Dopuszczalne naruszenie uprawnień właścicielskich
Opis okoliczności faktycznych
Rada Miasta K. podjęła uchwałę w sprawie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego obszaru „R. A. I. D.”. G. spółka z o.o. w K. wniosła do WSA skargę na powyższą uchwałę w części tekstowej i graficznej dotyczącej nieruchomości, która stanowi jej własność.
Przed uchwaleniem miejscowego planu działka była wykorzystywana jako parking, była działką do zabudowy i zainwestowania. Mieszkańcy dzielnicy postulowali między innymi wprowadzenie zakazu wycinania zieleni i zabudowy przez deweloperów podwórek, zwiększenie terenów zielonych, zaprzestanie dalszego zagęszczania terenów. Były też protesty przeciwko budowie budynku. Organ w odpowiedzi na uwagi wskazał, że skoryguje linie zabudowy, i że na działce nie będzie można budować. Spotkało się to z aprobatą sąsiednich wspólnot mieszkaniowych, natomiast Spółka zgłosiła stanowcze uwagi krytyczne, żądając przywrócenia możliwości zabudowy. Organ planistyczny podał, że dopuszczenie zabudowy na wskazanej działce spowodowałoby ingerencję w istniejący układ urbanistyczny i zakłóciłoby prawidłowe funkcjonowanie obszaru przez kumulację na niewielkim terenie intensywnej zabudowy. Organ wskazał, że decyzja o niewprowadzaniu na działce zabudowy wynika z ochronnego charakteru planu, zmierzającego do ochrony wnętrz kwartałów przed intensywną zabudową, a także z wzięcia pod uwagę i wyważenia wszystkich głosów wypowiadających się w sprawie.
Stanowisko WSA
WSA stwierdził nieważność zaskarżonej uchwały w części. Uznał, że o ile w świetle Studium było możliwe wyznaczenie dla terenu działki nr (…) funkcji dopuszczalnej, czyli usług, o tyle wyznaczenie usług z zakazem zabudowy należy ocenić jako sprzeczne z określoną w Studium możliwością zabudowy dla tego terenu. Sąd ten stwierdził, że skoro zatem podstawowym przeznaczeniem terenu miała być zabudowa budynkami usługowymi, to w sprzeczności z tym zapisem stoi brak wyznaczenia linii zabudowy oraz wskaźnika wysokości dla działki nr (…), podczas gdy takie wskaźniki wyznaczono dla działki nr (…), czyli pozostałej części terenu U.
WSA przeprowadził rozważania w zakresie wyważenia interesu publicznego i prywatnego, wskazując, że dwa wyłożone projekty stanowiły o możliwości zabudowy działki, dopiero protesty mieszkańców zawarte w uwagach do drugiej edycji planu spowodowały przyjęcie innego wariantu z zakazem zabudowy. W ocenie Sądu świadczy to o tym, że założenia urbanistyczne, w tym ochrona kwartałów, nie były w tym przypadku tak naprawdę najistotniejsze dla organu planistycznego. Uznał ponadto, że w kontrolowanej sprawie Organ planistyczny nie wyważył należycie interesów prywatnego i publicznego, dając prymat niesprecyzowanemu przez siebie, zgeneralizowanemu interesowi mieszkańców, głównie sąsiednich nieruchomości. Poprzez brak przekonującego uzasadnienia i lakoniczność odwołania się do uwag zgłoszonych do projektu planu, podejmując decyzję o zakazie zabudowy działki nr (…), Organ bezdyskusyjnie naruszył, w sposób przekraczający przyznane uprawnienia, prawo własności skarżącego, a tym samym naruszył zasady sporządzania planu miejscowego. Wyważenie interesów nie może bowiem polegać na jednostronnym postrzeganiu i eksponowaniu interesu tylko jednej ze stron, bez wyjaśnienia, jakie wartości w ocenie Organu podlegają ochronie.
Stanowisko NSA
NSA uznał, że skarga kasacyjna zasługiwała na uwzględnienie. Po jej rozpoznaniu uchylił zaskarżony wyrok i oddalił skargę.
Rozpoznając niniejszą skargę, NSA miał w polu widzenia, że gminie przysługuje zespół uprawnień, określanych jako władztwo planistyczne – art. 3 ustawy z 27.3.2003 r. o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 503; dalej: PlanZagospU). Sprawując władztwo planistyczne, należy mieć na uwadze, że wprowadzone ograniczenia prawa własności muszą być konieczne ze względu na wartości wyżej cenione, np. potrzebę interesu publicznego. Na organie uchwalającym akt planistyczny ciąży każdorazowo obowiązek wyważenia interesów prywatnych i interesu publicznego. Istotną kwestią jest zatem ochrona wspólnoty, konieczność rozważenia i zabezpieczenia jej potrzeb, która powinna przebiegać z jak najmniejszym naruszeniem prawa właścicieli nieruchomości objętych planem.
NSA uznał za zasadny zarzut naruszenia art. 9 ust. 4 w zw. z art. 15 ust. 1 oraz art. 20 ust. 1 PlanZagospU. Obszar, na którym znajduje się sporna nieruchomość, został zakwalifikowany jako teren zabudowy usługowej U., przy czym dla działki nr (…) nie wyznaczono linii zabudowy. Spółka nie kwestionuje samej funkcji (usługowej) wyznaczonej dla nieruchomości. Uzasadnienie Sądu I instancji w tym zakresie jest wyczerpujące i należy je w pełni podzielić, uznając dopuszczalność przeznaczenia tego obszaru dla funkcji usługowej.
Konkluzja WSA była taka, że wprawdzie możliwe jest wyznaczenie dla tego terenu funkcji dopuszczalnej, jednak uniemożliwienie zabudowy nieruchomości jest sprzeczne ze studium. Ta kwestia legła u podstaw stwierdzenia nieważności uchwały w części wskazanej w wyroku.
W myśl art. 15 ust. 2 pkt. 9 PlanZagospU plan miejscowy może przewidywać zakaz zabudowy. Oczywistym jest, że wówczas nie znajduje zastosowania obowiązek określenia w miejscowym planie linii zabudowy. Skoro można w planie miejscowym przewidzieć całkowity zakaz zabudowy, to tym bardziej można umieścić w nim przepisy, z których będzie wynikać zakaz zabudowy budynkami. Niedopuszczalne jest bowiem takie niewyznaczenie linii zabudowy, które nie koreluje z faktycznym wyłączeniem obszaru z zabudowy (czyli jest skutkiem pominięcia). Organ uchwałodawczy uznał – co w ocenie NSA nie przekracza władztwa planistycznego – że na całym wyznaczonym obszarze U. możliwa jest jedynie zabudowa w pierzei ul. G.
Należy dostrzec, że niewyznaczenie linii zabudowy oraz innych parametrów nie prowadzi do zanegowania możliwości realizacji funkcji usługowej. W istocie w aktualnym stanie faktycznym działka jest wykorzystywana na usługi i nie jest zabudowana. Ponadto w przedmiotowej sprawie nie doszło do zmiany przeznaczenia przewidzianego w Studium, nastąpiło tylko jego uszczegółowienie poprzez konkretne rozwiązanie. Ustalenia Studium są niewątpliwie wiążące dla organów, lecz nie jest ono aktem prawa miejscowego. Nie jest uzasadniona wykładnia pozwalająca nadać ustaleniom studium szerszy skutek. Wskazuje ono bowiem jedynie kierunek zagospodarowania – jako dokument o ogólnym charakterze nie określa przeznaczenia konkretnej działki.
W ocenie NSA, dokonując takich ustaleń, Organ uchwałodawczy, jak wynika z materiałów zgromadzonych w aktach sprawy, uwzględnił zarówno interes skarżących, jak i interes publiczny. W ramach tego władztwa planistycznego gmina jest uprawniona do decydowania o sposobie zagospodarowania obszaru, tworząc funkcjonalny układ dla całego obszaru. Zakres ingerencji w prawo własności Spółki nie ma charakteru dowolności. Jest wypracowanym w toku postępowania planistycznego kompromisem między oczekiwaniami mieszkańców, które nie zostały w pełni zaspokojone, a właściciela nieruchomości, któremu nie ograniczono prawa własności w sposób nadmierny. Spółka nie może zabudować spornej działki, ale może ją wykorzystywać zgodnie z zaakceptowaną funkcją. W istocie doszło do odwzorowania w planie miejscowym istniejącego stanu zagospodarowania terenu. O bezprawnym naruszeniu interesu prawnego skarżącego nie mogą natomiast świadczyć jego ewentualne plany inwestycyjne. NSA wskazał, że kontrola sądu nie może dotyczyć celowości czy słuszności dokonywanych w nim rozstrzygnięć. Sąd był władny jedynie badać zgodność podejmowanej uchwały z prawem, przestrzegania zasad planowania oraz określonej ustawą procedury planistycznej.
