Projekt nowelizacji kodeksu rodzinnego i opiekuńczego wprowadzający administracyjne rozwody (w urzędach stanu cywilnego) został już przyjęty przez rząd i trafił do Sejmu. Przewiduje on możliwość rozwiązania małżeństwa (z co najmniej rocznym stażem), w Urzędzie Stanu Cywilnego. Warunkiem jest nieposiadanie wspólnych małoletnich dzieci. Kolejną przesłanką jest trwały i zupełny rozkład pożycia, co małżonkowie będą potwierdzać poprzez złożenie oświadczenia.

– W przyjętej konstrukcji, kierownik USC nie „rozwodzi”, lecz przyjmuje zgodne oświadczenia stron o rozwiązaniu małżeństwa lub odmawia ich przyjęcia, jeśli nie zostały spełnione ustawowe przesłanki. Jego rola ogranicza się do zarejestrowania oświadczeń małżonków i poczynienia odpowiedniej wzmianki do aktu małżeństwa o jego rozwiązaniu – tłumaczy dr Marcin Margoński, notariusz specjalista z zakresu obrotu międzynarodowego.

Czy brytyjski urząd uzna polski rozwód?

Jego zdaniem w niektórych krajach takie rozwody mogą nie być honorowane. O ile tego problemu nie będzie w państwach unijnych, to już w takich krajach jak Wielka Brytania, Szwajcaria czy Norwegia może on zaistnieć, bo kwestia ta jest regulowana na mocy konwencji haskiej o uznawaniu rozwodów i separacji.

– Zgodnie z art. 1 konwencji stosuje się ją do uznawania rozwodów i separacji „orzeczonych” w innym umawiającym się państwie w postępowaniu sądowym lub innym postępowaniu oficjalnie uznanym w tym państwie. Gdyby polski organ dokonywał rozwodu, a nie tylko przyjmował oświadczenia stron złożone jako actus contratius do aktu małżeństwa, wówczas nie byłoby problemu. W tej jednak koncepcji nasze rozwody administracyjne sytuują się niebezpiecznie blisko koncepcji prywatnych rozwodów konsensualnych – wyjaśnia dr Margoński.

To oznacza ryzyko, że osoba, która rozwiąże małżeństwo w USC, po wyjeździe do Wielkiej Brytanii, Szwajcarii czy Norwegii, nie będzie mogła się pobrać, bo w myśl tamtejszych przepisów będzie traktowana nadal jako pozostająca w związku. Może to spowodować taki problem dla Polaków na Wyspach, w Szwajcarii i Norwegii, jaki dziś mają Ukraińcy, którzy wzięli rozwód administracyjny w swoim kraju.

– W relacjach polsko-ukraińskich kwestia jest regulowana umową bilateralną i Polska, nie uznając tamtejszych rozwodów administracyjnych z mocy prawa, wymaga przeprowadzenia procedury uznania rozwodu administracyjnego (np. przed zawarciem nowego związku małżeńskiego). W takiej procedurze musi uczestniczyć dwoje małżonków. To prowadzi do kosmicznych sytuacji, w których np. rozwiedziona od 15 lat Ukrainka, zanim weźmie ślub w Polsce, musi odszukać byłego męża i z jego udziałem przed polskim sądem uznać wcześniejszy rozwód – tłumaczy dr Margoński.

Beck Akademia - praktyczne szkolenia online - sprawdź aktualny harmonogram Sprawdź

Ministerstwo nie widzi zagrożeń

Jednak zdaniem Ministerstwa Sprawiedliwości sposób unormowania instytucji pozasądowego rozwiązania małżeństwa nie będzie budził wątpliwości i nie powinien rodzić problemów z uznaniem jego skutków prawnych na terytorium państw spoza UE, w tym państw-stron Konwencji haskiej o uznawaniu rozwodów i separacji. Jak podkreślają przedstawiciele resortu, rozwody pozasądowe z powodzeniem funkcjonują już w innych państwach europejskich, tj. Estonii, Francji, na Łotwie, Hiszpanii, Portugalii, Rumunii, Słowenii, Norwegii, we Włoszech czy na Ukrainie. Można je uzyskać przed kierownikiem USC, innym organem publicznym czy też w ramach czynności przed notariuszem.

