Sąd, którego jest pan prezesem, wciąż jest mało znaną instytucją w Polsce, znacznie mniej rozpoznawalną niż Trybunał Sprawiedliwości UE. Wiadomo, że rozpatruje skargi na decyzje Komisji Europejskiej i innych instytucji unijnych. A pan jak by określił najkrócej jego rolę?

Sprawujemy sądową kontrolę nad tym, co robi Unia Europejska, tj. Komisja i inne instytucje, organy i agencje unijne, takie jak np. Frontex czy Urząd UE ds. Własności Intelektualnej. Jest ich sporo, a ich decyzje mają szeroki zakres adresatów i mogą bezpośrednio dotyczyć zwykłych ludzi, przedsiębiorstw, pracowników instytucji unijnych czy nawet rosyjskich oligarchów. To przed Sądem UE te podmioty mogą dochodzić ochrony swoich praw. Mogą to być także sprawy dotyczące państw członkowskich lub ich regionów. Chodzi o sytuacje, gdy organy UE podjęłyby decyzję, która w praktyce oznaczałaby dla Warszawy, Paryża czy Aten ograniczenia w ruchu pojazdów spalinowych. Albo gdyby w konkretnym regionie zakazano stosowania danego środka ochrony roślin. Są to sprawy o praktycznym znaczeniu dla bardzo wielu obywateli Unii. Zajmujemy się także np. znakami towarowymi, a te, jak wiadomo, są wszędzie. Gdyby ktoś chciał nielegalnie skopiować lub zarejestrować znak Batmana albo nazwisko Leo Messiego, to prędzej czy później taki spór mógłby trafić do Sądu UE.

Statystyki pokazują, że spory o własność intelektualną to znaczna część spraw przed sądem – ponad 300 rocznie. Czy chodzi właśnie o znaki towarowe?

Tak, mamy stały napływ takich spraw. Często chodzi o odmowę rejestracji znaku, sprzeciw wobec rejestracji czy wygaśnięcie prawa do znaku towarowego. Ale są też sprawy dotyczące np. zarzutu nadużycia pozycji dominującej przez Google. Choć nie tak liczne, mają znacznie poważniejsze znaczenie dla rynku, niż wiele spraw dotyczących znaków towarowych.

Czy Sąd będzie strażnikiem praw konsumentów w starciu z takimi cyfrowymi gigantami?

Sąd zapewne będzie rozpatrywał spory między Komisją a platformami cyfrowymi, ale na razie jest za wcześnie, by powiedzieć cokolwiek konkretnego. Unijne rozporządzenia takie jak akt o usługach cyfrowych (DSA) czy akt o rynkach cyfrowych (DMA) obowiązują od kilku miesięcy. Komisja zdołała wydać na razie na ich podstawie nieliczne decyzje, choć rzeczywiście zakwestionowała niektóre praktyki wielkich platform cyfrowych. Można się spodziewać sporów na tym tle, choć nie sadzę, by to było tsunami. Niewykluczone, że będzie to raczej strumyk przechodzący stopniowo w rzekę. Zresztą podobne zjawisko będzie można zapewne zaobserwować na poziomie poszczególnych państw członkowskich. To ich organy są właściwe do wydawania decyzji w niektórych kwestiach dotyczących mniejszych graczy na rynku cyfrowym. Kontrolą tych decyzji zajmą się sądy krajowe. To otwiera z kolei możliwość dialogu z Trybunałem Sprawiedliwości.

Beck Akademia - praktyczne szkolenia online - sprawdź aktualny harmonogram Sprawdź

Dla przeciętnego człowieka walka konsumenta z Microsoftem czy Google to jak walka Dawida z Goliatem. Będą szanse na wygraną?

Właśnie dlatego stworzono DSA i DMA. Gdyby spory z tymi gigantami opierać na zwykłych przepisach prawa konkurencji, to nawet Komisja Europejska mogłaby sobie z tym nie poradzić, choćby ze względu na złożoność postępowań. Procedura wykazania szkody przez konsumentów mogłaby się ciągnąć latami. Nowe regulacje dają możliwość znacznie szybszego działania, konieczną w kontekście szybko zmieniającej się rzeczywistości rynków cyfrowych.

W Polsce o Sądzie UE szersza publiczność usłyszała przy okazji kar pieniężnych dla Polski związanych ze sprawą kopalni w Turowie. Czy ta sprawa może mieć dalszy ciąg?

Nasz sąd zajmował się tu wyłącznie sprawą o charakterze wpadkowym, a nie meritum. W sporze o koncesję na działalność tej kopalni doszło przecież do ugody między Polską a Czechami, w wyniku której Czechy wycofały skargę z Trybunału Sprawiedliwości. Wcześniej wiceprezes Trybunału nałożyła na Polskę karę pieniężną za niewdrożenie tzw. środka tymczasowego, czyli wstrzymania wydobycia w kopalni na czas rozpatrywania skargi Czech. Sąd uznał kilkanaście dni temu, że jej wycofanie przez Czechy i wykreślenie sprawy z rejestru TSUE nie zwolniło Polski z obowiązku zapłaty kary. Polska ma prawo odwołać się od tego wyroku; czy tak się jednak stanie – o to należy zapytać odpowiednie władze państwowe. Można tylko ubolewać, że w ogóle doszło do sporu między dwoma sąsiednimi państwami członkowskimi. To się raczej rzadko zdarza.