Komentarz
Do naruszenia prawa własności dochodzi w sytuacji, gdy niemożliwe stanie się wykonywanie wszystkich uprawnień składających się na możliwość korzystania z rzeczy albo rozporządzania nią. Działając w granicach określonych przez prawo i stosując zasadę proporcjonalności, organy gminy mogą w tworzonym planie zagospodarowania przestrzennego ograniczać uprawnienia właścicieli w celu pełniejszej realizacji innych wartości, które uznały za ważniejsze. Takie stanowisko w niniejszej sprawie zaprezentował NSA, uznając, że naruszenie uprawnień właścicielskich, mieszczące się w granicach przysługującego gminie władztwa planistycznego, jest dopuszczalne i nie narusza konstytucyjnej zasady ochrony własności.
Fiskus neguje wydatki na zabawę
Trwające 5–6 godzin warsztaty i narada to za mało, aby uznać tygodniowy wyjazd za szkoleniowy. I rozliczyć wydatki na samolot, noclegi oraz wyżywienie w kosztach. Takie są wnioski z niedawnej interpretacji dyrektora Krajowej Informacji Skarbowej.
Wystąpiła o nią spółka akcyjna prowadząca działalność na terenie całej Polski. Postanowiła zebrać kadrę kierowniczą ze wszystkich oddziałów i zafundować jej zagraniczną wycieczkę. Nazwała ją wyjazdem szkoleniowo-integracyjnym. Podkreśla, że celem wycieczki jest opracowanie, w miłych warunkach i pozytywnej atmosferze, wspólnej strategii działania firmy.
Spółka wskazuje, że na wyjeździe przeprowadzono grupowe warsztaty oraz merytoryczne dyskusje. Na warsztatach zaprezentowano wyniki firmy, podsumowano realizację budżetu, omówiono inwestycje. Trwały około 5–6 godzin. Spółka zaznacza jednak, że członkowie zarządu prowadzili również spotkania w mniejszych grupach.
Bez rozłąki z rodziną
Aby kierownictwo nie czuło się osamotnione, na wycieczkę zostały zaproszone ich rodziny. Spółka podkreśla, że kluczowe w firmie osoby mogły w pełni poświęcić się szkoleniom oraz integracji, „gdyż nie doświadczyły rozłąki z rodziną”.
Czy można rozliczyć w podatkowych kosztach wydatki na wycieczkę? Chodzi o opłaty za samolot, noclegi, wyżywienie, ubezpieczenie. A także bilety wstępu (szczegóły zostały w interpretacji ukryte, ale najprawdopodobniej były to wejściówki na wydarzenia sportowe).
Spółka twierdzi, że tak. Podkreśla, że wyjazd wzmocnił pozytywne nastawienie zespołu, identyfikację z firmą, poczucie lojalności, motywację do wydajnej pracy. Uczestnicy zostali złączeni węzłem atmosfery szkoleniowej, co pogłębiło relacje w zespole. Powinno się to przełożyć na większą efektywność i lepsze wyniki finansowe firmy.
Spółka dodaje, że wycieczka w Polsce miałaby zdecydowanie mniejszy efekt integracyjny. Za granicą uczestnicy mieli możliwość budowania relacji z dala od tego, z czym się muszą codziennie mierzyć.
Brakuje meritum
Fiskus okazał się nieczuły na te argumenty. Jego zdaniem wyjazd miał głównie charakter turystyczny i rozrywkowy. Wskazują na to ponoszone przez spółkę wydatki, m.in. na samolot, noclegi, wyżywienie czy bilety wstępu. Brak jest natomiast wydatków związanych z częścią merytoryczną.
Skarbówka zgodziła się, że dobra współpraca członków zespołu jest niezbędna w działalności. Jednak fakt, że część szkoleniowa (5–6 godzin głównego warsztatu i narady) stanowiła znikomy procent całego wyjazdu (7 dni), nie przemawia za tym, że miał charakter szkoleniowy.
O tym, że wyjazd nie był szkoleniowy, ale rozrywkowy, świadczy również zaproszenie członków rodzin – podkreślił fiskus. Dodał, że wyjazd poza Polskę i oderwanie się od codzienności nie oznacza, że zostały zrealizowane aspekty merytoryczne.
Skarbówki nie przekonała także teza, że kibicowanie Polsce na arenie międzynarodowej jest wpisane w DNA spółki. Zdaniem urzędników nie ma to związku z jej przychodami z działalności.
Fiskus dodał, że działania, wskazywane jako efekt wyjazdu, m.in. podejmowanie przez członków zarządu korzystnych biznesowo decyzji, to standardowe czynności, do których są zobowiązani, niezależnie od stopnia integracji.
Reasumując, na wycieczce rozrywka przeważyła nad meritum, wydatków nie można więc rozliczyć w podatkowych kosztach.
Numer interpretacji: 0111-KDIB1-1.4010.32.2023.3.AND
Tomasz Napierała doradca podatkowy, partner w ABC Tax
Nie ma uniwersalnej odpowiedzi na pytanie, czy wycieczkę dla kadry kierowniczej można rozliczyć w podatkowych kosztach. Wszystko zależy od tego, co się na niej dzieje. Jeśli dominują akcenty biznesowe i jest to udokumentowane, np. planem szkoleń, prezentacją, zdjęciami z warsztatów, skarbówka nie powinna kwestionować rozliczenia. Jeśli przeważa rozrywka, fiskus nie zgodzi się na wrzucenie wycieczki w koszty. Dlatego trudno się dziwić, że zakwestionował rozliczenie tygodniowego wyjazdu z kilkoma godzinami szkolenia na temat wyników firmy. Jak widać, te kilka godzin to za mało do osiągnięcia podatkowych korzyści. Fiskusa nie przekonają też twierdzenia, że na wycieczkę zostali zaproszeni członkowie rodzin pracowników, aby nie doświadczyli oni rozłąki z najbliższymi.
Firmy powinny pamiętać, że jeśli chcą rozliczać takie wyjazdy w kosztach, muszą je zorganizować w ten sposób, aby skarbówka nie miała powodów do ich kwestionowania.
Wzrost wynagrodzenia w 2024 r.
To propozycje NSZZ „Solidarność” oraz OPZZ, które poznała „Rzeczpospolita”.
Przypomnijmy, że na początku maja w Radzie Dialogu Społecznego ruszyły negocjacje płacowe. Szybko okazało się jednak, że o wysokości pensji minimalnej na przyszły rok, podwyżkach w budżetówce i waloryzacji świadczeń partnerzy społeczni nie będą mówić jednym głosem. Pracodawcy i związkowcy nie porozumieli się. W efekcie każdy z partnerów społecznych musi przygotować teraz swoje stanowisko.
My poznaliśmy propozycje dwóch związków. Okazuje się, że nawet wśród organizacji pracowniczych nie ma jednomyślności.
I tak, „Solidarność” proponuje, aby wzrost wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej wynosił nie mniej niż 20 proc., a waloryzacja rent i emerytur nie była niższa niż średnioroczny wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych dla gospodarstw domowych emerytów i rencistów zwiększony o co najmniej 50 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia za pracę w 2023 r. Z kolei pensja minimalna powinna zdaniem „Solidarności” wzrosnąć od stycznia 2024 r. nie mniej niż o 500 zł, a od lipca minimalnie o 250 zł. W efekcie nie może być niższa niż 4350 zł brutto.
OPZZ ma podobne postulaty tylko w kwestii waloryzacji świadczeń. W budżetówce związek widziałby natomiast wzrost wynagrodzeń nie mniejszy niż 24 proc. Z kolei podwyżkę płacy minimalnej proponuje od Nowego Roku o 700 zł, a w połowie 2024 r. o kolejne 240 zł, czyli do poziomu co najmniej 4540 zł brutto.
Zastrzeżenie numeru PESEL
Możliwość zastrzeżenia numeru PESEL przewiduje projekt ustawy ograniczający skutki kradzieży tożsamości. W myśl nowych przepisów, jeśli w trakcie obowiązywania takiego zastrzeżenia padniemy ofiarą oszustwa, to nie będziemy musieli spłacać zaciągniętych na nasze konto zobowiązań finansowych.
– Zastrzeżenie można złożyć oraz cofnąć w czasie rzeczywistym – wyjaśnia Przemysław Chiluta z Ministerstwa Cyfryzacji. – Ochrona działa jednak tylko na umowy zawarte, gdy numer PESEL był zastrzeżony. Jeśli nie jest, to bank zawiera ją w dobrej wierze, weryfikuje PESEL i nie widzi, żeby był on zastrzeżony, umowa więc jest wiążąca.
Gdy mamy więc podejrzenia, że ktoś mógł wykraść nasze dane, należy dokonać zastrzeżenia jak najszybciej. Będzie to możliwe nie tylko w każdym urzędzie gminy, ale także przez aplikację i stronę mObywatel.
– Można to też zrobić prewencyjnie, aby zabezpieczyć się przed kradzieżą danych w przyszłości – wskazuje Przemysław Chiluta. – Gdy sami chcemy zawrzeć umowę np. kredytu, możemy cofnąć to zastrzeżenie na pewien czas, a po podpisaniu dokumentu je przywrócić .
W jakich jeszcze sytuacjach takie rozwiązanie okazałoby się pomocne?
