Hazard, jak wiadomo, nie zawsze jest rzeczą dobrą. Jego „łagodna forma”: Totalizator Sportowy, Totolotek, Lotto, Toto Loto lub jeszcze inaczej, jest – nie tylko w Polsce – prawem dopuszczona i przez wielu wielbicieli z oddaniem praktykowana. Przez kawalerów i panny, ale też przez mężów i żony.
W tym drugim przypadku, a więc wtedy, gdy grający pozostaje w związku małżeńskim, wygrana może nie tylko przynieść oczywistą radość z powodu trafnego wytypowania sześciu szczęśliwych liczb, ale też postawić przed nieznośną rozterką, do kogo ów szczęśliwy los się uśmiechnął. A więc, czy wyłącznie do grającego, czy też raczej do obojga małżonków. Także zatem tego, który ani ze skreślaniem właściwych liczb nic wspólnego nie miał, ani też nabycia kuponu nie sfinansował.
Z czyjego majątku
Wbrew pozorom wątpliwość w tej, banalnej – mogłoby się wydawać – kwestii, w połączeniu ze znaczniejszą, a w szczególności główną wygraną, może się okazać fatalna w skutkach. Niekiedy urosnąć nawet do prawdziwego „powodu rozwodowego”.
Zwykle zainteresowani usiłują chwytać się argumentu znanego z innych sporów własnościowych pomiędzy małżonkami. A więc wyjaśniać, z czyjego majątku nabyty został szczęśliwy kupon. Miałoby to przesądzać również o przynależności wygranej. Jeśli kupon zakupiony byłby ze środków pochodzących z majątku osobistego, także wygrana miałaby tam właśnie trafiać. Co ciekawe, ale też nieco konsternujące, zdarza się, że również prawnicy praktycy rzecz tak właśnie próbują postrzegać, ostrzegając jedynie przed, graniczącymi z niemożliwością, trudnościami dowodowej natury. No bo jak skutecznie wykazać, że niewielkie przecież pieniądze pochodziły nie z majątku wspólnego, ale z osobistych środków grającego?
Intercyza przesądza
Mimo całej jego pozornej atrakcyjności nie jest to kierunek poszukiwań właściwy. Istota sprawy nie tkwi tu przecież, jak to jest przy innych zakupach dokonywanych z tej czy innej masy majątkowej, w nabytku (czyli ekwiwalencie) prawnorzeczowym (vide art. 33 pkt 10 KRO – tzw. zasada surogacji). Istota to przecież hazard, czyli los szczęścia. Tyle samo kosztuje los „pusty” co kupon przynoszący główną wygraną. Już to dawać musi do myślenia.
W ten sposób, a więc za pomocą „koncepcji źródła środków na inwestycję”, można byłoby przesądzać co najwyżej o własności kawałka papieru, na którym kupon wydrukowano, nie zaś o przynależności prawa, do którego „odebrania” ten szczególny znak legitymacyjny (kupon) upoważnia. Trochę na takiej zasadzie jak o własności płaszcza oddanego na przechowanie do szatni nie przesądza żeton wręczany gościowi. Ten może przecież zostać następnie zgubiony, a i tak nie uniemożliwi to odbioru płaszcza (co najwyżej utrudni go) ani też nie spowoduje przejścia jego własności na znalazcę żetonu. Także tu (tj. przy Totolotku) istota nie polega więc i – w szczególności – nie wyczerpuje się w nabytym za zainwestowane osobiste pieniądze kuponie. Dlatego właśnie kwestii własności lub współwłasności wygranej nie da się objaśnić z pomocą tej prawnorzeczowej ścieżki.
Nie od rzeczy będzie zatem pytanie, co o tym przesądza.
Zgoła nieodkrywcze będzie stwierdzenie, że rozstrzygający jest tu: małżeński ustrój majątkowy. Rzeczywiście, sprawę można sensownie wyjaśnić, jedynie badając rodzaj relacji majątkowych, w których szczęśliwy gracz pozostaje.
Rzecz jest oczywista, jeśli jest to rozdzielność majątkowa. Wtedy przecież każdy z małżonków jest majątkowo „samodzielny”. Samodzielnie inkasuje wygraną i – co już mniej przyjemne – samodzielnie „dzieli się” nią z fiskusem. Podobnie można wyobrazić sobie intercyzę majątkową, w której małżonkowie – namiętni gracze – nie rezygnując ze wspólności majątkowej, już zawczasu sprawę w taki właśnie sposób regulują. A więc ustalają, że ewentualna przyszła wygrana będzie trafiała do majątku osobistego gracza. Również taka umowa skutecznie wykluczy spór, gasząc go jeszcze w zarodku.
