Dotarły do nas informacje o wielkich zaległościach w rozpatrywaniu spraw w sądzie (wydziale) frankowym. Jak to wygląda?

Na dzisiaj mamy zarejestrowanych niemal 31 tys. spraw. W tym roku zakończyliśmy ich ok. 3 tys., z czego połowę wyrokami. Przy bardzo dużym nakładzie pracy sędzia może skończyć 200 spraw rocznie, a przy 21 sędziach (tylu liczy wydział) łatwo policzyć: już dziś mamy pracę na sześć–siedem lat. Oznacza to, że za chwilę tyle trzeba będzie czekać na pierwszą rozprawę.

Jak pan jako wiceszef tego sądu i pana koledzy sędziowie czują się z tym? Wydział miał przyśpieszyć rozpatrywanie spraw frankowych?

Wydział miał odciążyć pozostałe wydziały SO w Warszawie, z drugiej strony – dzięki specjalizacji – sprawy te miały przyspieszyć. Pierwsza część zamysłu udała się, z drugą jest nadal problem. Z punktu widzenia sędziów blisko półtora roku pracy i analizowania spraw pozwala z reguły na skończenie sprawy na pierwszym terminie, ale liczba postępowań sprawia, że stają się coraz bardziej odległe, niektórzy sędziowie z bólem serca wyznaczają terminy za dwa lata. Proszę mi wierzyć, każdy z sędziów i pracowników sekretariatu chciałby podawać akceptowalne dla stron terminy zakończenia sprawy.

Rozmawiacie pewnie, co mogłoby poprawić sytuację?

O masowych ugodach nadal nie słychać. Patrząc na liczbę spraw – zwłaszcza tych, które dopiero wpłyną – najlepszym rozwiązaniem byłaby ustawa rozwiązująca problem. Wiem jednak, że obecna sytuacja ekonomiczna, zwłaszcza kurs franka, nie zachęcają do takiego rozważania. Procedura cywilna nie ułatwia zaś szybkiego kończenia takich spraw.

A nie czekając na ustawę, nie można usprawnić postępowań po stronie sędziów, może pełnomocników?

Sędziowie już niewiele więcej mogą zrobić. Rozprawa oznacza konieczność zapoznania się z aktami, trzeba ją wyznaczyć i przeprowadzić. Wydać orzeczenie i sporządzić uzasadnienie. Jeżeli sprawny sędzia – licząc optymistycznie – potrzebuje sześć godzin na sprawę, to tysiąc spraw zajmie mu cztery–pięć lat. A tymczasem sędziowie mają na swym biurku nawet 1500 spraw i nadal ich przybywa.

Pełnomocnicy nie zawsze pomagają. Pozwy są zmieniane. Ciągle nie wykształcił się jeden model pozwu, który pozwoliłby na łączenie spraw. Mimo doniesień prasowych o ustalonej linii orzeczniczej nadal pojawiają się wnioski i zażalenia, które z zasady nie mogą być uwzględnione. Wnioski o zabezpieczenie, które mogłyby zostać uwzględnione bez sporządzania uzasadnienia (art. 357 §6 KPC), to ciągle rzadkość, choć postanowienia są publikowane na portalu orzeczeń.

Nie można łączyć spraw?

Można. Ciągle zastanawiam się, dlaczego wpływa tak mało spraw dotyczących wielu powodów, na zasadzie zwykłego łączenia spraw podobnych. Nawet duże kancelarie wysyłają je pojedynczo, choć ich pozwy są niemal identyczne. Ostatnio na rozprawie usłyszałem, że kierowanie pojedynczych spraw wynika z wygody kancelarii. Może prawnicy – niezależnie od zawodu – ciągle mentalnie tkwią w XIX-wiecznym modelu postępowania, skupionym na jednej sprawie?

Brak wciąż uchwały Izby Cywilnej SN w sprawach frankowych, ale czy bez niej nie ujednolica się orzecznictwo?

Ostatnie orzeczenia SN, choć jest ich sporo, jedynie potwierdzają moje przewidywania, że sprawy frankowe spowodują przemyślenie wielu instytucji prawa materialnego i procesowego od nowa. Przykład: wyrok w sprawie II CSKP 364/22,w którym dotychczas aprobowane także przez SN żądanie ustalenia nieważności umowy zostało uznane za nieprawidłowe. Oznacza to odkrywanie nowych problemów zamiast rozwiązywanie starych.

A jak orzeka wasz „przełożony”, Sąd Apelacyjny w Warszawie?

Na szczęście jego orzecznictwo jest coraz bardziej jednolite. Pewne sporne kwestie – np. prawo zatrzymania – nie powodują już uchylania wyroków, gdyż ocena istoty orzeczenia pierwszej instancji zazwyczaj jest podzielana przez SA.

Więcej treści z Rzeczpospolitej po zalogowaniu. Nie posiadasz dostępu? Kup online, korzystaj od razu! Sprawdź

Artykuł pochodzi z Systemu Legalis. Bądź na bieżąco, polub nas na Facebooku →