Adwokat Bartosz Grube przypomina, że obowiązek zweryfikowania, czy numer PESEL nie został zastrzeżony, będzie spoczywał na bankach i SKOK przy zawieraniu umów kredytowych, pożyczek, umów leasingu, ale również tych o prowadzenie rachunków bankowych. Te ostatnie często są bowiem zakładane na cudze dane, w celu przelewania środków finansowych pochodzących z oszustw internetowych.
Ekspert zwraca uwagę, że w myśl projektu podobny obowiązek – przy wykonywaniu czynności dotyczących zbycia nieruchomości – spoczywałby też notariuszach.
– Chociaż proceder posługiwania się przerobionym pełnomocnictwem zbywającego nieruchomość nie jest już dziś tak powszechny jak zjawisko oszustw w internecie, to z pewnością taka propozycja będzie dodatkowym zabezpieczeniem dla obywateli – wskazuje Bartosz Grube.
Zdaniem adwokata kluczowa okaże się jednak świadomość obywateli, w jakich sytuacjach warto zastrzec PESEL.
– Sama kradzież tożsamości w bardzo wielu przypadkach opiera się na stosowaniu zabiegów socjotechnicznych, które prowadzą do kradzieży środków z rachunku bankowego ofiary, przy jednoczesnym zaciągnięciu kredytów na jej dane, bo takie możliwości daje bankowość elektroniczna – argumentuje.
I ocenia, że większość osób dopiero po fakcie orientuje się, że padła ofiarą takiej kradzieży. A zastrzeżenie PESEL, kiedy pieniądze już zniknęły z naszego konta, niewiele da.
Obowiązek weryfikacji PESEL-u spocznie też na dostawcach usług telekomunikacyjnych przy wydawaniu duplikatu kart SIM, co zapobiegnie tzw. SIM swappingowi, czyli zjawisku ich dublowania. Dzięki temu w praktyce nie będą mogły być one używane przez oszustów do autoryzowania transakcji w naszym imieniu.
Etap legislacyjny: trafi do Sejmu
Podstawa obligatoryjnego udziału obrońcy w rozprawie
Opis stanu faktycznego
SR w P. wyrokiem z 15.9.2021 r. uznał oskarżonego D.O. za winnego popełnienia przestępstwa z art. 193 KK polegającego na tym, że 5.7.2021 r. w P., wyważając drzwi, wdarł się do mieszkania M.A. – Sąd wymierzył mu za to karę 4 miesięcy ograniczenia wolności; oraz przestępstwa z art. 245 KK polegającego na trym, że w 5.7.2021 roku w P. w celu wywarcia wpływu na świadków W.A. i M.A. przez zmianę zeznań na swoją korzyść, uderzył otwartą dłonią w twarz małoletnią W.A. (lat 13). Naruszył w ten sposób jej nietykalność cielesną oraz groził małoletniej W.A. i jej matce M.A. pozbawianiem życia, które to groźby wzbudziły w nich uzasadnioną obawę spełnienia, i wymierzył mu za to karę 6 miesięcy ograniczenia wolności. Na podstawie art. 85 § 1 KK i art. 86 § 1 KK za zbiegające się przestępstwa w miejsce wymierzonych kar ograniczenia wolności SR w P. wymierzył oskarżonemu D.O. karę łączną 7 miesięcy ograniczenia wolności. Dodatkowo zobowiązał oskarżonego do wykonywania nieodpłatnej kontrolowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 30 godzin w stosunku miesięcznym.
Wyrok ten nie został zaskarżony przez żadną ze stron i uprawomocnił się zgodnie z zarządzeniem wykonania orzeczenia 22.9.2021 r.
Kasację na niekorzyść skazanego od wyroku SR w P. wniósł Prokurator Generalny, zarzucając rozstrzygnięciu rażące i mające istotny wpływ na treść wyroku naruszenie przepisu prawa karnego materialnego, a mianowicie art. 37a § 1 KK, przez nieorzeczenie środka karnego, środka kompensacyjnego lub przepadku, to jest rozstrzygnięć obligatoryjnych w przypadku zastosowania przez Sąd regulacji zawartej w tym przepisie i wymierzenia na jej podstawie, zamiast kary pozbawienia wolności, kary ograniczenia wolności nie niższej od 3 miesięcy albo grzywny nie niższej od 100 stawek dziennych. Prokurator Generalny wniósł o uchylenie wyroku w zaskarżonej części i przekazanie sprawy SR w P. do ponownego rozpoznania.
Pismem z 9.2.2023 r. do sprawy zgłosił się obrońca skazanego, S.G., wnosząc o dopuszczenie dowodu z wyroku SN z 31.1.2023 r. na fakt ustalenia bezwzględnej przyczyny odwoławczej, tj. skazania oskarżonego bez udziału obrońcy w warunkach obrony obligatoryjnej. Obrońca skazanego wniósł o uchylenie zaskarżonego wyroku i zasądzenie kosztów zastępstwa adwokackiego w postępowaniu kasacyjnym według norm ustawowych.
Po rozpoznaniu w Izbie Karnej na posiedzeniu 31.3.2023 r. kasacji wniesionej przez Prokuratora Generalnego na niekorzyść, SN uchylił zaskarżony wyrok i przekazał sprawę SR w P. do ponownego rozpoznania.
Uzasadnienie SN
Zdaniem SN kasacja okazała się oczywiście zasadna, co umożliwiło jej rozpoznanie na posiedzeniu w trybie art. 535 § 5 KPK.
Niezależnie od podniesionego w kasacji zarzutu naruszenia przepisów prawa karnego materialnego, a mianowicie art. 37a § 1 KK, koniecznym stało się uchylenie w całości wyroku SR w P. i przekazanie sprawy temu sądowi do ponownego rozpoznania.
W przedmiotowej sprawie wystąpiła bezwzględna podstawa uchylenia orzeczenia z art. 439 § 1 pkt. 10 KPK. Jak wynika z akt sprawy, mimo istniejących wątpliwości co do stanu zdrowia psychicznego oskarżonego, SR nie dostrzegł konieczności ich wyjaśnienia przez powołanie biegłych psychiatrów, a w konsekwencji ustanowienia dla oskarżonego obrońcy z urzędu. Stwierdzenie zaistnienia powyższego uchybienia musiało skutkować uchyleniem zaskarżonego orzeczenia.
Zarówno na etapie postępowania przygotowawczego, w toku prowadzonego przesłuchania, jak i na rozprawie przed SR w P. 15.9.2021 r., w czasie składnia wyjaśnień D.O. oświadczył, że nie leczył się psychiatrycznie. Jednak z analizy treści danych o karalności D.O., którymi Sąd dysponował na etapie wyrokowania, wynika, że został on uprzednio skazany za popełnienie czynu w warunkach ograniczenia poczytalności. Fakt uprzedniego skazania w warunkach art. 31 § 2 KK spowodował wystąpienie w przedmiotowej sprawie uzasadnionych wątpliwości co do poczytalności oskarżonego w chwili popełnienia zarzucanego mu czynu lub co do jego stanu zdrowia psychicznego w toku postępowania, a więc okoliczności uzasadniających obronę obligatoryjną. Co istotne, zgodnie z orzecznictwem SN przepis art. 79 § 1 KPK nie uzależnia obowiązkowej obrony od stanu wiedzy sądu o okolicznościach wymienionych w tym przepisie. Zaistnienie którejś z nich rodzi konieczność reprezentowania oskarżonego przez obrońcę i jego udziału w rozprawie, chociażby przed sądem okoliczność ta się nie ujawniła, z przyczyn również od niego niezależnych (tak: wyrok SN z 14.1.2014 r, V KK 219/13). Z orzecznictwa SN wynika również, że o przyjęciu, iż zachodzi uzasadniona wątpliwość, o której mowa w art. 79 § 1 pkt 3 i 4 KPK, nie jest konieczne, by owa wątpliwość miała charakter ewidentny – wystarczy uprawdopodobnienie wystąpienia tych okoliczności. Z drugiej jednak strony nie chodzi tu o jakiekolwiek wątpliwości, lecz o wątpliwości wynikające z obiektywnych przesłanek. Powzięte przez uprawniony organ procesowy uzasadnione wątpliwości muszą mieć oparcie w konkretnych okolicznościach ustalonych w sprawie. Ustawa wymaga, aby wątpliwości były uzasadnione, a więc poparte takimi okolicznościami natury faktycznej, które w odbiorze zewnętrznym przemawiają za realną możliwością wystąpienia u oskarżonego zakłóceń w stanie zdrowia psychicznego w chwili czynu lub w toku procesu, (tak postanowienie SN z 7.11.2018 r., II KK 79/18, Legalis). Przenosząc powyższe rozważania na grunt przedmiotowej sprawy, nie ulega wątpliwości, że uprzednie skazanie w warunkach ograniczonej poczytalności uzasadnia stwierdzenie zaistnienia uzasadnionych wątpliwości co do stanu zdrowia psychicznego oskarżonego, którego to skazanie dotyczyło. Implikowało to konieczność rozważenia aktualnego stanu zdrowia psychicznego oskarżonego i możliwości brania udziału w postępowaniu, a więc na płaszczyźnie procesowej powodowało po stronie oskarżonego wystąpienie stanu obrony obligatoryjnej.