Jednak zdecydowana większość małżeństw w Polsce – ciągle jeszcze mimo dynamicznie zachodzących zmian społecznych – pozostaje w ustroju modelowym. Czyli we wspólności dorobku. Jego istota, jak powszechnie – nie tylko prawnikom – wiadomo, polega na tym, że – co do zasady – wszystko, czego małżonkowie dorobią się po zawarciu związku (razem czy osobno), jest wspólne. Dla dobra rodziny. Istnieją wprawdzie pewne wyjątki od tej zasady, jednak są one nieliczne, a do tego bezwzględnie wymagają wyraźnego przepisu ustawowego.
„Osobiste osiągnięcie” albo „czysty przypadek”
Wśród kilku wyjątków od „zasady wspólności małżeńskiej” pojawia się i ten wskazujący na nagrodę za „osobiste osiągnięcia” małżonka, za sprawą którego wzbogacenie pojawia się (art. 33 pkt 8 KRO). W nim właśnie niektórzy „szczęśliwcy” upatrują „ostatniej deski ratunku” pozwalającej na skuteczne zablokowanie niechcianego „uwspólnienia”.
Prima facie pomysł taki wydaje się mieć pewne uzasadnienie. Przecież osobiste stają się nagrody naukowe, artystyczne, literackie i techniczne oraz nagrody w konkursach (wiedzy, piękności etc.). A nierzadko Totolotek to nie tylko uzależnienie, ale też prawdziwa pasja. Gracze wymyślają i praktycznie stosują rozmaite „systemy” mające zapewnić im sukces i radość nagrody. Czasem zdarza się, że wygrywają.
Może się zatem pojawić pokusa, aby i tę nagrodę za „osobiste osiągnięcie” i umiejętność pozostawić tylko w portfelu gracza.
Sąd Najwyższy nie stawał dotąd przed koniecznością orzekania o nagrodzie w Lotto. A przynajmniej nie są znane publikowane orzeczenia jej dotyczące. Mimo to można przyjąć, że sprawę nagród z tytułu osobistych osiągnięć jednego z małżonków już dość dobrze przeanalizował i rozgraniczył na tle innych, poniekąd podobnych przypadków.
Zrobił to w szczególności w postanowieniu z 24.3.1975 r. (III CRN 3/75) oraz w wyroku z 23.5.2013 r. (I CSK 515/12). W obu judykatach sąd podkreślał, że nagroda za osobiste osiągnięcie „musi być związana ze szczególnym wysiłkiem twórczym lub uzdolnieniem”. W medialnie głośnym i szeroko komentowanym w doktrynie wyroku z 2013 r. chodziło o osiągnięcie sportowca, który uzyskał nagrodę z tytułu złotego medalu olimpijskiego. Sąd słusznie przyjął, że będąc „wynikiem ponadprzeciętnego talentu i nadzwyczajnych wysiłków treningowych”, powiększa ona majątek osobisty sportowca (na zasadzie art. 33 pkt 8 KRO).
Można też przyjąć, że o osobistych osiągnięciach nie ma mowy tam, gdzie o nagrodzie rozstrzyga uśmiech losu lub inaczej szczęśliwy przypadek. A więc tam, gdzie to nie szczególne właściwości osobiste, uzdolnienia lub niezwykły wysiłek gracza bądź uczestnika konkursu o nagrodzie decydują.
Tak właśnie jest z wygranymi w Lotka, nawet gdy wydaje się, że są one wynikiem skutecznego i konsekwentnego stosowania jakiegoś systemu czy „patentu” wypracowanego przez szczęśliwca. O wygranej w Totolotka nie decyduje żadna szczególna umiejętność ani właściwość. Rozstrzyga o niej wyłącznie ślepy los.
Żaden rachunek prawdopodobieństwa tu nie pomoże. Gwarantować wygraną może jedynie „obstawienie” (typowanie) wszystkich możliwych kombinacji. A tych jest tak wiele, że żadna wygrana nie pokryłaby kosztów zakupu odpowiedniej ilości kuponów. Sprawa wymyka się więc jakiejkolwiek racjonalności i uzdolnieniom sprawczym. Przy tym prawdopodobieństwa wygranej nie zwiększa również konsekwentny udział w kolejnych losowaniach.
Każdy uczeń szkoły średniej zmagający się z zasadami rachunku prawdopodobieństwa wie, a przynajmniej wiedzieć powinien, że w kolejnej grze prawdopodobieństwo nie wzrasta i jest w każdym losowaniu dokładnie takie samo. Innymi słowy, to, że „wczoraj” padła jakaś konkretna liczba, nie wyklucza tego, że „jutro” padnie ona ponownie. Jest to przy każdym losowaniu dokładnie tak samo prawdopodobne jak to, że padnie dowolna inna.