– Podstawową zasadą wynikającą z konwencji jest uznanie rozwodu, jeśli został orzeczony zgodnie z prawem kraju, w którym go wydano, chyba że jest sprzeczny z porządkiem publicznym kraju, w którym ma być uznany – informuje MS.

Urzędnik będzie mógł odmówić

Ministerstwo podkreśla, że koniecznym elementem procedury pozasądowego rozwiązania małżeństwa będzie czynność organu publicznego o charakterze rejestracyjnym – tj. dołączenie wzmianki dodatkowej o konstytutywnym charakterze – dokonywana po uprzedniej ocenie określonych przesłanek ustawowych.

– Daje to podstawy do traktowania rozwodu pozasądowego, który uzależniony jest od dokonania tej właśnie wzmianki dodatkowej w akcie małżeństwa, jako „orzeczenia” w szerokim rozumieniu tego słowa i to nie tylko na gruncie przepisów unijnych, ale także na gruncie aktów prawa międzynarodowego, w tym konwencji haskiej. W ocenie MS niezasadna jest zmiana projektowanych unormowań i przyznania kierownikowi USC uprawnień do „orzekania rozwodów”.

Obaw nie podziela również prof. Magdalena Szafranek, przewodnicząca komisji kodyfikacyjnej prawa rodzinnego, która opracowała projekt. Przyznaje jednak, że wątpliwości dotyczące uznawania rozwodów pozasądowych w państwach pozaunijnych były przedmiotem dyskusji ekspertów pracujących nad przygotowaniem projektu.

Polskie tłumaczenie wprowadza w błąd

– Kluczowe znaczenie ma art. 1 konwencji o uznawaniu rozwodów i separacji i jego tłumaczenie. W przepisie tym nie posłużono się sformułowaniem odnoszącym się do „orzekania”. Co prawda, pojęcie to zostało użyte w polskim tłumaczeniu dokumentu, jednak nie będzie ono wykorzystywane przez organy innych państw – tłumaczy prof. Szafranek. Jak dodaje, z raportu do konwencji z 1970 r. (pkt 13) wynika, że nie są nią objęte tzw. rozwody umowne (kontraktowe).

– A contrario rozwody przewidziane w projektowanej ustawie będą uznawane. Najistotniejsze znaczenie ma sprawowanie funkcji kontrolnej przez państwo. Wyraża się ona w tym, że w postępowaniu rozwodowym decydującą rolę odgrywa czynnik urzędowy, a małżonkowie nie mogą samodzielnie rozwiązać małżeństwa – mówi prof. Szafranek.

Zagrożenia nie widzi także Stowarzyszenie Sędziów Rodzinnych – Rozwody pozasądowe wyczerpywać będą przewidziane w konwencji „inne postępowanie oficjalnie uznane w tym państwie, które jest w tym państwie prawnie skuteczne”. Należy podkreślić, że tłumaczenia aktów prawnych międzynarodowych nie zawsze oddają istotę problemu i lepiej jest sięgać do oryginalnego tekstu – mówi Katarzyna Piotrowska, prezes Stowarzyszenia Sędziów Rodzinnych w Polsce.

Jak dodaje, w przypadku jakichkolwiek wątpliwości obywatele innych państw mogą nadal wystąpić o rozwód do sądu, o ile występuje jurysdykcja sądu polskiego. – W żadnym wypadku nie należy dokonywać w projekcie dalszych zmian językowych. Orzekanie to kompetencja wyłącznie sądu, który rozstrzyga kwestię sporną .

Także zdaniem Barbary Kielar-Tammert, radczyni prawnej prowadzącej sprawy rodzinne z elementem transgranicznym, z punktu widzenia uznawania przyszłych rozwodów administracyjnych w państwach będących stronami konwencji haskiej sytuacja wygląda stabilnie.