Przy ponownym rozpoznaniu sprawy i wyznaczeniu D.O. obrońcy z urzędu SR powinien dopuścić dowód z opinii o stanie zdrowia psychicznego oskarżonego, a następnie dokonać oceny zasadności tej opinii i ewentualnie wydać postanowienie o braku obligatoryjności obrony. Dopiero wydanie takiego postanowienia dezaktualizuje istnienie stanu obrony obligatoryjnej związanej z wątpliwościami co do stanu zdrowia psychicznego oskarżanego.
Mając na względzie powyższe okoliczności, należało uchylić zaskarżony wyrok SR w P. i przekazać sprawę temuż Sądowi do ponownego rozpoznania, pozostawiając temu Sądowi rozstrzygnięcie o kosztach postępowania.
Komentarz
Nie może budzić najmniejszej wątpliwości, że zarzut podniesiony w kasacji Prokuratora Generalnego jawi się jako oczywiście zasadny i zasługuje na uwzględnienie. Przy ponownym rozpoznaniu, gdy Sąd dojdzie do przekonania, że niezbędne jest wymierzenie kary w oparciu o przepis art. 37a §1 KK, powinien mieć w polu widzenia treść tego przepisu w brzmieniu obowiązującym od 24.6.2020 r., który stanowi, iż: „Jeżeli przestępstwo zagrożone jest tylko karą pozbawienia wolności nieprzekraczającą 8 lat, a wymierzona za nie kara pozbawienia wolności nie byłaby surowsza od roku, sąd może zamiast tej kary orzec karę ograniczenia wolności nie niższą od 3 miesięcy albo grzywnę nie niższą od 100 stawek dziennych, jeżeli równocześnie orzeka środek kamy, środek kompensacyjny lub przepadek”. Oznacza to – jak słusznie zauważył Prokurator Generalny w złożonej kasacji – że warunkiem koniecznym wymierzenia, przy zastosowaniu art. 37a § 1 KK, zamiast kary pozbawienia wolności, kary ograniczenia wolności lub grzywny w wymiarach nie niższych niż określone przez ustawodawcę, jest równoczesne orzeczenie wskazanego w tym przepisie środka penalnego (Alicja Grześkowiak, Krzysztof Wiak (red.), Kodeks karny. Komentarz, 2021, Legalis).
Rozliczenie nakładów na cudzej nieruchomości to świadczenie usług w VAT
Zgodnie z art. 8 ust. 1 ustawy z 11.3.2004 r. o podatku od towarów i usług (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 931; dalej: VATU) przez świadczenie usług rozumie się każde świadczenie, które nie stanowi dostawy towarów. Definicja świadczenia usług jest bardzo szeroka. Aby uznać dane świadczenie za czynność opodatkowaną VAT, muszą istnieć dwa podmioty – usługodawca i usługobiorca. Usługodawca musi coś „świadczyć”, a więc przysparzać drugiemu podmiotowi korzyść. Z kolei usługobiorca w zamian za przysporzoną korzyść powinien zapłacić usługodawcy wynagrodzenie. Ponadto między tymi zdarzeniami musi istnieć rozsądny związek przyczynowy. Dopiero wówczas mamy do czynienia z usługą rozumianą jako czynność opodatkowana VAT.
Z uwagi na swój szeroki zakres usługi przybierają różne formy. Jeśli dana czynność nie jest dostawą towarów, najpewniej stanowić będzie właśnie świadczenie usług. Czasami będzie tak również w przypadkach, gdy na pierwszy rzut oka rozliczenie dotyczy w swojej istocie właśnie towarów. Charakterystycznym przykładem jest rozliczenie nakładów poniesionych na cudzej nieruchomości. Nakłady takie częstokroć polegają przecież np. na wzniesieniu (wybudowaniu) rzeczy stanowiących towary. Nie nadaje to jednak takim rozliczeniom towarowego pierwiastka. Ma to zresztą swoje daleko idące konsekwencje. Najważniejsza polega na braku możliwości skorzystania ze zwolnienia przedmiotowego, charakterystycznego przecież w odniesieniu do wielu transakcji nieruchomościowych.
Czego dotyczyła sprawa?
Sprawa dotyczyła spółki z o.o. i wspólniczki tej spółki. Wspólniczka nabyła prawo użytkowania wieczystego gruntu – nieruchomości zabudowanej. Na terenie nieruchomości znajdowały się, stanowiące odrębną od gruntu własność, dwa niezdatne do użytku budynki gospodarczo-magazynowe oraz wewnętrzna droga dojazdowa do budynków. Po kilku latach wspólniczka nabyła nieruchomość na własność.
Nieruchomość wspólniczki należy do jej majątku osobistego i nie jest przedmiotem wspólności ustawowej (majątkowej, małżeńskiej). Nieruchomość nie wchodziła i nie wchodzi w skład jakiegokolwiek przedsiębiorstwa, nie była wykorzystywana do prowadzenia działalności gospodarczej oraz nie stanowiła składnika majątkowego lub towaru handlowego w działalności gospodarczej wspólniczki. Co prawda wspólniczka zawarła ze spółką umowę przedwstępną najmu nieruchomości, w której strony wskazały konieczność przeprowadzenia przez spółkę prac remontowych, doprowadzających nieruchomość do stanu użyteczności. Wspólniczka wynajęła następnie spółce całą nieruchomość. Na przestrzeni lat spółka dokonywała inwestycji w obcy środek trwały, mianowicie ponosiła wydatki związane z przystosowywaniem całości nieruchomości do specyfiki swojej działalności gospodarczej. Spółka dokonała również rozbudowy jednego z budynków magazynowych. Ale – i tu wracamy do punktu wyjścia – czynsz najmu wspólniczka rozliczała w ramach najmu prywatnego, opodatkowując przychody uzyskiwane z tego tytułu najpierw na zasadach ogólnych, a następnie w formie ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych.
Po kilku latach, z powodu zmiany modelu biznesowego (outsourcingu usług logistycznych oraz magazynowych), spółka zrezygnowała z wynajmu części nieruchomości. Spółka oraz wspólniczka dokonały ustaleń dotyczących rozliczenia nakładów inwestycyjnych poniesionych przez spółkę. Ma ono charakter odpłatny – zgodnie z ustaleniami, po zakończeniu umowy najmu wspólniczka zobowiązana jest zwrócić spółce wartość nakładów inwestycyjnych poniesionych na rzecz nieruchomości. Sama wspólniczka rozważa obecnie możliwość zbycia nieruchomości (uwzględniając rzecz jasna nakłady poniesione przez spółkę na jej ulepszenie). Zanim to jednak nastąpi, wspólniczka chciałaby prawidłowo rozliczyć ze spółką nakłady poniesione przez spółkę.
Stanowisko Organu
Dyrektor KIS wydał w tej sprawie interpretację indywidualną z 30.3.2023 r., 0111-KDIB3-1.4012.95.2023.2.IK, Legalis. Organ uznał, że z punktu widzenia prawa cywilnego nakłady na nieruchomość (np. wybudowanie budynku lub budowli oraz ulepszenie istniejących budynków lub budowli) stanowią część składową gruntu i tym samym własność właściciela gruntu. Wszystko to, co zostało trwale złączone z gruntem, stanowi bowiem jego część składową. Gdy dzierżawca/najemca/użytkownik poniesie nakłady na majątku, który nie stanowi jego własności (np. wybuduje budynek, bądź poniesie wydatki związane z wykonaniem szeregu prac adaptacyjnych i wykończeniowych), nakłady te staną się częścią nieruchomości i przypadną właścicielowi nieruchomości.
W rozpatrywanej sprawie nakłady inwestycyjne stanowią część składową nieruchomości, których właścicielem jest wspólniczka. Przedmiotem zbycia są wyłącznie poniesione nakłady, stanowiące inwestycję na cudzym gruncie. Nakłady nie stanowią zatem odrębnej rzeczy, a jedynie powodują powstanie roszczenia względem właściciela nieruchomości, o zwrot poniesionych kosztów. Podmiot, który poniósł nakłady, dysponuje pewnym prawem do poniesionych nakładów i może to prawo przenieść na rzecz innego podmiotu. W konsekwencji odpłatna czynność zbycia nakładów, jako przekazanie za wynagrodzeniem ulepszeń na cudzą rzecz, stanowi odpłatne świadczenie usług w rozumieniu art. 8 ust. 1 VATU. Podlega więc opodatkowaniu VAT. Dla tego typu czynności przepisy nie przewidują bowiem także zwolnienia z VAT.
Komentarz
W opisywanej sprawie usługodawcą jest spółka. To ona poniosła wydatki na nakłady na gruncie swojej wspólniczki i to ona teraz otrzyma z tego tytułu wynagrodzenie (rozliczenie). Zatem to spółka powinna wystawić na wspólniczkę fakturę VAT dokumentującą świadczenie usług. Będzie to czynność opodatkowana, gdyż nie ma w tym wypadku możliwości zastosowania zwolnienia z VAT, o którym mowa w art. 43 ust. 1 pkt. 10 i 10a VATU. Nie ma więc potrzeby analizowania kwestii pierwszego zasiedlenia, kluczowej przecież dla zwolnienia z VAT transakcji nieruchomościowych.