Systemu więc, a tym samym osobistych uzdolnień pozwalających go wykryć brak. A skoro tak, to wyjątek od reguły wspólnego dorobku opisany w art. 33 pkt 8 KRO nie daje szansy na „uratowanie wygranej”.
Jak robią to inni
Można się jedynie pocieszyć tym, że również inni prawodawcy, a w szczególności zagraniczne sądy w krajach, gdzie obowiązuje małżeńska wspólność majątkowa, sprawę rozwiązują podobnie. Tak jest na przykład u naszych zachodnich sąsiadów, w Niemczech. I to nawet mimo tego, że modelowy ustrój małżeński jest tam nieco inny. A więc przesunięty bardziej ku rozdzielności majątkowej. Jednak przy zachowaniu zalet ustroju wspólności majątkowej na etapie jego rozliczenia. Chodzi, jak wiadomo, o tzw. ustrój rozdzielności z wyrównaniem dorobków (Zugewinngemeinschaft, § 1363 i n. KCn.).
Sądy niemieckie, w tym niemiecki Sąd Najwyższy (Bundesgerichtshof), miały wielokrotnie okazję zajmować się wprost wygraną w Lotto i ewentualnym obowiązkiem jej końcowego rozliczenia przez małżonków po ustaniu małżeństwa (lub po ustaniu wspólności małżeńskiej). W rezultacie dzisiaj nie jest już problematyczne to, czy wygrana w Lotto powinna być rozliczona ze współmałżonkiem czy nie. Oczywiście, jako dorobek jednego z małżonków podlega ona uwzględnieniu w „końcowym rozliczeniu”. Pozbawione przy tym znaczenia jest zarówno to, kto nabył kupon, jak i to, czy chodzi o osobiste starania jednego tylko małżonka. Zasadę „zaliczania nagrody” ma uzasadniać nie tylko „techniczny kształt” niemieckich rozwiązań prawnych, ale przede wszystkim zasada równouprawnienia obojga małżonków, której one służą (tak np. niemiecki SN w wyroku z 22 grudnia 1976 r., IV ZR 11/76).
Aktualnie chodzi raczej o kwestie bardziej „wyszukane” i szczegółowe. I tak, przesądzając po raz kolejny obowiązek rozliczenia wygranej ze współmałżonkiem, w październiku 2013 r. niemiecki Sąd Najwyższy zajmował się wpływem separacji faktycznej małżonków na ten właśnie obowiązek (postanowienie z 16 października 2013 r., XII ZB 277/12). Uznał, że nawet wtedy, gdy do wygranej dojdzie już na długo po faktycznym rozstaniu małżonków, należy ją w rozwodowym rozliczeniu uwzględnić. Przy tym w takim przypadku nie można nawet odwoływać się do klauzuli rażącej niesprawiedliwości (grobe Unbiligkeit) w rozumieniu § 1381 ust. 1 KCn.
Wspólne szczęście
Także tam, jak widać, nie istnieje „raj dla graczy” w Lotka.
Nie pozostaje zatem nic innego, jak tylko cieszyć się wspólnie.
W aktualnych małżeńskich realiach modelowych, a więc wtedy, gdy nie została zawarta intercyza, nie może być wątpliwości, że wygrana w loteriach wchodzi do wspólnego majątku małżonków. I nie jest to – jak się wydaje – rozwiązanie niesprawiedliwe albo złe.
Skoro małżonkowie pobierają się „na dobre i na złe”, tworząc w ten sposób zupełnie wyjątkową wspólnotę zarówno losów, jak i genów, to winni również umieć wspólnie udźwignąć ciężar „szczęśliwego losu”. I także wspólnie z niego korzystać.
Jeśli zaś czynić tego nie chcą (bo np. zwycięża samolubne przekonanie, że „bliższa ciału koszula niźli sukmana”, albo też, czego nie można wykluczyć, mają inne bardziej przekonujące powody), winni zawczasu również tę ewentualność przewidzieć i odpowiednio uregulować. Intercyzy stwarzają tu wiele możliwości. Warto nauczyć się z nich korzystać. Tym bardziej że wygrana, o czym nie od dzisiaj wiadomo, może nie tylko wzbogacać, ale też rujnować nieprzygotowanych na nią „szczęśliwców”.
Autor jest kierownikiem Katedry Prawa Cywilnego na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Artykuł pochodzi z Systemu Legalis. Bądź na bieżąco, polub nas na Facebooku →