Sąd UE ma wkrótce przejąć od TSUE kompetencje w zakresie pytań prejudycjalnych w niektórych dziedzinach. Jakich?

To będą sprawy podatków: VAT i akcyzy, a także ceł i interpretacji nomenklatury scalonej używanej do potrzeb klasyfikacji towarów. Zajmiemy się też sprawami systemu handlu uprawnieniami do emisji gazów cieplarnianych i odszkodowaniami dla pasażerów w razie opóźnienia lub odwołania usług transportowych.

Skąd się wzięła potrzeba takiej zmiany i jakie ma podstawy?

Już traktat nicejski z 2001 r. przewidział możliwość przeniesienia części kompetencji w zakresie pytań prejudycjalnych z Trybunału Sprawiedliwości do sądu. Dotychczas ta możliwość nie była wykorzystana. Nie da się ukryć, że do Trybunału Sprawiedliwości wpływa coraz więcej spraw o innym niż wcześniej – bardziej zróżnicowanym – charakterze. Wynika to z faktu, że prawo europejskie w ten czy inny sposób objęło już niemal wszystkie dziedziny życia. TSUE to poniekąd sąd o charakterze konstytucyjnym, w którym rozpatrzenie spraw, zwłaszcza tych delikatnych społecznie wymaga dużo czasu. Wpływa do niego ponad 800 spraw rocznie. Tymczasem, jeśli się nie mylę, Sąd Najwyższy USA rozstrzyga w ciągu roku nie więcej niż 90 spraw, Sąd Najwyższy w Wielkiej Brytanii – ok. 80. Podobnie niemiecki Trybunał Konstytucyjny – wydaje ok. 100 rozstrzygnięć rocznie. Wiele spraw wpływających do TSUE jest bardzo delikatnych, wymagających często rozpatrzenia przez wielką izbę, tj. 15 sędziów. Są to sprawy dotyczące praworządności czy wolności religijnej, na przykład czy nauczycielki w publicznej szkole mogą nosić islamskie nakrycia głowy. Obok nich są sprawy bardziej techniczne, jak klasyfikacja taryfowa towarów, stawka VAT na lampy czy prawa pasażerów w razie opóźnienia lotu. Trybunał Sprawiedliwości zbliżył się do granic swojej wydolności i stąd pojawiła potrzeba przeniesienia części spraw do Sądu UE. Mamy w nim relatywnie mniej spraw, a w związku z więcej „mocy przerobowych”. To wynik niedawnej zmiany, w wyniku której liczba sędziów sądu wzrosła z 27 do 54.

Tylko czy ci sędziowie są należycie przygotowani do tak skomplikowanych spraw jak VAT czy akcyza?

W TSUE, który zajmował się tymi sprawami, nie ma specjalizacji sędziów w poszczególnych obszarach tematycznych. Są oczywiście w sądzie sędziowie z różnych państw, którzy są znakomitymi specjalistami w sprawach VAT, jak np. polska sędzia prof. Nina Półtorak. Ale nie przewiduję rewolucji organizacyjnej ani zatrudniania nowych sędziów według klucza doświadczeń w podatkach czy prawach pasażerów. Dialog z sądami krajowymi zostanie powierzony dwóm nowym izbom sądu. Ich zadaniem będzie przede wszystkim rozpatrywanie pytań prejudycjalnych, co wymaga odmiennego, bardziej abstrakcyjnego podejścia, oderwanego od stanu faktycznego danej sprawy, i dającego się zastosować we wszystkich państwach członkowskich. Pamiętajmy przy tym, że ostatecznie to i tak sądy krajowe będą rozstrzygały sprawy, w których wystąpiły z takimi pytaniami.

Może jednak lepiej, by dany sędzia znał na przykład specyfikę tak skomplikowanej daniny jak VAT?

Nasi sędziowie powinni zdobywać wiedzę z zakresu podatków czy innych, nowych spraw przekazanych do kompetencji sądu. Ale to, że mogą to być dla nich do pewnego stopnia nowe zagadnienia, nie powinno być problemem. Wszyscy prawnicy muszą uczyć się nowych rzeczy. Wspomniane wcześniej DSA i DMA to też nowe prawo, którego jeszcze trzy lata temu nie było. Dziś musimy je znać i być gotowi do orzekania w kwestiach ich dotyczących. Będziemy też rozwijać kontakty formalne i nieformalne z różnymi grupami znawców poszczególnych dziedzin prawa. Są przecież stowarzyszenia prawników zajmujących się prawem konsumenckim czy podatkowym. Z ich doświadczeń też chcemy korzystać. Zapewniam więc, że gdy w październiku tego roku trafią do sądu pierwsze pytania prejudycjalne – będziemy przygotowani do orzekania.