Czy zawsze więc rozliczenie nakładów będzie podlegało opodatkowaniu VAT? Niekoniecznie, można bowiem wyobrazić sobie sytuację, w której nakłady poczynione na nieruchomości mogą stanowić np. na tyle zorganizowany zespół składników, że organ podatkowy uzna je za przedsiębiorstwo albo zorganizowaną część przedsiębiorstwa. Wówczas istnieje możliwość uznania, że właściwy będzie art. 6 pkt 1 VATU. I nie będzie podatku VAT należnego do naliczenia (ani naliczonego do odliczenia). Trzeba o tym pamiętać, VAT z definicji jest przecież neutralny i dlatego należy nań zerkać z dwóch stron (sprzedawcy i nabywcy).
W opisywanej sprawie ciekawy wątek dotyczy też braku wykorzystywania nieruchomości przez wspólniczkę do celów prowadzonej działalności. To element stanu faktycznego sprawy, dlatego Organ się nad nim nie pochylał (zresztą, dla kwalifikacji rozliczenia nakładów nie ma to znaczenia). Ale też wspólniczka niewątpliwie w sposób zorganizowany oraz powtarzalny wykorzystywała nieruchomość do działalności w zakresie najmu. Z punktu widzenia VAT sposób rozliczenia podatku dochodowego nie ma znaczenia. Gdyby wspólniczka była podatnikiem VAT, przynajmniej odliczyłaby podatek z faktury od spółki. To jednak temat na zupełnie inną historię.
Płatność rat kredytu konsumenta przez zakład ubezpieczeń
Stan faktyczny
Portugalscy konsumenci L i jej małżonek zawarli umowę kredytu z bankiem, w ramach której przystąpili oni do umowy ubezpieczenia grupowego, zawartej między tym bankiem jako ubezpieczającym a zakładem ubezpieczeń O. Na mocy tej umowy ubezpieczenia O byłby zobowiązany do zapłaty rat tej umowy kredytu w przypadku trwałej niezdolności L do pracy. W trakcie wykonywania umowy kredytu L stała się trwale niezdolna do pracy. O odmówił jednak wykonania umowy ubezpieczenia, twierdząc, że była ona nieważna z powodu nieprawdziwych lub niekompletnych oświadczeń o stanie zdrowia LP w chwili jej zawarcia.
Rozpatrujący ten spór Sąd powziął wątpliwości, czy w tych okolicznościach zakład ubezpieczeń jest zobowiązany do poinformowania strony przystępującej do umowy ubezpieczenia o warunkach tej umowy, w tym o warunkach dotyczących jej nieważności, a także o warunkach dotyczących wyłączenia lub ograniczenia ochrony ubezpieczeniowej w odniesieniu do ubezpieczonego ryzyka.
Obowiązek informowania
Zgodnie z art. 5 zd. 1 dyrektywy Rady 93/13/EWG z 5.4.1993 r. w sprawie nieuczciwych warunków w umowach konsumenckich (Dz.Urz. UE L z 1993 r. Nr 95, s. 29) warunki umów konsumenckich zawartych w formie pisemnej muszą zawsze być sporządzone prostym i zrozumiałym językiem. Trybunał wyjaśnił już, że ów wymóg ma taki sam zakres jak wymóg przewidziany w art. 4 ust. 2 dyrektywy 93/13/EWG, który uzależnia przewidziany w tym ostatnim przepisie wyjątek od mechanizmu kontroli przez sąd krajowy nieuczciwego charakteru tych warunków, (wyrok TSUE z 3.3.2020 r., Gómez del Moral Guasch, C-125/18, Legalis, pkt 46). Trybunał wyjaśnił, że wynikający z tych przepisów wymóg przejrzystości warunków umownych należy interpretować rozszerzająco i że nie można go ograniczyć jedynie do zrozumiałości tych warunków pod względem formalnym i gramatycznym. Wymóg ten oznacza, że właściwie poinformowany oraz dostatecznie uważny i rozsądny przeciętny konsument jest w stanie zrozumieć konkretne działanie takiego warunku i oszacować w ten sposób w oparciu o jednoznaczne i zrozumiałe kryteria potencjalnie istotne konsekwencje ekonomiczne tego warunku dla swoich zobowiązań (wyrok TSUE z 10.6.2021 r., BNP Paribas Personal Finance, od C-776/19 do C‑782/19, Legalis, pkt 63, 64, sprawy połączone).
W niniejszej sprawie, gdy konsument przystąpił do umowy ubezpieczenia grupowego przy zawieraniu umowy kredytu, TSUE uznał, że dla tego konsumenta zasadnicze znaczenie mają informacje przekazane przed zawarciem umowy o warunkach zobowiązania, a w szczególności przedstawienie szczególnych cech mechanizmu przejęcia zobowiązań do spłaty rat należnych kredytodawcy w przypadku całkowitej niezdolności do pracy kredytobiorcy, tak aby ten konsument był w stanie oszacować wypływające dla niego z tej umowy konsekwencje ekonomiczne w oparciu o jednoznaczne i zrozumiałe kryteria.
Trybunał orzekł, że art. 4 ust. 2 i art. 5 dyrektywy 93/13/EWG w świetle motywu dwudziestego tej dyrektywy należy interpretować w ten sposób, iż konsument powinien ZAWSZE mieć możliwość zapoznania się ze wszystkimi warunkami umowy przed jej zawarciem.
Nieuczciwy charakter warunku umownego
W ramach oceny nieuczciwego charakteru warunku umownego TSUE wskazał, że do sądu krajowego należy najpierw ocena ewentualnego nieprzestrzegania wymogu dobrej wiary, a następnie ocena istnienia ewentualnej znaczącej nierównowagi ze szkodą dla konsumenta w rozumieniu tego przepisu (wyrok TSUE z 3.10.2019 r., Kiss i CIB Bank, C-621/17, Legalis, pkt 49). Z motywu szesnastego dyrektywy 93/13/EWG wynika, że w ramach oceny dobrej wiary sąd krajowy powinien w szczególności wziąć pod uwagę siłę pozycji negocjacyjnych stron oraz kwestię, czy konsument został zachęcony do wyrażenia zgody na dany warunek. W niniejszej sprawie – z zastrzeżeniem ustaleń, których powinien dokonać sąd odsyłający – L podniosła, że „wymagano”, aby ona sama i jej małżonek zawarli umowę ubezpieczenia w celu uzyskania kredytu. Przy tej okazji podpisali oni jedynie złożoną im przez bank ofertę przystąpienia do tej umowy, przy czym nigdy nie zostali poinformowani o jej całej treści. Owa oferta została wypełniona przez pracownika banku, który przedstawił im tę umowę do podpisania. L podpisała tę ofertę, przy czym nie przeczytano jej żadnego warunku wyłączającego z zakresu ochrony ubezpieczeniowej ubezpieczonego ryzyka.
Co do kwestii, czy wbrew wymogowi dobrej wiary warunek umowny powoduje znaczącą nierównowagę wynikających z umowy praw i obowiązków stron ze szkodą dla konsumenta, TSUE wskazał, że to sąd krajowy powinien sprawdzić, czy przedsiębiorca traktujący konsumenta w sposób sprawiedliwy i słuszny mógłby się racjonalnie spodziewać, że konsument przyjąłby ten warunek w drodze indywidualnych negocjacji. W ocenie TSUE okoliczność, że konsument nie mógł zapoznać się z warunkiem umowy przed jej zawarciem, stanowi istotny element oceny ewentualnego nieuczciwego charakteru tego warunku, ponieważ ta okoliczność mogłaby skłonić konsumenta do przyjęcia obowiązków, których inaczej by nie zaakceptował, i w konsekwencji mogłaby spowodować znaczącą nierównowagę pomiędzy wzajemnymi obowiązkami stron danej umowy.
Trybunał uznał, że poprzez brak umożliwienia danemu konsumentowi zapoznania się przed zawarciem tej umowy z informacją dotyczącą tych warunków umownych oraz wszystkich skutków jej zawarcia, przedsiębiorca obciąża tego konsumenta całkowicie lub częściowo ryzykiem wynikającym z ewentualnej trwałej niezdolności do pracy.
Jeżeli w następstwie oceny okoliczności właściwych dla niniejszej sprawy Sąd odsyłający uzna, że w niniejszym przypadku, pomimo wymogu dobrej wiary, O nie mógł racjonalnie oczekiwać, przy zachowaniu wymogu przejrzystości wobec L, że zaakceptuje ona w drodze indywidualnych negocjacji rozpatrywane warunki umowne, TSUE uznał, iż ten Sąd będzie musiał stwierdzić, że warunki te mają nieuczciwy charakter.
