Strach przed nowym
Rafał Terlecki, prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku, przyznaje:
– Takich rozpraw jest rzeczywiście niewiele – kilkanaście, kilkadziesiąt tygodniowo. Powodów jest kilka – tłumaczy i wylicza: – Brak przyzwyczajenia zarówno sędziów, jak i stron, niedostatek sal przystosowanych do prowadzenia takich rozpraw czy nawet sprzętu oraz oprogramowania. Mam jednak nadzieję, że w sprawach cywilnych czy gospodarczych taka formuła prowadzenia procesu będzie zyskiwała na popularności.
Podobnie jest w sądach warszawskich. Dwa tygodnie temu na ok. 1 tys. rozpraw w tygodniu 50–80 prowadzi się zdalnie, a 300 spada z wokandy (z powodu Covidu i innych).
Sędziowie w stolicy zostali jednak wyposażeni w służbowe laptopy i przeszkoleni. Są też sale rozpraw, na których można takie sprawy prowadzić. Czemu jest więc ich tak mało? Sędziowie ich nie lubią.
Ryszard Sadlik, prezes Sądu Okręgowego w Kielcach, twierdzi, że w jego sądzie rozpraw zdalnych jest kilkanaście tygodniowo. Główna przeszkoda to niechęć sędziów, ale bywają też kłopoty techniczne – połączenie się zrywa lub system się zawiesza i pojawia się kłopot.
Nie jest źle
W Sądzie Okręgowym we Wrocławiu rozprawy zdalne stanowią od jednej szóstej do jednej piątej wszystkich.
– To naprawdę nieźle – mówi „Rzeczpospolitej” sędzia Wojciech Łukowski, prezes SO. Przyznaje, że patrzy na to optymistycznie, bo nigdy nie zakładał, że zdalny proces rozwiąże problem rozpraw w czasie pandemii. Wylicza, że mogą się one odbywać tylko w niektórych kategoriach spraw – jak cywilne, gospodarcze czy penitencjarne. Bez spraw karnych. W grę wchodzi także opór stron czy niechęć przed nowością. Nie pomagają kłopoty techniczne, nieprzygotowanie stron do zdalnej rozprawy – testy są przeprowadzane w ostatniej chwili – itd.
Prezes Łukowski zwraca też uwagę, że zdalnych rozpraw nie przybywa, bo mają one najczęściej zastosowanie w postępowaniach odwoławczych. A w ich przypadku idealnie zadziałały posiedzenia niejawne. Nie ma więc potrzeby organizować rozpraw zdalnych.
Wszyscy prezesi liczą, że z czasem rozpraw zdalnych będzie przybywało. Tym bardziej że nie wiadomo, co dalej z pandemią. I jakie polski rząd zastosuje obostrzenia. Premier w środę ogłosił kolejne. Zachęca w nich do pracy zdalnej tam, gdzie to tylko jest możliwe. W rozporządzeniu dotyczącym pracy urzędów wyłączył jednak sądy i prokuratury.
Sędziowie apelują
Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia zaapelowało w tej sprawie do premiera i ministra sprawiedliwości. W apelu pisze o dyskryminacji z powodu wyłączenia z możliwości pracy zdalnej sądów i prokuratur.
– Naraża to na coraz większe niebezpieczeństwo epidemiczne nie tylko pracowników tych instytucji, ale przede wszystkim obywateli masowo wzywanych na rozprawy i posiedzenia – czytamy w piśmie do władz.
Sędziowie podnoszą też, że możliwości techniczne polskich sądów i prokuratur wciąż nie pozwalają na zdalne przeprowadzanie większości czynności procesowych. To minister sprawiedliwości jest odpowiedzialny za stworzenie bezpiecznych warunków funkcjonowania sądów. Odpowiedzialności tej nie może przerzucać na reprezentujących go w sądach prezesów.