A może w związku z tak poważną reformą należałoby zatrudnić zupełnie nowych sędziów? Przecież w różnych krajach da się zauważyć trend specjalizacji sądownictwa. W Polsce sukcesem było uruchomienie przed kilku laty wyspecjalizowanych sądów konkurencji i konsumentów. Dlaczego by takiej specjalizacji nie przeprowadzić w Sądzie UE?

Do pewnego stopnia mamy już system grupowania spraw i specjalizacji, np. w sprawach dotyczących znaków towarowych czy już wkrótce pytań prejudycjalnych. Przez to wpisujemy się we wspomniany trend. Poza tym, to jednak jest Sąd Unii Europejskiej, którego sędziowie wywodzą się ze wszystkich państw członkowskich. Już sobie wyobrażam, jakie spory wywołałoby to, z którego kraju ma pochodzić „sędzia od akcyzy”, a z którego od spraw dotyczących emisji gazów cieplarnianych. Często w takich sprawach chodzi przecież o wielkie pieniądze. Należy unikać sytuacji, w której racje polityczne nabrałyby znaczenia w tym kontekście. Zresztą traktaty nie przewidują żadnej specjalizacji Sądu UE ani jego sędziów…

…tyle że gdy tworzono traktaty, świat wyglądał inaczej, a prawo unijne nie było tak rozbudowane.

Myślę, że lepiej, gdy naszych 54 sędziów – a to wcale niemała liczba – porozumie się wewnętrznie co do podziału zadań, a następnie dobrze przygotuje się do rozpatrywania spraw. Wtedy osiągniemy nasz cel. Jak już powiedziałem, wszyscy prawnicy muszą się uczyć nowych zagadnień prawnych. Zresztą sam pan pewnie obserwuje prawników, którzy pewnego dnia postanawiają zająć się zupełnie nową dziedziną prawa, zdobywają w niej doświadczenie, stają się w niej specjalistami, a nawet lubią się takimi sprawami zajmować. Wierzę, że tak będzie z sędziami Sądu UE.

Reforma ma wystartować 1 października. Jeśli zatem tego dnia Naczelny Sąd Administracyjny zdecyduje się zadać pytanie prejudycjalne z dziedziny VAT, to trafi ono już do Sądu UE, a nie do Trybunału Sprawiedliwości?

Z punktu widzenia sądu krajowego nic się nie zmieni. „Okno podawcze” będzie nadal jedno. To u nas, w Luksemburgu, uruchomimy procedurę wstępnej kwalifikacji spraw. A to, czy sprawa ostatecznie trafi do Trybunału, czy do Sądu będzie zależało od jej natury. Jeśli będzie dotyczyła na przykład wyłącznie VAT – zajmie się nią Sąd UE. Jeśli jednak sprawa będzie miała szerszy kontekst, dotyczący także ogólnych reguł traktatowych, na przykład swobody przepływu towarów czy osób, zajmie się nią TSUE.

Czy orzeczenia sądu dotyczące spraw prejudycjalnych będą ostateczne?

Co do zasady tak, ale w ciągu miesiąca od wydania orzeczenia pierwszy rzecznik generalny Trybunału będzie mógł wystąpić do Trybunału Sprawiedliwości z wnioskiem o poddanie tego rozstrzygnięcia kontroli. Chodzi o sytuacje zupełnie wyjątkowe, w których zachodziłoby ryzyko naruszenia jedności lub spójności prawa Unii. Tu zauważę, że aktualnie w sądzie nie ma rzeczników generalnych, ale na potrzeby postępowań prejudycjalnych wybierzemy ich spośród „naszych” sędziów.

Czy zatem wyroki w Luksemburgu będą zapadać szybciej i będą sprawiedliwe?

Przyspieszenie orzekania to podstawowy cel reformy. A czy będzie bardziej sprawiedliwie? W wielu sprawach, np. z zakresu VAT, to są sprawy techniczne, wskażemy po prostu sens danego przepisu dyrektywy. W ten sposób damy sądom krajowym klucz do właściwych rozstrzygnięć. Ale zgadzam się, jest naszą troską, by te wyroki były sprawiedliwe.

Marc van der Woude jest sędzią Sądu UE od 2010 r. W 2016 r. został wybrany na stanowisko wiceprezesa tej instytucji. Od 27.9.2019 r. piastuje stanowisko prezesa Sądu UE.

Więcej treści z Rzeczpospolitej po zalogowaniu. Nie posiadasz dostępu? Kup online, korzystaj od razu! Sprawdź

Artykuł pochodzi z Systemu Legalis. Bądź na bieżąco, polub nas na Facebooku →