Zgodnie z jednolitym orzecznictwem TSUE po stwierdzeniu, że dany warunek jest nieuczciwy, a tym samym nieważny, zgodnie z art. 6 ust. 1 dyrektywy 93/13/EWG sąd krajowy jest zobowiązany do odstąpienia od stosowania owego warunku, aby w sytuacji braku sprzeciwu konsumenta nie wywierała ona wiążących wobec niego skutków (wyrok TSUE z 16.7.2020 r., Caixabank i Banco Bilbao Vizcaya Argentaria, C-224/19 i C‑259/19, Legalis, pkt 50, sprawy połączone). Zatem w niniejszej sprawie nie można by było powołać się wobec L na warunek o wyłączeniu lub ograniczeniu ochrony ubezpieczeniowej w odniesieniu do ubezpieczonego ryzyka.
Trybunał orzekł, że art. 3 ust. 1 i art. 4–6 dyrektywy 93/13/EWG należy interpretować w ten sposób, iż w przypadku gdy warunek umowy ubezpieczenia dotyczący wyłączenia lub ograniczenia ochrony ubezpieczeniowej w odniesieniu do ubezpieczonego ryzyka, z którym to warunkiem dany konsument nie mógł się zapoznać przed zawarciem tej umowy, zostaje uznany przez sąd krajowy za nieuczciwy, ten sąd jest zobowiązany odstąpić od stosowania tego warunku, aby nie wywierał on wiążących skutków wobec tego konsumenta.
Komentarz
W niniejszym wyroku Trybunał po raz kolejny wyjaśniał reguły dotyczące stosowania wymogu przejrzystości warunków umownych w rozumieniu art. 4 ust. 2 i art. 5 dyrektywy 93/13/EWG (por. art. 385 § 2 i art. 3851 § 1 zd. 2 KC). Trybunał konsekwentnie uznaje, że wymóg przejrzystości nakłada obowiązek dostarczenia konsumentowi, przed zawarciem umowy, wszystkich informacji niezbędnych do tego, aby umożliwić mu zrozumienie konsekwencji ekonomicznych tych warunków, i podjęcie z pełną świadomością decyzji o związaniu się umową. Zatem ten wymóg zakłada, że konsument może zapoznać się ze wszystkimi warunkami umowy przed jej zawarciem – zob. art. 17 ust. 2 ustawy z 11.9.2015 r. o działalności ubezpieczeniowej i reasekuracyjnej (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 656). Trybunał podkreślił, że jest to szczególnie istotne w sytuacji, gdy przy zawieraniu umów powiązanych od konsumenta nie można wymagać takiej samej ostrożności co do zakresu ryzyka objętego umową ubezpieczenia, jak gdyby zawarł oddzielnie umowę ubezpieczenia i umowę kredytu.
Z prezentowanego wyroku wynika również, że skoro brak przejrzystości warunku umownego wynikający z braku jego jasności lub zrozumiałości może stanowić element, który sąd krajowy powinien wziąć pod uwagę w ramach oceny nieuczciwego charakteru tego warunku, to tym bardziej powinien on uwzględnić okoliczność, że konsument nie mógł zapoznać się z tym warunkiem przed zawarciem danej umowy.
W niniejszym wyroku TSUE potwierdził także, że stwierdzenie nieuczciwego charakteru warunku zawartego w umowie (zob. art. 3851 KC) powinno spowodować przywrócenie sytuacji prawnej i faktycznej, w jakiej znajdowałby się konsument w sytuacji braku tego nieuczciwego warunku.
Ponadto zdaniem Trybunału nieważność takiego warunku umownego, uznanego za nieuczciwy wobec konsumenta, nie wpływa na odpowiedzialność ubezpieczającego wobec ubezpieczyciela, w związku z brakiem poinformowania konsumenta przez ubezpieczającego o tym warunku.
Zaostrzenie kar dla sprawców przemocy nie jest najpilniejsze
Do śmierci Kamila przyczynił się błąd człowieka czy systemu?
O tym, czy zawinił człowiek, orzekną właściwe organy. Są prowadzone postępowania wyjaśniające w tej sprawie. Z ostatecznymi wnioskami trzeba więc poczekać. Od dawna toczą się natomiast dyskusje ekspertów wskazujące na to, że system jest niewystarczający, by przeciwdziałać tragediom.
O lukach prawnych w zakresie kompetencji organów, których zadaniem jest ochrona dzieci, rozmawiał pan z Rzecznikiem Praw Dziecka. Do jakich doszliście wniosków?
Rozmawiałem z panem rzecznikiem o tej sprawie, ale też o roli urzędu Rzecznika Praw Dziecka i przeciwdziałaniu tego typu przypadkom. Bez wątpienia istnieje potrzeba wdrożenia zmian prawnych. Można dostrzec, że instytucje, których zadaniem jest diagnoza i przeciwdziałanie przemocy domowej, funkcjonują, ale brakuje koordynacji ich działań i wymiany informacji. Należy udrożnić kanały przekazywania informacji. Zauważmy, że w Częstochowie instytucje działały. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, kurator sądowy, asystent rodziny, dzielnicowy, nauczyciele i dyrekcja szkoły, a wreszcie sąd nie były bierne.
Trwa analiza, by sprawdzić, czy sposób ich działania był adekwatny do sytuacji. Tych instytucji jest jednak bardzo dużo, a nie istnieją klarowne przepisy, które wyjaśniałyby, w jaki sposób mają się porozumiewać, zwłaszcza gdy rodzina zmienia miejsce zamieszkania.
W Sejmie spoczywa projekt ustawy przedstawiony przez rzecznika praw dziecka, którego celem jest wzmocnienie tej instytucji. Mamy obecnie konstytucyjną instytucję, której zadaniem jest stanie na straży praw dziecka. Problem jest taki, że jej kompetencje nie są wystarczające. Należy np. wzmocnić pozycję rzecznika w postępowaniach karnych. W tej chwili RPD może przystąpić do postępowania w sprawach rodzinnych, ale nie może zgłosić udziału w postępowaniu karnym.
Można by pomyśleć, w jakie jeszcze inne uprawnienia należałoby wyposażyć tę instytucję. Być może to właśnie rzecznik praw dziecka powinien sprawować centralną pieczę nad śmiertelnymi przypadkami krzywdzenia dzieci. Powinno się wprowadzić obowiązek informowania RPD o każdym takim przypadku. Brakuje bowiem na poziomie krajowym efektywnego mechanizmu pozwalającego na diagnozowanie i analizowanie takich tragedii.
Czyli należy wrócić do projektu ustawy o analizie śmiertelnych przypadków krzywdzenia dzieci?
Tak, bardzo zachęcam, by do tego projektu wrócić. Projekt jest inspirowany systemem, który obowiązuje w Wielkiej Brytanii. Każda sprawa, która kończy się śmiertelnym skrzywdzeniem dziecka, jest analizowana przez specjalistów – najpierw na poziomie lokalnym, a potem na poziomie krajowym. I nie chodzi o ustalenie osób odpowiedzialnych za śmierć dziecka, ale o wskazanie luk w systemie, których likwidacja pozwoliłaby uniknąć takich tragedii w przyszłości. System brytyjski doprowadził do zmniejszenia się skali takich dramatycznych zjawisk aż o 80 proc.
Ale my w Polsce nie wiemy nawet, ile takich przypadków ma miejsce.
Nie ma właściwego monitoringu. Organizacje pozarządowe, które zajmują się takimi sprawami, podają, że takich śmiertelnych przypadków jest około 30 rocznie. Około 4 tys. spraw karnych toczy się w związku ze znęcaniem się nad dziećmi.
Trzeba badać to zjawisko na poziomie centralnym. W tej chwili monitoruje je wiele różnych instytucji. Przyjmują one różne kryteria. Nie mamy więc jasnego obrazu skali problemów.
Czyli dopiero po przeprowadzeniu analiz powinniśmy zmienić przepisy? Czy nie powinniśmy działać już teraz?
Należy się zastanowić, co pilnie należałoby zmienić w systemie prawnym. Do przestrzeni publicznej płynie mnóstwo sygnałów dotyczących luk. Np. Stowarzyszenie Sędziów Rodzinnych wskazuje na problem przeciążenia sądów rodzinnych. Istotne jest też to, że brakuje rodzin zastępczych. W rezultacie dochodzi do sytuacji, że sąd orzeka o umieszczeniu dziecka w pieczy zastępczej, ale wyrok nie może być wykonany. Należy się zastanowić, jak zachęcić rodziny do uczestnictwa w systemie.
Powinno się polepszyć warunki funkcjonowania w sferze finansowej, podatkowej, administracyjnej i społecznej tak, by ludzie, którym leży na sercu dobro dziecka, chętniej podejmowali decyzje o tym, by stworzyć rodzinę zastępczą.
Wskazywany jest też deficyt szkoleń. Wiele zależy nie tylko od wrażliwości, ale i wiedzy ludzi, którzy zajmują się dziećmi. Powinni wiedzieć, jak zidentyfikować ofiarę przemocy domowej. Sędziowie uważają, że należy wzmocnić tę stronę. Takie instytucje jak np. Krajowa Szkoła Sądów i Prokuratury mogłaby się zastanowić, czy nie zwiększyć liczby szkoleń z tego obszaru dla aplikantów.
A czy nauczyciele nie powinni przejść dodatkowych szkoleń?