– Konwencja wymaga jedynie, aby rozwód był prawnie skuteczny i przeprowadzony w oficjalnym trybie przewidzianym przez prawo państwa pochodzenia. Polski rozwód „administracyjny” wpisuje się w tę definicję – wskazuje mec. Kielar-Tammert.

Co na to dr Margoński? Przede wszystkim jest zszokowany z powodu kalibru rozbieżności w polskiej wersji językowej tekstu konwencji, który wyszedł na jaw przy tej okazji.

– W angielskiej wersji jest „obtained”, w niemieckiej wersji jest „erwirkt”, a we francuskiej „qui sont acquis” – a więc „uzyskane”. Nadal kluczowe jest jednak to, że z punktu widzenia konwencji rozwodzi organ, a nie rozwodzą się strony. Bo konwencja z całą pewnością prywatnych rozwodów konsensualnych nie obejmuje. Dlatego nie podzielam optymizmu, że przyjęta w projekcie konstrukcja leży wystarczająco daleko od prywatnego rozwodu (bo kierownik USC wpisuje, a wpisać nie musi), by stron nie narażać na tego rodzaju analizy w innych państwach-stronach konwencji – tłumaczy ekspert.

TSUE nie pomoże

I podkreśla, że problem dotyczy państw, które nie podlegają jurysdykcji Trybunału Sprawiedliwości UE.

– Nie będzie więc powtórki z sytuacji, w której to TSUE zmusił Niemcy, wykładając prawo unijne, do respektowania włoskich rozwodów administracyjnych. Kognicja TSUE nie obejmuje konwencji haskiej i nie wiąże państw nieunijnych. Więc powtarzam, rozwód administracyjny nie jest najlepszym modelem rozwodu pozasądowego, w który można wyposażyć obywatela w sprawach międzynarodowych – podkreśla dr Margoński.

Opinia dla „Rzeczpospolitej”

dr Piotr Marquardt

notariusz

W pełni podzielam obawy związane z uznawaniem rozwodów w krajach, w których odbywa się to na podstawie Konwencji haskiej. Mało tego. Projekt nie przewiduje wymogu jurysdykcji polskich organów w sprawie. Według Konwencji organ wydaje zaświadczenie o udzieleniu rozwodu w ramach swojej jurysdykcji, podczas gdy USC nie muszą jej badać. Problemów w transgranicznym obrocie może być więc sporo.

Nie rozumiem, dlaczego zrezygnowano z wprowadzenia notarialnych rozwodów, które mają wszystkie zalety rozwodów administracyjnych, a nie mają wad w postaci wątpliwości co do zgodności z Konwencją haską. Oprócz tego, o czym się zapomina, nasze rozwiązanie nie rodzi skutków finansowych dla państwa, w przeciwieństwie do nakładów, jakie trzeba ponieść w związku z rozwodami administracyjnymi.

Warto przypomnieć, że projekt rozwodów pozasądowych jest częścią pakietu deregulacyjnego. To dość specyficznie rozumiana deregulacja, która ma polegać na przekazaniu zadań jednej instytucji publicznej w postaci sądów, do drugiej instytucji publicznej w postaci USC. Decydując się na taki model w ogóle nie uwzględniono czynnika czasowego. Dziś na zawarcie małżeństwa w USC w dużych miastach czeka się kilka miesięcy. Podobnie, jak nie dłużej, będzie zatem trzeba czekać na termin rozwodu. A przecież wraz ze wzrostem liczby spraw rozwodowych, co już obserwujemy, nie będzie wcale rosła liczba urzędów stanu cywilnego. Kancelarie notarialne są rozłożone znacznie gęściej. O ile w Warszawie jest 15 USC, to kancelarii notarialnych blisko 400. W moich Katowicach jest tylko jeden USC, podczas gdy kancelarii notarialnych jest blisko 40.

Więcej treści z Rzeczpospolitej po zalogowaniu. Nie posiadasz dostępu? Kup online, korzystaj od razu! Sprawdź

Artykuł pochodzi z Systemu Legalis. Bądź na bieżąco, polub nas na Facebooku →