SLAPP-ów inicjowanych przez polityków. A przed przyjęciem obecnych przepisów o zniesławieniu nie były też one często inicjowane przez korporacje lub bogaczy. Przez długi czas tak było też w USA, choć w ostatnim czasie widzimy przyrost SLAPP-ów wszczynanych przez polityków – metodę tę najbardziej spopularyzował w ostatnich latach Donald Trump, także gdy był prezydentem. To bardzo interesujące zjawisko, choć ciężko wytłumaczyć, dlaczego akurat w tych krajach jest większe przyzwolenie społeczne dla politycznych SLAPP-ów.
Czy można uznać, że SLAPP-y inicjowane przez polityków są groźniejsze dla debaty publicznej niż te wszczynane przez oligarchów lub korporacje?
Nie powiedziałbym, że tak jest w każdym przypadku. Jednak podstawową cechą SLAPP-u jest nierówność sił między stronami, którą wykorzystuje silniejszy. Politycy oczywiście mają dużą władzę, z wielu powodów łatwiej im uciszać tych, których nie chcą słyszeć. Ale ostrze SLAPP-ów jest tak samo niebezpieczne, a w wielu przypadkach nawet groźniejsze, gdy wszczynają je korporacje. Mają one bowiem nieskończenie głębokie kieszenie i mogą wciąż wykładać pieniądze na proces, aż pozwany nie będzie już w stanie go prowadzić i bronić swoich racji.
Politycy, oczywiście ci, którzy są akurat u władzy, mogą jednak używać zasobów organów państwa do uciszania krytyków.
Dlatego właśnie takie procesy wszczynane przez polityków są tak groźne, bo stanowią policzek (ang. slap) wymierzony w twarz demokracji. Konsekwencje pozywania przez polityków dziennikarzy czy innych krytyków są oczywiste i nie wymagają dodatkowych wyjaśnień. Jednak SLAPP-y inicjowane przez korporacje, szczególnie te powodujące niszczenie środowiska, są dla demokracji równie niebezpieczne. Powstrzymują bowiem wiele osób przed patrzeniem im na ręce i zniechęcają do angażowania się w wolną debatę nad działaniami takich firm.
Czy w jakimś kraju w Europie lub na świecie przyjęto przepisy antyslappowe, które pan postuluje?
W Europie niestety takich regulacji nie ma, choć w wielu krajach trwają nad nimi prace – nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale też Irlandii, na Malcie i Litwie. Przepisy takie istnieją jednak w 34 stanach USA, w wielu prowincjach Kanady oraz niektórych terytoriach Australii.
A czy takie przepisy antyslappowe nie spowodują, że ludzie będą bali się bronić swojego dobrego imienia, by ich pozew nie został odrzucony właśnie jako SLAPP?
Myślę, że to mało prawdopodobne. Po pierwsze, na stole wciąż jest dużo propozycji co do treści takich przepisów. Rada Europejska przygotowała w tej sprawie kompromisowe porozumienie – podobnie jak Parlament Europejski oraz Komisja Europejska, które pracują nad dyrektywą w tej sprawie. Ale przede wszystkim przepisy te mają być wymierzone w nadużywanie prawa, na co nie powinno być miejsca w sądach. Pozbycie się takich spraw z systemu sądowego jest też zatem w interesie wymiaru sprawiedliwości. W opracowanych przepisach przewidziano wiele gwarancji, dzięki którym będą one dotyczyć tylko spraw, w których rzeczywiście dochodzi do nadużyć. Po drugie zaś, nie powinno budzić kontrowersji, że akty angażowania się w życie publiczne (jeśli służą interesowi publicznemu) powinny być objęte szczególną ochroną prawną przed tego typu pozwami. Potwierdza to też jasno orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Charlie Holt, członek Rady Adwokackiej Anglii i Walii, doradca prawny ds. kampanii w Greenpeace International, współpracuje z Europejską Koalicją Przeciw SLAPP-om.
Artykuł pochodzi z Systemu Legalis. Bądź na bieżąco, polub nas na Facebooku →