Powinni. Nie mówię, że w sprawie częstochowskiej nauczyciele zrobili zbyt mało. Szkoła reagowała. Chodzi o to, by systemowo jak najwięcej osób i instytucji potrafiło zidentyfikować, że dziecko jest ofiarą przemocy.
Niedługo wejdzie w życie nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Jak pan ją ocenia?
Ta ustawa idzie w dobrym kierunku. Rozszerza definicję przemocy, również o przemoc ekonomiczną i o przemoc cyfrową. Wdraża też bardzo ważne postanowienie konwencji stambulskiej, zgodnie z którym ofiarą przemocy jest również jej świadek. Ofiarą będzie więc nie tylko dziecko, które bezpośrednio doświadcza przemocy, ale również takie, które ją obserwuje.
Ważną zmianą jest wzmocnienie roli zespołów interdyscyplinarnych, które działają w gminach. Obecnie zespoły mają ograniczone kompetencje, jeśli chodzi o postępowanie ze sprawcami przemocy. Dobrze, że nowelizacja zawiera obowiązkowe objęcie sprawcy przemocy terapią, jeśli tylko zespół uzna to za celowe.
To rozwiązanie jest akurat krytykowane, bo do terapii nie można zmusić.
Oczywiście, nie można zmusić, by ktoś w pełni skorzystał z instrumentów, jakie dają terapie. Z raportów Grevio, czyli instytucji monitorującej wdrażanie konwencji stambulskiej, wynika jednak, że jest to wskazane.
W nowelizacji jest też inna ważna zmiana. W obecnym stanie prawnym pracownik pomocy społecznej może odebrać dziecko z domu wbrew woli rodziców. Może to jednak uczynić wyłącznie, gdy istnieje bezpośrednie zagrożenie życia. Taka sytuacja ma miejsce niezwykle rzadko. Wszystko przez przesłankę bezpośredniości. To musi być sytuacja, w której w obecności pracownika socjalnego dochodzi do bezpośredniego zagrożenia życia. Nowelizacja wykreśla słowo „bezpośrednie”. Będzie więc więcej zaufania dla pracownika socjalnego. Będzie mu łatwiej podjąć taką decyzję. To krok w dobrą stronę.
Czyli powinniśmy działać odważniej – odbierać dzieci, kiedy są sygnały o przemocy, a potem szczegółowo wyjaśniać sprawę?
Decyzja o odebraniu dziecka rodzinie jest bardzo trudna. Wymaga zbadania wszystkich okoliczności sprawy. Warto więc przyjrzeć się przepływowi informacji. Mamy wiele instytucji, które zajmują się rodzinami dysfunkcyjnymi. Mamy policję, mamy OPS, mamy asystentów rodziny, szkoły i kuratorów. Wszystkie gromadzą dane na temat rodziny. Problem polega na tym, że te informacje nie są w odpowiedniej formie agregowane, by dać sądowi pełny obraz warunków, w jakich przebywa dziecko. Pamiętajmy, że odebranie dziecka to bardzo głęboka ingerencja w prawa i wolności człowieka. Dlatego też zawsze sytuację powinien ocenić niezawisły sędzia na podstawie rzetelnie zgromadzonych dowodów.
Pracownicy socjalni alarmują, że należy wprowadzić zmiany na styku pomocy społecznej i sądów rodzinnych. Po złożeniu wniosku do sądu o natychmiastowe zabezpieczenie dziecka pracownicy socjalni często nie są wzywani, a nie wszystko da się ująć w dokumentach. Sąd wzywa natomiast rodziców, którzy, jak łatwo można się domyślić, nie są skorzy, by przyznawać się do stosowania przemocy.
Sąd zawiadamia strony postępowania. Pracownicy pomocy społecznej nie są uczestnikami postępowań. Apel pracowników socjalnych jest zasadny. Oni informują sąd o sytuacji, a potem nie mają żadnej informacji. Tutaj też potrzebne są zmiany.
Sąd nie przesyła nawet do gminy informacji, jaką decyzję podjął.
Zgadza się – pracownicy socjalni nie mają informacji zwrotnej. Powinny być jasne kanały dialogu między osobami, które odwiedzają te rodziny w domu, a sędzią. Obecnie ich brakuje.
A czy brakuje kadr?
Ewidentnie. Brakuje kadr i pieniędzy. To jest jednak już sprawa z zakresu prowadzenia polityki państwa. Zastanówmy się, co zrobić, by władza publiczna miała pełny obraz tego, czy należy pozostawić dziecko w danej rodzinie, czy nie będzie to zagrażało bezpieczeństwu dziecka.
Jak powinno reagować otoczenie?
Każdy ma zarówno moralny, jak i prawny obowiązek udzielenia pomocy i poinformowania organów ścigania o tym, że dochodzi do przestępstwa. Każdy człowiek, który w swoim otoczeniu ma krzywdzone dziecko, powinien sprawę zgłaszać policji. W Częstochowie był dzielnicowy, który obserwował rodzinę. Była więc osoba, do której łatwo było dotrzeć. Jeżeli mamy podejrzenie, że doszło do pobicia dziecka, należy o tym zawiadomić policję. To przecież przestępstwo.
Czy trzeba surowiej karać sprawców przemocy?
Myślę, że to nie jest w tej chwili najpilniejsza sprawa. Nie sądzę, że człowiek, który dokonał zabójstwa w Częstochowie, zastanawiał się, jaka kara mu grozi.
Jeśli chodzi o walkę z przemocą, jest kilka innych bardzo ważnych kwestii. Obowiązują obecnie przepisy, które pozwalają nakazać sprawcy przemocy domowej natychmiastowe opuszczenie mieszkania. Problem jest taki, że sąd to robi w ciągu miesiąca od dnia wpłynięcia wniosku lub później. Jeśli więc matka będąca ofiarą przemocy złoży wniosek do sądu, będzie musiała wraz z dziećmi czekać tygodnie pod jednym dachem ze sprawcą przemocy na takie orzeczenie.
Sprawca zapewne w międzyczasie otrzymuje zawiadomienie.
Tak. Proszę więc sobie wyobrazić, jak wygląda życie takiej rodziny.
Czyli o natychmiastowym opuszczeniu mieszkania przez sprawcę powinny orzekać sądy rodzinne w krótkim terminie?
Obecnie orzekają o tym wydziały cywilne, które są bardzo przeciążone. Twórcy tego przepisu doszli bowiem do wniosku, że to sprawa eksmisyjna. Ale tu przecież nie rozstrzyga się o własności lokalu. To sprawa czysto interwencyjna, dotycząca przemocy w rodzinie. Z pewnością powinny zająć się tym sądy rodzinne.
Kolejna sprawa – ofiary przemocy domowej nie mają pierwszeństwa w kolejce do zasobu mieszkaniowego w gminach. Czekają w długich kolejkach. Wiemy, że lokali socjalnych brakuje. Mamy więc kaskadę problemów, których doświadczają ofiary. Trzeba spojrzeć na sytuację takich rodzin z góry. I na podstawie dyskusji z przedstawicielami policji, MOPS, sędziami, kuratorami wyciągnąć wnioski. Ważne jest, by te dyskusje nie trwały latami.
Broni pan również praw osadzonych. Czy będzie pan w jakiś sposób szczególny nadzorował, co dzieje się z ojczymem i matką Kamila? Bo za więziennymi murami z pewnością nic dobrego ich nie spotka…
Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich i Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur monitoruje sytuację we wszystkich miejscach pozbawienia wolności. Jeśli otrzymujemy informację o niewłaściwym traktowaniu osadzonych, podejmujemy działania. To codzienność naszej pracy. Jeśli więc wpłyną sygnały od samego więźnia albo od jego rodziny, wówczas podejmiemy kroki zgodnie z obowiązującymi procedurami.
Wydawcy walczą z piratami w sieci
Na podstawie liczby pobrań plików ze strony internetowej, na której udostępniane są elektroniczne wersje książek, na ponad 2 mln 800 tys. zł oszacowano straty wynikłe z nielegalnego pobrania e-booków. Jest to jedynie mały wycinek wszystkich pobrań.
Sześciu wydawców z Poznania wraz ze Stowarzyszeniem Czytam i Słucham Legalnie złożyło w związku z tym 18.5.2023 r. do Prokuratury Rejonowej Poznań-Grunwald w Poznaniu zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez użytkowników popularnego serwisu internetowego, którzy na masową skalę publicznie udostępniali książki w wersji elektronicznej.
Zero refleksji
Na kilku portalach internetowych czy grupach na Facebooku ludzie bez jakiejkolwiek refleksji dotyczącej legalności swoich działań rozpowszechniają skany, skonwertowane pliki tekstowe lub audio ulubionych książek. Te następnie są pobierane przez tysiące użytkowników bez uiszczania opłat.
Stowarzyszenie Czytam i Słucham Legalnie ma na swoim koncie już kilka zakończonych sukcesem akcji, m.in. doprowadzenie do zawieszenia działania serwisu, który zarabiał na okradaniu autorów i wydawców, publikując bez zezwolenia opracowania książek w wersji audio. Zgodnie z art. 116 § 1 prawa autorskiego za rozpowszechnianie cudzego utworu bez uprawnienia albo wbrew jego warunkom w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania grozi grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch. Jeśli w dodatku ktoś na tym zarabia, grozi mu do trzech lat więzienia, a gdy jest to jego stałe źródło dochodu, grozi mu nawet do pięciu lat.
Do znalezienia w internetowym gąszczu udostępnianych nielegalnie plików Stowarzyszenie Czytam i Słucham Legalnie wraz z kilkunastoma wydawcami używa specjalnego oprogramowania. Kilka lat temu stworzył je, przy współpracy z programistami, Sławomir Brudny, członek zarządu Stowarzyszenia Czytam i Słucham Legalnie. Gdy udostępniony nielegalnie plik zostaje namierzony, stowarzyszenie wnosi do portalu internetowego, w którym zamieszczony jest plik, o jego usunięcie. Zanim to jednak nastąpi, książka jest pobierana nawet kilkaset razy, a po jej usunięciu pojawiają się kolejne nielegalne kopie.
Ważna jest jednak świadomość Polaków, że udostępniając pliki, okradamy swojego ulubionego autora i powodujemy, że jego działalność staje się dla niego mniej opłacalna. W konsekwencji może nawet zrezygnować z tworzenia. Stowarzyszenie Czytam i Słucham Legalnie prowadzi kampanie informacyjne dla osób, które nie zdają sobie z tego sprawy.
Zmiana przepisów
Według Sławomira Brudnego oprócz edukacji pomocna byłaby także zmiana prawa na takie, aby karani byli nie tylko nielegalnie udostępniający pliki, ale także je pobierający. Przypomnijmy, że zgodnie z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 10.4.2014 r. w sprawie C-435/12 źródło kopii powinno być legalne także w przypadku użytku prywatnego.
– Naszym postulatem jest, by pobierający także ponosili odpowiedzialność, ale w praktyce obciążana taką odpowiedzialnością jest jedynie osoba udostępniająca pliki – mówi Michał Kubanek, radca prawny i członek Zarządu Stowarzyszenia Słucham i Czytam Legalnie. Jak dodaje, ważne według niego jest jednak nie tyle zmienianie polskiego prawa, ile stosowanie obowiązujących przepisów oraz ich przestrzeganie.
Sławomir Brudny podkreśla natomiast, że przeszkoleni w prawie autorskim powinni być także prokuratorzy i policjanci, aby nie bagatelizowali problemu kradzieży treści online. Ważne jest też, aby po wpisaniu w wyszukiwarce tytułów w pierwszej kolejności pojawiały się legalne pliki. Obecnie często najwyżej pozycjonowane są strony zarabiające na okradaniu twórców i wydawców.
Ilu autorów i wydawców może być poszkodowanych w wyniku nielegalnego udostępniania treści online? Michał Kubanek uważa, że w praktyce trudno znaleźć wydawcę czy autora, który nie jest poszkodowany.
Skalę problemu może pokazać fakt, że wspomniane oprogramowanie w ciągu pierwszych dwóch miesięcy tego roku namierzyło ok. 400 tys. nielegalnie udostępnionych plików w czterech serwisach. Na jednej z tych stron jest nawet licznik pobrań, z którego wynika, że poszczególne skany książek znanego autora tylko z tej strony zostały pobrane m.in. 36 tys. razy, 25 tys. razy, a nawet 882 tys. razy! To zaledwie trzy tytuły książek, trzy skany i tylko jedna ze stron internetowych. Według wyników badań przeprowadzonych przez portal lubimyczytac.pl wspólnie z Polską Izbą Książki aż 25 proc. osób czytających e-booki i audiobooki przyznaje się do pobierania ich z nielegalnych źródeł.
Sztuczna inteligencja już zmienia rolę urzędnika
Już teraz algorytmy podpowiadają treść decyzji administracyjnych, wykrywają próby nadużyć i doradzają petentom. Zdaniem ekspertów sztuczna inteligencja może pozbawić zajęcia urzędników o niższych kwalifikacjach.
– Może zastąpić pracowników administracji w mniej skomplikowanych, powtarzalnych procesach. W kwestiach bardziej złożonych, np. projektowania polityk publicznych czy prawodawstwa, człowiek jest na razie niezastępowalny. Sztuczna inteligencja z pewnością zmieni więc rolę urzędnika – uważa Jerzy Siekiera, prezes Stowarzyszenia Absolwentów KSAP.
To nie pieśń przyszłości
– Zgodnie z przepisami decyzje administracyjne wydają upoważnieni urzędnicy. Mogą jedynie skorzystać ze sztucznej inteligencji przy tworzeniu jej projektu. Nie ma regulacji, która by zabraniała skorzystania z aplikacji podpowiadającej projekt treści decyzji, jednak to urzędnicy biorą za nią odpowiedzialność – podkreśla Arkadiusz Steć, adwokat.
Okazuje się, że sztuczna inteligencja w administracji publicznej to nie pieśń przyszłości. Ministerstwa już z niej korzystają.
– Algorytmy uczenia maszynowego wspierają pracę – z zastrzeżeniem niepodejmowania decyzji automatycznie – wyjaśnia Małgorzata Jarosińska-Jedynak, wiceminister funduszy i polityki regionalnej w odpowiedzi na interpelację poselską Hanny Gill-Piątek.
Zarówno Ministerstwo Rozwoju i Technologii, jak i Ministerstwo Finansów używa sztucznej inteligencji, odpowiadając na pytania interesantów.
– Komponent sztucznej inteligencji obsługuje aktualnie ok. 7 tys. rozmów miesięcznie. Wirtualny Urzędnik odpowiada na pytania klientów dotyczące kwestii użytkowania usług Państwowej Inspekcji Pracy, Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej i KRS – wyjaśnia Waldemar Buda.
Jest też Wirtualny Asystent – system wykorzystywany do świadczenia usługi infolinii dla przedsiębiorców, przyszłych przedsiębiorców i innych zainteresowanych pozyskaniem informacji o programie Fundusze Europejskie dla Nowoczesnej Gospodarki.
Ministerstwo Finansów wykorzystuje m.in. chatbota, by odpowiadał na najczęściej pojawiające się pytania podatkowe.
Choć tego typu rozwiązania są wygodne, trzeba być też świadomym zagrożeń, jakie ze sobą niosą.
– W Polsce nie ma regulacji dotyczącej odpowiedzialności sztucznej inteligencji za ewentualne wprowadzenie w błąd. Potrzebny jest regulamin porad świadczonych za pomocą chatbotów, który wykluczałby odpowiedzialność urzędu. Regulamin ten powinien być łatwo dostępny oraz zrozumiały dla przeciętnego korzystającego – komentuje Arkadiusz Steć.
Projekt decyzji
Jak wynika z odpowiedzi na interpelację poselską, ze sztucznej inteligencji korzystają też urzędy pracy i jednostki organizacyjne zabezpieczenia społecznego i rodziny.
– Algorytmy wspomagają urzędników w wydawaniu decyzji administracyjnych – wyjaśnia Stanisław Szwed, wiceminister rodziny i polityki społecznej.
Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa korzysta ze sztucznej inteligencji przy wypłacie środków unijnych. System na podstawie zebranych przez satelity danych jest w stanie zweryfikować, co i gdzie uprawiają wnoszący o unijne środki rolnicy. Identyfikuje prowadzone zabiegi i określa pokrywę roślinną.
Bogate doświadczenie w wykorzystaniu modeli sztucznej inteligencji ma resort zdrowia. Na przykład w programie pilotażowym e-Stetoskop oceniano zmiany osłuchowe w układzie oddechowym u pacjentów chorych na koronawirusa. System wykrywał m.in. świsty i rzężenia, ale też określał częstotliwość rytmu serca.
Z kolei Centrum e-Zdrowia wykorzystuje sztuczną inteligencję, by wytropić nadużycia w systemie ochrony zdrowia.
W Ministerstwie Infrastruktury, MSZ, Ministerstwie Klimatu i Środowiska, Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ministerstwie Edukacji i Szkolnictwa Wyższego nie korzysta się ze sztucznej inteligencji i korzystać nie planuje.
Minister aktywów państwowych Jacek Sasin deklaruje, że wykorzystuje sztuczną inteligencję, ale jako przykład podaje popularny system informacji prawnej.
Janusz Cieszyński, minister cyfryzacji
Jednym z założeń europejskich regulacji dotyczących sztucznej inteligencji jest to, że systemy ją wykorzystujące nie będą mogły wydawać decyzji za urzędników.
Na razie koszty wdrożenia sztucznej inteligencji są bardzo wysokie. Nie jest to więc sposób na tanie państwo. I dziś administrację wspomagają rozwiązania bazujące na sztucznej inteligencji. To dobrze. Pozwalają wyręczyć urzędników w wykonywaniu powtarzających się czynności. W administracji potrzebujemy ekspertów, którzy będą kreować politykę, a w tym sztuczna inteligencja nie pomoże.
Zadaniem sztucznej inteligencji jest przede wszystkim wsparcie. W związku z jej wykorzystaniem nie będą zwalniani ludzie. Administracja bierze na siebie coraz więcej zadań, nie zwiększając zatrudnienia.